Opinie
46/2020 (1320) 2020-11-11
„Żyję, marząc o raju i nie mogę się doczekać, kiedy tam będę, aby znowu Cię ujrzeć, niezmierna Miłości” - notowała Maria Cristina w swoim „Dzienniku”. Jak wyglądała jej droga do świętości?

Wraz z trwającym procesem beatyfikacyjnym franciszkańskiej tercjarki przybywa świadectw łask uproszonych za jej wstawiennictwem. Dla współczesnego pokolenia młoda Włoszka pozostaje wzorem przyjmowania cierpienia w duchu zawierzenia Bogu i ofiarnej miłości bliźnich. Maria Cristina Ogier - tak bardzo wyczekane i wymodlone dziecko Giny i Enrica - przychodzi na świat we Florencji 9 marca 1955 r. Jednak cieniem na radości rodziców kładą się słowa, jakie matka dziewczynki słyszy we śnie: „To dziecko jest twoje, ale do ciebie nie należy”. Wkrótce u energicznej i inteligentnej czterolatki lekarze diagnozują nowotwór wewnątrzmózgowy. Rok później mała Cristina przechodzi operację, w następstwie której w jej szyję wprowadzony zostaje dren - będzie jej towarzyszył do końca życia. Zrozpaczeni rodzice, tracąc stopniowo wiarę w medycynę, ratunku szukają w Bogu. Z prośbą o ocalenie córki i duchowe wsparcie Gina udaje się nawet do samego o. Pio, który - ku zdumieniu cierpiącej matki - wzywa ją do pokory i zgody na wolę Bożą.
46/2020 (1320) 2020-11-11
Rozmowa z Jarosławem Domańskim, bialskim fotografem zawodowym i autorem albumu „Zespół pałacowo-parkowy Radziwiłłów w Białej Podlaskiej”.

W październiku wydał Pan kolejną swoją publikację. Do stworzenia albumu o parku Radziwiłłowskim zainspirowały Pana zmiany, jakie zaszły w tym miejscu na przestrzeni ostatnich lat?

Rzeczywiście, inspiracją były pozytywne zmiany wizerunkowe naszego parku. Zaczął on nabierać blasku już po pierwszym etapie rewitalizacji w 2013 r. Dziś mamy tu wiele miejsca do wypoczynku i rekreacji. Kolejny etap rewitalizacji był kontynuacją wizji zaplanowanej przez poprzednich włodarzy. Dzięki przeprowadzonym pracom zyskano ciekawy teren do spacerów i zwiedzania. Dobrze się stało, że odnawianie parku połączono z remontem muzeum. Dzięki temu całość nabiera nowych kształtów. Spacer po parku warto połączyć z wizytą w muzeum i w ten sposób uzupełnić wiedzę na temat miasta. To szczególnie istotne dla turystów. Mieszkam w Białej Podlaskiej od urodzenia i ten park zawsze był dla mnie ważnym miejscem.
46/2020 (1320) 2020-11-11
Pandemia znów wyprowadziła nas, wierzących, na pustkowie. Po lekkiej letniej odwilży ponownie dają o sobie znać kolejne obostrzenia. Jak przeżyć to wszystko z korzyścią dla swojej duszy? Jak wytrwać i nie zwątpić, nie zrezygnować, nie załamać się w duchu?

