Komentarze
Dla mnie to mój kraj

Dla mnie to mój kraj

Kilka dni temu na dnie jednej z szuflad biurka natknąłem się na starą płytę z utworami Krzysztofa Daukszewicza. A że dawno nie słuchałem twórczości znanego satyryka, postanowiłem włożyć krążek do odtwarzacza.

Obok „Ballady dziadowskiej”, „Tyle mi zostało” czy „Prośby” w pewnym momencie z głośnika popłynęły słowa: „Zbyt często mnie pytają ludzie, co śpiewam im i gram, jaki naprawdę, jaki jest mój kraj?”. Tekst piosenki pt. „I to jest mój kraj” oraz dobiegająca ze stojącego w sąsiednim pokoju telewizora jałowa dyskusja na temat tego, czy 12 listopada powinien być dniem wolnym od pracy, zrodziły w mojej głowie kilka pytań. Otóż wciąż zastanawiam się, co pokolenie moje i moich wchodzących w dorosłość dzieci zapamięta z obchodów 100 rocznicy odzyskania przez Polskę niepodległości? Czy 11 listopada 2018 r. mieszkańcy kraju nad Wisłą, podobnie jak ich przodkowie przed wiekiem, poczują się wyjątkowo dumni, silni i zjednoczeni? Czy będzie to dzień chwały, triumfu i narodowego sukcesu? Czy będziemy w stanie stanąć razem, z podniesionymi czołami i bez kompleksów wykrzyczeć całemu światu, że jesteśmy ambitnym, pewnym siebie wolnym narodem?

W 1918 r. pierwszy premier niepodległej Polski Jędrzej Moraczewski pisał: „Niepodobna oddać tego upojenia, tego szału radości, jaki ludność polską w tym momencie ogarnął… Prysły kordony. Nie ma ich. Wolność. Niepodległość. Zjednoczenie. Własne państwo! Na zawsze! Będzie dobrze. Wszystko będzie, bo jesteśmy wolni od pijawek, złodziei, rabusiów, od czapki z bączkiem, będziemy sobą rządzili…”.

A dziś? Organizacja obchodów okrągłej rocznicy odzyskania przez mój kraj niepodległości zaczyna coraz bardziej wprawiać w osłupienie. O ile na poziomie samorządowym włodarze miast, miasteczek czy gmin przy współpracy z różnymi lokalnymi organizacjami, stowarzyszeniami i społecznikami podejmują szereg inicjatyw, by godnie uczcić to wydarzenie –  o tyle na szczeblu centralnym nikt nie ma pomysłu na ogólnonarodowe świętowane. Dwa lata przygotowań, szumne zapowiedzi, miliony złotych z budżetu państwa na różne imprezy towarzyszące i ewidentny brak czegoś spektakularnego; czegoś z czym mógłby identyfikować się każdy rodak świętujący tę niepowtarzalną chwilę. Pierwotnie czymś takim miał być Marsz Niepodległości. Po tym jednak, gdy z zaproszenia prezydenta Andrzeja Dudy nie skorzystał nawet sam prezydent Andrzej Duda, czar prysł. Teraz, jak donoszą Media, jedynym akcentem łączącym rodaków ma być odśpiewanie o 12.00, wszędzie tam gdzie to możliwe, „Mazurka Dąbrowskiego”. No cóż, dobre i to. Po południu radosne świętowanie ograniczy się zapewne do tego, iż elity polityczne i intelektualne celebrujące niepodległość swego kraju po raz kolejny zaczną obrzucać się obelgami i szukać winnych. A winny będzie oczywiście naród, który jak zwykle zawiódł, zbyt licznie głosując na tych drugich.

Tymczasem w głośniku mego odtwarzacza wspomniany satyryk dalej nucił: „Tu jedni mają grosz powszedni, a drudzy pełny miech. Tu mądrych orzą, głupich sieją, a trzecim z tego śmiech (…). Tu wielki złodziej ex-dobrodziej spokojnie może tyć. I są uczciwi, żywi, choć tak ciężko jest im żyć (…). Tu święte krowy jeżdżą w nowych mercedesach benz. Tramwaje mają ci, co wstają do pracy piąta pięć (…). Dla uczciwych to piekło, dla cwaniaków raj, dla głupich głupota, dla mnie to mój kraj.”. No cóż tym razem nie wyszło. Może uda się za kolejnych 100 lat.

Leszek Sawicki