Rozmaitości
Źródło: ARCHIWUM
Źródło: ARCHIWUM

Szarek grasuje na plantacjach

Epidemia koronawirusa, susza, ulewy z gradem, a teraz… szarek komośnik - szkodnik, który sieje spustoszenie w uprawach buraka cukrowego. Jego działalność mogą odczuć zwłaszcza plantatorzy na Lubelszczyźnie. Rolnicy są bezsilni, opryskiwanie pól nie pomaga.

- Szarek komośnik (Bothynoderespunctiventris) to sporych rozmiarów - ok. 1,5 cm długości - chrząszcz należący do rodziny ryjkowcowatych, bo jego głowa ma wydłużony kształt nieco przypominający ryjek. Jako że jest duży i ciężki, przemieszcza się przede wszystkim przy pomocy odnóży, biegając. Jednak gdy temperatura przekracza 20°C zaczyna latać. I wtedy może przemieszczać się na nawet dosyć długie odległości - mówi prof. Jacek Piszczek z Ochrony Roślin - Państwowego Instytutu Badawczego - Terenowa Stacja Doświadczalna w Toruniu, który od lat prowadzi badania nad szarkiem. - Jest zabarwiony na szaro, stąd jego nazwa. Na pokrywach w tylnej części tułowia ma charakterystyczne ciemne przebarwienie układające się w literę „V”.

Potrafi szybko wkopywać się w glebę, a dotknięty znakomicie udawać martwego. Samice szarka składają jaja kilka centymetrów pod ziemią w pobliżu korzeni buraka. Larwy żywią się korzonkami tej rośliny oraz wgryzają w tkanki korzenia głównego – dodaje.

 

Zaimportowany szkodnik

Jeszcze kilka lat temu w Polsce nie słyszano o szarku. Skąd wziął się na naszych ziemiach? Jak podkreśla prof. Piszczek, wcześniej naukowcy wiedzieli, że chrząszcz ten pojawia się na terenie Polski południowo-wschodniej. Jednak jego liczebność była na tyle niska, że specjalnie nie zwracano uwagi na jego szkodliwość. – Natomiast przed II wojną światową występował na terenach należącego obecnie do Ukrainy – Wołyniu. I tam co pewien czas stanowi poważny problem dla plantatorów buraka. Najprawdopodobniej to właśnie z tego obszaru następuje główna migracja szkodnika do Polski, choć potwierdzona obecność w innych rejonach południa naszego kraju sugeruje, że także mógł dotrzeć z Austrii, gdzie w ostatnich latach spowodował bardzo poważne szkody w uprawach buraka – informuje.

 

Lubi suszę

Jakie warunki pogodowe sprzyjają szkodnikowi? Lubi wysoką temperaturę i suche lata. – To najlepsze warunki dla rozwoju tego gatunku. A przecież takie warunki pogodowe panowały w ostatnich latach. Jednak początkowo nie zwracano na niego uwagi, a niewielkie szkody, które powodował, były niezauważane przez plantatorów. W każdym razie do IOR-PIB takie sygnały jeszcze kilka lat temu nie docierały. Sam, odwiedzając pola, nie dostrzegałem tego problemu. Głównie dlatego, że raczej lustrowałem plantacje w tym rejonie w późniejszych fazach rozwojowych buraka, kiedy na polach pojawiał się chwościk, zgnilizny lub szkodniki liści – opowiada prof. Piszczek.

W pracy z 1936 r. polski badacz Eugeniusz Kamiński, opisując szkody powodowane przez szarka na Wołyniu, podaje, że jeden osobnik jest w stanie zjeść w ciągu dnia sześć do ośmiu siewek buraka! – To prawda. Szkodnik ten jest szczególnie groźny w fazie wschodów, gdy rośliny są małe i słabe. Mocno wygłodniały po zimie wybudza się po ogrzaniu gleby do 7°C i wydostaje się ze swoich zimowych leży na powierzchnię. Przy dużej liczebności osobników jest w stanie skonsumować w ciągu jednego dnia nawet kilkuhektarową plantację! – potwierdza profesor, informując, iż w Polsce – wskutek żerowania szarka – przesiano w 2019 r. kilka tysięcy hektarów plantacji. – W tym roku zniszczeń było, na szczęście, mniej. A co potrafi szarek? Wystarczy wspomnieć Austrię, w której w 2018 r. szarek zniszczył łącznie około 13 tys. ha zasiewów, a brak surowca spowodował wyłączenie z produkcji jednej cukrowni – podkreśla naukowiec z IOR-PIB.

