Kultura
Źródło: J
Źródło: J

Ewangelią trzeba żyć, a nie o niej gadać

Szymon Hołownia, znany dziennikarz i publicysta, autor książek, fundator fundacji Kasisi i Dobra Fabryka gościł w Muzeum Regionalnym w Siedlcach na zaproszenie Miejskiej Biblioteki Publicznej.

Dwugodzinne spotkanie z publicznością, która składała się nie tylko z sympatyków programu „Mam talent”, ale również z czytelników jego książek i sympatyków aktywności charytatywnej, miało charakter praktycznej, życiowej katechezy. Zapytany o misyjność Kościoła dziennikarz podkreślił, że to bardzo złożony temat i należy rozpatrywać go na dwóch płaszczyznach: zewnętrznej i wewnętrznej. - Kojarzy nam się z Afryką i mówieniem o Ewangelii tamtejszym ludziom. Tymczasem Polska też jest krajem misyjnym. Widać to na każdym kroku. Wystarczy włączyć telewizor czy internet. Formalnie jesteśmy chrześcijanami, a w rzeczywistości często poganami - przyznał.

Dodał, iż w Polsce są środowiska, które otwarcie mówią, iż nie zgadzają się z nauczaniem Ojca Świętego Franciszka, a ostatnim legalnie wybranym papieżem był Pius XII. – Czekamy na schizmę z tzw. lewej strony, tymczasem powstaje ona z prawej – zauważył, dodając, że dziś w relacjach międzyludzkich dominuje nienawiść. – Ks. Robert Skrzypczak powiedział, iż wszyscy myślą, iż jest ona przeciwieństwem miłości. Tymczasem przeciwieństwem miłości jest żółć. Ona nas zalewa, przybierając formę internetowego hejtu, walki partyjnej itd. Dlatego musimy zostać na nowo ewangelizowani. Jednak misyjność Kościoła nie może oprzeć się o nic innego jak wyłącznie o czysty autorytet Ewangelii. Potrafimy wprawdzie przeżegnać się tak, jak trzeba, uczestniczyć w Mszy św. A ilu ludzi nawróciło się, patrząc jak żyjemy? Trzeba zatem działać, wychodzić do ludzi. Nie możemy zgnuśnieć, bo to nie jest chrześcijaństwo. Ponadto należy uświadomić sobie, że polski Kościół wymaga misji, że musimy się nawracać. Nie mam złudzeń co do mojego zaangażowania w chrześcijaństwo. Owszem paru ludzi powiedziało, że fajne słowa napisałem, ale nikt się jeszcze nie nawrócił. I nie ma w tym żadnej kokieterii – stwierdził.

 

Być jak papież Franciszek

Podczas spotkania dziennikarz często nawiązywał do osoby Ojca Świętego Franciszka czy papieskiego jałmużnika abp. Konrada Krajewskiego, prywatnie znajomego S. Hołowni, a także s. Małgorzaty Chmielewskiej, podkreślając, iż to ludzie, którzy żyją Ewangelią. – Chciałbym być taki, jak oni. I zadaję sobie pytanie: co mi w tym przeszkadza? Co się dzieje w moim życiu, że choć od 42 lat jestem w Kościele, to nie stać mnie na ten ewangeliczny radykalizm? Dlaczego wierzę w Boga, ale nie Bogu? Jeśli tego nie zrozumiemy, spełnią się słowa Benedykta XVI, który jeszcze jako kard. Ratzinger napisał, iż Kościół katolicki ograniczy się do minimalnej grupy osób opierającej swą działalność na sile Ewangelii. Wtedy ludzie sami zaczną przychodzić i zobaczymy w Europie nową wiosnę Kościoła – stwierdził, zwracając uwagę, że żyjemy w krytycznych czasach, wręcz jesteśmy na zakręcie, i jeśli nie zmienimy biegu, sposobu jazdy, to się przewrócimy. Dziennikarz przyznał, iż jest fanem papieża Franciszka, a najbardziej podoba mu się w Ojcu Świętym wolność. Płynie ona właśnie z Ewangelii.

