Komentarze
Czeski (czy tylko?) sen

Czeski (czy tylko?) sen

W ramach zajęć ze studentami pokazałem im film dokumentalny pt. Czeski sen. To dokument zrealizowany w 2004 r. w Czechach, na krótko przed wejściem tego kraju do Unii Europejskiej. Jego autorami są dwaj studenci szkoły filmowej.

Film pokazuje kampanię reklamową supermarketu o nazwie Czeski sen. Supermarketu, który… w rzeczywistości nie istnieje i nigdy nie miał powstać. Autorom udało się pozyskać dofinansowanie oraz sponsorów, gdyż realizacja projektu wymagała całkiem sporych środków.

Najpierw dwóch studentów na naszych oczach zmienia się w profesjonalnych, ubranych w drogie garnitury menedżerów. Później jesteśmy świadkami kolejnych etapów kreowania kampanii reklamowej: powstaje logo sklepu, plakaty, ulotki, nawet piosenka. Reklamy w metrze, na ulicach, w prasie, radiu i telewizji. Profesjonalnie przebadane najpierw w grupach fokusowych, a nawet przy pomocy tzw. eyetrackingu (metoda, która pozwala zarejestrować ruch oka osoby patrzącej na stronę gazety, ulotki, plakatu – dzięki temu wiadomo, które elementy są dobrze zauważalne, a które trzeba bardziej wyeksponować). Do ostatniej chwili nieznana jest lokalizacja sklepu, który obiecuje promocyjne towary w niewiarygodnie niskich cenach. W dniu otwarcia autorzy przeżywają chwilę napięcia: czy ludzie przyjdą? Czy uwierzyli? Obawy okazują się zbędne – przybywa ponad dwa tysiące osób. Grzecznie stoją za barierkami, a kiedy ochrona otwiera bramki, wszyscy biegną w stronę stojącego jakieś 200 m dalej sklepu. Nie zniechęca ich nawet to, że ów sklep stoi na środku łąki, że prowadzi do niego wąska żwirowa droga. Biegną po trawie… a kiedy dobiegają, okazuje się, że sklepu nie ma. Że przed nimi stoi tylko fasada – plandeka, rozpięta na rusztowaniu. Zdenerwowanie, rozczarowanie, złość… – Tam jest jakiś duży budynek! – woła ktoś nagle i grupa młodych ludzi biegnie, aby sprawdzić, czy może jednak znajdą swój „czeski sen”…

Eksperyment odbił się swego czasu szerokim echem w Czechach, oparł się nawet o świat polityki. Po spektaklu dyskutowaliśmy ze studentami. Niektórzy byli zdenerwowani na autorów filmu zupełnie jak oszukani ludzie. Kiedy emocje opadły, zaczęliśmy zadawać sobie pytanie: czy każdego dnia przypadkiem nie śni nam się taki „czeski sen”? Jesteśmy nieustannie bombardowani przez reklamy i informacje o świecie. Przestajemy odróżniać jedno od drugiego. A przecież reklama to przekaz typowo perswazyjny, który ma nas do czegoś nakłonić. Składa obietnicę zaspokojenia naszych potrzeb. A czasem nawet sam tę potrzebę w nas stwarza. Informacja – powinna być zgodna z prawdą i obiektywna. Czy zawsze jest? Czy większość informacji po prostu nie zaśmieca naszych głów, nie obciąża ich niepotrzebnym balastem? A z czasem przestajemy odróżniać jedno od drugiego. Informację od fikcji i reklamy, prawdę od fałszu.

Ogromną karierę zrobiło słowo „postprawda”, czyli „przekaz, którego stosunek do prawdy może być bardzo luźny – najważniejsze jest, aby treść takiego przekazu oddawała stan ducha i zgadzała się z wiedzą, którą już dysponują jego odbiorcy” (Artur Bartkiewicz „Rzeczpospolita-Plus Minus” z 7 stycznia br.). Innymi słowy – to kłamstwo, ale takie, jakie słuchacze chcą usłyszeć i które zaspokoi ich potrzeby oraz zgadza się z ich sposobem myślenia i emocjami. W dobie postprawdy nie ma miejsca na myślenie, racjonalne argumenty i rzeczową dyskusję – bo ich nikt nie chce słuchać, bo są odbierane jako nudne. Jest miejsce na rozgrzewanie emocji – tak, by „czeski sen” trwał. A kiedy ci, którzy śnią, wreszcie się obudzą i zobaczą, że zamiast obiecanego supermarketu dostali płachtę rozpiętą na kołkach? Wyciągną wnioski? Chciałbym być optymistą… ale nie jestem.

Ks. Andrzej Adamski