Odmierzany omiataniem pajęczyn i rewolucją w kredensie czas.
Szorowaniem podłóg i odnawianiem świętych obrazów. Zamarzłymi
przy rzecznym praniu rękami. Wierzbowymi baziami. Wyciąganymi na
okoliczność wykrochmalonymi makatkami. Krzykiem dzikich gęsi
szukających swojego miejsca przeznaczenia. Stadem wron na dopiero
co wyoranych bruzdach.
Brzozowym sokiem spadającym kropla po kropli do misternie zawieszonej butelki. Zbieranymi na świeżo posianym owsie kamieniami. Złocistymi kulkami puchatych piskląt. Całodziennym wielkopiątkowym poszczeniem. Przepłakaną Drogą Krzyżową. Wytartymi od odrętwiałych kolan kościelnymi progami. Ustrojonymi świątecznie koszyczkami. Wdowim groszem sąsiadki, która ze swoim święconym sama pójść nie mogła.
Brzozowym sokiem spadającym kropla po kropli do misternie zawieszonej butelki. Zbieranymi na świeżo posianym owsie kamieniami. Złocistymi kulkami puchatych piskląt. Całodziennym wielkopiątkowym poszczeniem. Przepłakaną Drogą Krzyżową. Wytartymi od odrętwiałych kolan kościelnymi progami. Ustrojonymi świątecznie koszyczkami. Wdowim groszem sąsiadki, która ze swoim święconym sama pójść nie mogła.