Tygodnik Echo Katolickie
Wydanie 14/2024 (1493)
Oburzające miłosierdzie
Od dzieciństwa jesteśmy wychowywani metodą kar i nagród, „kija i marchewki”. Nieustannie staramy się zasłużyć na czyjeś uznanie, pochwałę, premię. Jesteśmy uzależnieni od czyjejś akceptacji. Robimy wszystko, by uniknąć kary czy choćby upomnienia. Dlatego tak trudno zrozumieć nam logikę Bożego miłosierdzia. Oburza nas, że największy grzesznik, gdy nawet tuż przed śmiercią zwróci się ku Bożemu miłosierdziu, może otrzymać paszport do nieba. A przecież sam Jezus wręczył go na krzyżu łotrowi. Wystarczyło, że ten wyszeptał: „Wspomnij na mnie, grzesznika”, by usłyszeć: „Jeszcze dziś będziesz ze mną w raju”. A s. Faustynie kazał zapisać: „Niech się nie lęka zbliżyć do Mnie żadna dusza, chociażby grzechy jej były jako szkarłat”, a także: „Powiedz grzesznikom, że zawsze czekam na nich, wsłuchuję się w tętno ich serca, kiedy uderzy dla Mnie. Napisz, że przemawiam do nich przez wyrzuty sumienia, przez niepowodzenie i cierpienia, przez burze i pioruny, przemawiam przez głos Kościoła (…)”. Nie ma zatem grzechu, którego Bóg nie byłby w stanie nam odpuścić. Czyż to nie wspaniała perspektywa? W dodatku Bóg wręcza nam cały pakiet „narzędzi”, dzięki którym możemy czerpać z Jego miłosierdzia. Jakie to narzędzia? Odpowiedź w tekście „Miłosierdziem swoim ścigam grzeszników”. Polecam.