Tyle mówi się dzisiaj o dbaniu o zdrowie, wzmacnianiu odporności. Ciało jest ważne, ale co z duszą? Reglamentowana Msza św., zamknięte ośrodki rekolekcyjne, brak spotkań dla wspólnot i brak możliwości wspólnego przeżywania uroczystości czy liturgii uderzają bardzo mocno w nasze duchowe życie. Wiele osób nie przebiera w słowach i mówi jednoznacznie: „zostaliśmy odarci z tego, co do niedawna było na wyciągnięcie ręki, co było nam drogie i ubogacające”. Spora część dodaje: „zostaliśmy okradzeni ze świąt i uroczystości. Czujemy jakąś pustkę i lukę”. Nie, nie zapełni jej żadna telewizyjna czy internetowa transmisja Mszy, żadne internetowe rekolekcje. Niedawno usłyszałam od 85-letniej pani Jadwigi, która od wielu lat codziennie uczestniczy w Mszy św. takie słowa: „Ludzie mówią, że boją się iść do kościoła i wolą obejrzeć Mszę w telewizji, ale powiedz mi, co ty robisz, jak jesteś głodna? Najesz się oglądaniem chleba przez szybę? Nie, musisz wziąć go do ręki i włożyć do ust. Tylko wtedy można zaspokoić głód”.
46/2020 (1320) 2020-11-11
W dyskusji na temat przyszłości Kościoła często sięga się po teksty kard. Josepha Ratzingera, późniejszego Benedykta XVI, dziś papieża seniora, wskazując na ich wyjątkową przenikliwość i profetyzm. Dominuje myśl: musi nastąpić oczyszczenie, powrót do idei „małej trzódki”, która przywróci światu utraconą nadzieję.

O przyszłości Kościoła przyszły papież pisał wiele razy. Artykuł „Die neuen Heiden und die Kirche” (Neopoganie i Kościół) został opublikowany w 1958 r. (można go dziś przeczytać po polsku w książce - wywiadzie Petera Seewalda z Benedyktem XVI „Ostatnie rozmowy”). Warto sięgnąć po wypowiedź z 24 grudnia 1969 r. stanowiącą zakończenie cyklu wykładów radiowych zaprezentowanych w rozgłośni Hessian Rundfunk (w 2009 r. wydawnictwo Ignatius Press przypomniało ją w artykule „Jak będzie wyglądać Kościół w roku 2000”, zamieszczonym w zbiorze „Wiara i przyszłość”). Poruszającą lekturę stanowi również list opublikowany przez papieża seniora 11 kwietnia 2019 r. na łamach niemieckiego pisma „Klerusblatt” pt. „Kościół a skandal wykorzystywania seksualnego”.
46/2020 (1320) 2020-11-11
Sylwester na narodowym - to hasło na pewno nie będzie w najbliższym czasie synonimem dobrej zabawy. Więcej, raczej nikt nikomu nie będzie życzył takiej lokalizacji na spędzenie ostatniej nocy w roku. Od kilkunastu dni na stadionie funkcjonuje szpital polowy dla chorych na Covid.

Stadion Narodowy, oczywiście, powstał, żeby naród patrzył, jak reprezentacja gra w piłkę. I to nawet z sukcesami. Na narodowej murawie polska reprezentacja nie przegrała żadnego meczu. Mało tego, stadion stał się polem bitwy zakończonym historycznym zwycięstwem nad mistrzami świata Niemcami 2:0 i świadkiem trzech awansów polskiej drużyny do międzynarodowych rozgrywek. Jak by nie było - przestrzeń ważna dla kibiców i piłkarzy. Zamienienie takiego miejsca - kojarzącego się wspomnianym osobom z pozytywnymi przeżyciami - w centrum zarazy, ma prawo wprowadzać niepokój przeradzający się w histerię. Jednak z drugiej strony można tłumaczyć to inaczej: oto rząd walczy z epidemią z rozmachem, poświęcając do tego nawet sacrum, jakim dla Polaków jest Stadion Narodowy. Nie ma się czego bać.
46/2020 (1320) 2020-11-11
Każda rewolucja, nawet ta kieszonkowa, ma to do siebie, że przypomina wrzucenie granatu do szamba. Efekt wizualny i zapach cokolwiek nie przypominają perfumy, którą winien pachnieć nowy wspaniały świat, a wszystko wokół jest raczej obryzgane i skażone. Dlatego pierwszym zadaniem porewolucyjnym jest posprzątanie.