 

Potrzeba kleju

S. Hołownia podkreślił, że popadliśmy w Kościele w tzw. mentalność eventową, tzn. zapraszamy jeszcze fajniejszego rekolekcjonistę niż w zeszłym roku, zrobimy koncerty, filmy itd. Zdaniem publicysty to droga donikąd, gdyż przyjdzie czas, że młodzi i tak tym się znudzą. – To Kościół czy agencja reklamowa? – pytał. – Ludzie toną dziś w nadmiarze słów. Słyszeli już wszystkie. Dziś muszą – jak uczniowie Jezusa, którzy też słyszeli pewnie przemowy wielu złotoustych pseudomesjaszy – zobaczyć, dotknąć, doświadczyć, przeżyć. O wiele bardziej działa na mnie przykład człowieka, który naprawdę zaufał Bogu i potraktowana Ewangelię serio ł, a nie jak bar sałatkowy – wyznał, dodając, iż wszyscy powinniśmy wziąć sobie do serca chińskie przysłowie, które przypomina: „Jest później niż myślisz”. – Bardzo boję się czyśćca, bo myślę, że w moim przypadku będzie on polegał na rozpamiętywaniu tego, co mogłem zrobić, a nie zrobiłem. Dlatego jeszcze dziś trzeba zmienić swoje życie, bo jutra może nie być – przestrzegał, a na pytanie o to, jak zlikwidować w Polsce podziały, odpowiedział: – Potrzeba nam producenta „kleju”, człowieka, który powie nam, co zrobić, byśmy zaczęli się lubić jako Polacy. Uważam, że Polacy powinni częściej ze sobą jeść i pić oraz rozmawiać, a nie dyskutować – stwierdził żartobliwie. – Kard. Timothy Dolan mówił kiedyś, że nie ma takich problemów w dziejach ludzkości, których nie da się rozwiązać przy pomocy grilla i paru piw na patio. I ja się z ks. kardynałem absolutnie zgadzam – dodał autor „36 i 6 sposobów na to, jak uniknąć życiowej gorączki, czyli Katechizmu według Szymona Hołowni”.

 

Zmieniać świat po centymetrze

Gość biblioteki opowiadał również o swoich fundacjach Kasisi i Dobrej Fabryce, które pomagają mieszkańcom państw afrykańskich, prowadząc m. in. ośrodek dożywiania w Ntamugendze, wiosce trędowatych w Togo czy hospicjum w Rwandzie. Zachęcał do wsparcia ich działań, przekonując, że każda pomoc, nawet najmniejsza, zmienia rzeczywistość żyjących tam ludzi. – Po kilku latach działania fundacji wspierającej sierociniec widzimy już bardzo konkretne zmiany: mniej dzieci umiera i choruje, chętniej się bawią, lepiej się uczą, rozwijają swoje pasje. Gdyż organizujemy im np. zajęcia z malarstwa, są pewniejsze. Kasisi i pracujące tam ss. służebniczki Najświętszej Maryi Panny Niepokalanie Poczętej pokazały mi w praktyce, jak wygląda ewangelizacja – opowiadał S. Hołownia, którego zdaniem świat trzeba zmieniać po centymetrze. Przekonywał również, że pomaganie nie wymaga ani wielkiego wysiłku, ani wielkich pieniędzy. Można np. zadeklarować cotygodniowy przelew w wysokości 5 zł, robić zakupy w tzw. Rozpieszczalniku lub w spiżarni, kupić online konkretny lek lub wspierać konkretną osobę. – Kiedy trafiłem do Afryki, pierwszą potrzebą było opisanie tego wszystkiego, co zobaczyłem. Ludzi, głód, wyzysk, starców umierających na klepiskach, gnijących za życia. Mogłem napisać, ale stwierdziłem, że trzeba coś zrobić. Nie zbawimy całego świata, ale możemy pomóc choćby jednej osobie. Zbawiajmy ten świat po kawałku – zachęcał.

Podczas spotkania można było także kupić książki S. Hołowni, które były cegiełkami – dochód z ich sprzedaży przeznaczony został dla podopiecznych fundacji Kasisi i Dobra Fabryka.

MD