Komentarze
Źródło: PIXABAY
Źródło: PIXABAY

Słodko-gorzki smak

W tych dniach słowo „niepodległość” będzie odmieniane przez wszystkie przypadki. Nic w tym dziwnego, bo w świecie naznaczonym nieustannym PR-em wszelaki sposób zdobycia punktów w popularności publicznej jest pożądany.

Od lewa do prawa i z góry w dół wypychać będziemy sobie usta niepodległością, która wybuchła w listopadowe dni 1918 r. Gwar rozbrzmiewający wokół tej rocznicy, wielkie i puszyste słowa, okrzyki gniewu i uwielbienia, swary jak najbardziej pospolite i codzienne potrafią jednak dość dokładnie zabić właściwą refleksję. A mianowicie proste pytanie: czym jest niepodległość? Na pierwszy rzut oka pytanie cokolwiek trywialne. Każdy z nas dzisiaj powiedziałby, iż niepodległość oznacza posiadanie własnego kraju, państwowości, z którą się identyfikuje, mającego możność samostanowienia, tzn. ustanawiania praw, którymi się rządzi, bez konieczności zewnętrznej względem niego innej władzy. W gruncie rzeczy odpowiedź ta sprowadza się do prostej konstatacji, iż niepodległość jest zakresem wolności w ramach własnych państwowych granic. Tylko czy jest to definicja adekwatna?

Istotnym dla odpowiedzi na to pytanie jest wskazanie podmiotu, o którym można powiedzieć, że jest niepodległy. Rozważając problematykę niepodległości państwowej w dzisiejszym świecie, lecz zapewne nie tylko, można zauważyć, że z całkowitą niepodległością nie mamy i nie mieliśmy nigdy do czynienia. Odstawiając na bok sprawy związane z interwencją zbrojną, zaborami czy okupacjami, zauważyć można po prostu, iż każda umowa międzynarodowa stanowi element utraty niepodległości. I to mimo tego, iż państwo, będąc wolnym podmiotem, ma prawo zawrzeć umowę i ją wypowiedzieć. Jednakże w czasie trwania tejże umowy podlega w całości jej postanowieniom i nie można powiedzieć, iż jest całkowicie wolne. Pacta sunt servanda. Sojusze i umowy stanowią zobowiązanie do wypełnienia. Zresztą sama struktura państwowa jest swoistym zobowiązaniem, a więc zobligowaniem względem obywateli. Nawet w monarchiach absolutystycznych król występował jako obrońca swojego ludu, nakładając na siebie swoiste zobowiązanie do odpowiedniego zachowania i podejmowania adekwatnych do zobowiązań działań. Inną rzeczą jest, czy z tych zobowiązań się wywiązywał. Jednak w samą strukturę państwową wpisane jest zobligowanie do spełnienia tych czy innych warunków. Tu dochodzimy do zasadniczej kwestii, a mianowicie po cóż właściwie jest państwo? Jeśli przyjąć jak najbardziej zdroworozsądkowe myślenie, państwo stanowi strukturę, która winna umożliwić wszystkim jego obywatelom właściwy rozwój i osiągnięcie szczęścia. Jeśli celem państwa jest człowiek w swojej ludzkiej doskonałości, wówczas odpowiedź zdaje się jasna: niepodległość winna przysługiwać najpierw człowiekowi, a ze względu na niego – państwu. Tylko czym jest owa ludzka niepodległość?

 

Źrebięta na łączce

W jednym ze swoich dialogów grecki filozof Platon zauważył, iż młódź ateńska, owładnięta manią całkowitej i nieskrępowanej wolności, przypomina stado źrebaków przebywających na łące i dokazujących w każdy możliwy sposób. Tym, co charakteryzowało ową młodzież, było całkowite uniezależnienie się od wszystkiego. Wydaje się, iż dzisiaj, gdy o wolności się pieje na prawo i lewo, ten sam typ myślenia jest królujący. Na pytanie o sens wolności nikt z nas nie daje dobrej odpowiedzi. A dzieje się tak, ponieważ za jedyne uzasadnienie osobistej wolności uznajemy sam akt wyboru, bez odwoływania się do prawdy czy też konsekwencji dokonanego wyboru. Wolność stała się wartością samouzasadnialną. W normalnym biegu rozumowania każdy stwierdziłby, iż wolność jest sposobem osiągania dobra (jakkolwiek pojmowanego). A to oznaczałoby, iż wolność jest uzależniona od dobra, które w jej następstwie mogę na ludzki sposób osiągnąć. To dobro stałoby na pierwszym miejscu, a nie sama wolność jako taka. Jeśli więc mówimy o niepodległości człowieka w ramach struktur państwowych, to nie mówimy o dowolności ludzkich poczynań, lecz o możliwości zdobywania dobra w ludzki, czyli wolny sposób. Drugim problemem jest pytanie, czy wszystko, co nazwiemy dobrem, jest nim w sposób pewny. Jeśli nie wolność ustanawia dobro, lecz jest sposobem jego zdobycia, to należy stwierdzić, iż dobro winno mieć pierwszeństwo przed wolnością. Ono nie wiąże się z wolnością, lecz z prawdą. A ta całkowicie nie zależy od naszego wolnego wyboru. Wszak w psychiatryku co drugi pacjent uważa się za Napoleona, lecz ten wolny wybór nie zmienia prawdy. Zatem jeśli mówimy dzisiaj o niepodległości, a tę w pierwszym rzędzie przypisujemy człowiekowi i w sposób pośredni państwu, to stwierdzić należy, iż niepodległość człowieka realizuje się poprzez związanie z prawdą.

 

Gorzkość pod językiem

Nie można więc być niepodległym poza prawdą stanowiącą o dobru. Tylko że takie stwierdzenie pociąga za sobą inne, a mianowicie takie, zgodnie z którym wolnymi i niepodległymi mogą być ludzie, którzy (pomimo czy wbrew sobie) związali się z prawdą. To nałożenie na siebie wymagań nazywamy posiadaniem ukształtowanego charakteru. Tylko ludzie o stałym i twardym charakterze, o ukształtowanym prawdą sumieniu, związani z dobrem prawdziwym, a nie własnymi mniemaniami o zadowoleniu, mogą być niepodległymi. Gdy spogląda się na naszą trudną polską historię, to widać wyraźnie, iż dzięki nim 11 listopada 1918 r. mógł stać się faktem. I mógł zostać obroniony zarówno w 1920 r., jak i w późniejszych wydarzeniach. Powstańcy, obrońcy Rzeczypospolitej, Orlęta Lwowskie, Państwo Podziemne, Szare Szeregi, powstańcy warszawscy, podziemie niepodległościowe po 1945 r. – to wszystko ludzie z ukształtowanym charakterem, opartym na wychowaniu i edukacji w duchu tradycji narodu. I choć czuję gorzkość pod językiem, to zadać muszę dzisiaj pytanie: na ile prawdą jest zawołanie z Apelu Poległych: „Są wśród nas”? Rozejrzyjmy się wokół siebie i w sobie – czy jesteśmy niepodlegli?

Ks. Jacek Świątek