Nawet jeśli ma ono być tylko zbieraniem trupów, jest to działanie konieczne, by oczyścić naturalny charakter ziemi, na której mają mieszkać pozostali przy życiu. To, czego doświadczamy dzisiaj w naszej ojczyźnie, ma wszelkie znamiona rewolucji. Że sterowanej, to już inna sprawa. Zbyt wiele mamy „zbiegów okoliczności”, by można było sądzić, iż jest to „spontaniczny odruch” społeczeństwa. Atak przygotowany był bardzo precyzyjnie, a fakt wiodącej roli pewnych koncernów medialnych oraz fundacji powiązanych z G. Sorosem wskazuje jednoznacznie na celowy i wycyzelowany metodycznie charakter tejże batalii. Inną sprawą jest to, iż wykorzystanie do konstruowania społecznego „niezadowolenia” materiałów z teczek dawnej ubecji, niestety często zawierających prawdziwe informacje na temat skłonności czy przewin ludzi Kościoła, pokazuje słabość tejże instytucji w kwestii umiejętności samooczyszczenia i rozliczenia się z przeszłością.
46/2020 (1320) 2020-11-11
Mamy kochać tych, do których Pan nas posyła, kimkolwiek by byli, a ta miłość przejawia się w każdej formie - w postaci zabandażowanej nogi, tabletki na ból zęba, pocieszenia płaczącego czy podniesienia upadłego - mówi Helena Pyz.

Jest misjonarką świecką, lekarzem specjalistą chorób wewnętrznych, od 31 lat pracuje w Indiach. Kiedy przyjechała do Ośrodka Rehabilitacji Trędowatych Jeevodaya, zastała 220 jego mieszkańców, w tym 150 dzieci mieszkających w internatach. Ośrodek założył 50 lat temu polski pallotyn o. Adam Wiśniewski, który pragnął służyć ludziom z najniższego szczebla hinduskiej drabiny społecznej. Był jedynym lekarzem otaczającym opieką medyczną kilkanaście tysięcy trędowatych. H. Pyz, która przypadkowo usłyszała o ośrodku, zgłosiła wolę wyjazdu na placówkę. Chciała pomóc ciężko choremu pallotynowi, a przy okazji dużo się nauczyć od niego o nieznanym w Polsce trądzie. Ośrodkowi w pewnym momencie groziła likwidacja, gdyż ks. Adam wkrótce zmarł. W lutym 1989 r. wyruszyła do Indii. Po przyjeździe do Jeevodaya - mimo bariery językowej, braku doświadczenia w leczeniu trądu i chorób tropikalnych, trudności materialnych i klimatycznych - od początku wiedziała, że jest to posługa dana jej przez Boga.
46/2020 (1320) 2020-11-11
Klub Ojca działa w Łosicach zaledwie od dwóch lat, a już zdążył się zakorzenić i okrzepnąć. W wymiarze duszpasterskim zaistniał także na zewnątrz. Nową inicjatywą jest Męski Różaniec, który w pierwszą sobotę listopada odbył się po raz trzeci.

Klub Ojca powstał z inicjatywy przedsiębiorcy z Siedlec Tadeusza Wojciechowskiego, który do Łosic dojeżdża do pracy. - Kilka lat temu na spotkanie Klubu Ojca działającego w Siedlcach zaprosił mnie znajomy. Poszedłem raz, potem drugi i trzeci. Idea spodobała mi się na tyle, że podzieliłem się nią z kolegami z Łosic. Pomysł chwycił - mówi T. Wojciechowski. Do klubu należy dzisiaj ponad 20 mężczyzn. Co ciekawe, ich wiek, staż małżeński i rodzicielski są bardzo zróżnicowane, ale - jak mówią - to nie trudność, a bogactwo. - Spotykamy się w każdy drugi poniedziałek miesiąca i spędzamy w swoim gronie ok. dwóch godzin. Siedziby udzielił nam burmistrz Łosic, który też należy do Klubu Ojca. Zawsze, przynajmniej w części spotkania, obecny jest nasz duszpasterz ks. Paweł Padysz - wyjaśnia T. Wojciechowski. Program, który realizują, opiera się na gotowym scenariuszu zaproponowanym do pracy formacyjnej dla ojców przez inicjatywę Tato.Net.