Komentarze
Komu te pieniądze się należą?

Komu te pieniądze się należą?

Gdzie są moje pieniądze z komunii? - to pytanie stało się już memem. Zadają je dorośli, którzy po latach orientują się, że nie skorzystali z finansowego prezentu.

Mimo że to dzieci zostają obdarowane, zawartość kopert trafia do kieszeni rodziców. Tak to już jest, a nawet mówią o tym przepisy prawa, że to opiekunowie zarządzają finansami swoich pociech i mogą zrobić z ich pieniędzmi tak naprawdę, co tylko chcą. I raczej nie odkładają, żeby przekazać je dziecku, gdy będzie dorosłe. Szybciej wskażą na lodówkę, meble czy komputer, które za nie kupili. Pieniądze z komunii to jednak mały pryszcz.

Co wtedy, kiedy rodzice usłyszą od swoich dorosłych pociech: „Gdzie są moje pieniądze z 500+ (a od stycznia – 800+)?”, domagając się ich zwrotu. Gwoli przypomnienia, chodzi o rządowy program funkcjonujący od kilku dobrych lat. Początkowo jego celem miał być wzrost dzietności, ale na tym polu poniósł totalną porażkę. Za to można mówić o efekcie ekonomicznym. Zwiększenie dochodów do dyspozycji w gospodarstwach domowych spowodowało wzrost popytu na rynku, konsumpcję, a więc przyczyniło się do rozkręcenia gospodarki. Przedsiębiorcy dodatkowo zacierają ręce, śmiało windując ceny swoich produktów czy usług. Wiedzą, że beneficjent rządowego programu zapłaci każdą cenę – w końcu go stać.

Skupmy się jednak na tym, czemu 500+ ma teoretycznie służyć, a mianowicie: zaspokajaniu potrzeb dziecka. W wielu rodzinach tak właśnie się dzieje: rodzice inwestują w rozwój pociech, ich edukację, posyłają na wymarzone lekcje tańca, finansują hobby, przeznaczają na kolonie czy wymarzone rodzinne wakacje. U innych rodzin pieniądze zasilają po prostu domowy budżet i finansują bieżące potrzeby: opłatę rachunków, raty kredytu, zakup większego telewizora, wizyty u kosmetyczki. Czy w końcu zakup papierosów, alkoholu… Teoretycznie pracownicy opieki społecznej mogą sprawdzić, na co przeznaczana jest kwota pochodząca ze świadczenia, w praktyce zdarza się to rzadko.

No więc dziecko kończy 18 lat i spodziewa się karty bankomatowej do konta, na którym znajduje się odłożona suma. I to pokaźna, bo jeśli rodzic korzystał z programu od samego początku, to na młodego człowieka powinno czekać już prawie 50 tys. zł. Taka kwota z pewnością ułatwiłaby start w dorosłość. Tyle że rodzice rozkładają ręce, bo te pieniądze już dawno wydali. Pół biedy, jeśli wytłumaczą dziecku, że sfinansowali jego potrzeby. A co, jeśli wydali wyłącznie na siebie? Nic! Dorosłe dziecko nie ma żadnych podstaw prawnych, żeby domagać się od rodziców wypłaty pieniędzy ze świadczenia. Zgodnie z przepisami 500+ ma być przeznaczane na wychowanie dziecka i – co ważne – otrzymuje je wnioskodawca. To oznacza, że te pieniądze nie należą się dziecku i nigdy nie należały. Taki paradoks.

Rodzice, możecie spać spokojnie!

Kinga Ochnio