 

Bezradni rolnicy, złe decyzje urzędników

Rolnicy twierdzą, że w walce z szarkiem komośnikiem są bezradni, ponieważ tak naprawdę nie ma środków ochrony roślin, które pozwoliłyby na skuteczne zwalczanie szkodnika. – Jak wspomniałem, zimuje on w glebie, ale na różnych głębokościach, głównie w warstwie 10-30 cm – mówi J. Piszczek. – Poszczególne warstwy nagrzewają się stopniowo do temperatury 7°C, w której szkodnik się wybudza. Z tego powodu na powierzchni gleby nie pojawiają się od razu wszystkie szkodniki, tylko ich część. Wybudzanie może trwać od kilku do kilkunastu dni. W efekcie na plantacji będą się pojawiać wciąż nowe osobniki. Stąd często wydaje się plantatorom, że zwalczyli szkodnika nieskutecznie, bo w kolejnych dniach po zabiegu widzą nadal żywe osobniki biegające po polu. Jednocześnie trzeba stwierdzić, że faktycznie trudno jest zwalczać szarka dostępnymi środkami – przyznaje profesor, radząc, by do zabiegów ochronnych dodać odpowiedniego adiuwantu, który ułatwi substancjom czynnym przeniknięcie przez grube struktury ochronne pancerza do wnętrz ciała szkodnika. – Wycofywanie coraz większej liczby substancji czynnych przez Unię Europejską i zakazywanie ich stosowania, ogromnie utrudnia to zadanie, a wiele decyzji, nie tylko moim zdaniem, jest zupełnie niezrozumiałych. Warto urzędników podejmujących takie rozstrzygnięcia zaprosić w pola, by wygniatali szkodniki rękoma, bo innej metody walki z nimi niedługo nie będzie – ostrzega.

 

Trudna walka

Ekspert podkreśla również, że pomocne w ustaleniu odpowiedniego terminu wykonania zabiegu ochronnego jest wystawienie w polu pułapek feromonowych (feromon pokarmowy). Najlepiej z brzegu ubiegłorocznego buraczyska – na kierunku przemarszu szkodników na nową plantację. Pułapki takie sprowadza zarówno Krajowy Związek Plantatorów Buraka Cukrowego, jak i cukrownie, na terenie których szkodnik występuje. – Codzienna, nie mniej niż dwukrotna ich lustracja pozwala na podjęcie prawidłowej decyzji o wykonaniu zabiegu ochronnego. Pamiętajmy, że szkodnik, wbrew rozpowszechnianym niekiedy informacjom, żeruje w ciągu dnia, a nie nocą! Stąd nie sprawdzamy pułapek o zimnym poranku tylko w momencie, kiedy temperatura wzrośnie do nie mniej niż 7°C. Niekiedy brak owadów w pułapkach rano może być zwodniczy. Wieczorem może być już po plantacji – przestrzega prof. Piszczek, dodając, iż w pułapkach owady niekiedy odławiają się w bardzo dużych ilościach. W ten sposób też możemy ograniczać ich liczebność. – Na jednym z pól zagrożonych przez szkodnika wiosną tego roku odłowiono w pułapki feromonowe łącznie ok. 20 kilogramów szkodników! Odpowiada to liczbie około 200 tys. sztuk tych owadów! – zwraca uwagę.

 

Utrudniać – ale jak?

Czy można, np. dbając o glebę, zapobiec rozprzestrzenianiu się populacji tego szkodnika? Jak przypomina naukowiec, samice szarka komośnika są w stanie złożyć dużą ilość jaj, sięgającą niekiedy nawet kilkuset sztuk. Mimo że tylko część z nich daje początek kolejnym osobnikom, łatwo zauważyć, że dla gwałtownego wzrostu liczebności populacji to wystarczy. – Trzeba zatem zrobić wszystko, by utrudnić mu rozwój. Stąd ważne jest wykonywanie bezpośrednio po zbiorze buraka głębokiej orki. Uszkadzamy w ten sposób zimowe leża szkodnika. Poza tym, nawet nieco zniszczone przez przemieszczające się drobiny gleby owady łatwiej ulegają organizmom chorobotwórczym w glebie – wyjaśnia J. Piszczek. – W trakcie orki, za pługiem porusza się zwykle gromada naszych pomocników – ptaków żywiących się wyrzuconymi na powierzchnię podczas orki drobnymi zwierzętami, także szarkami. Warto tak zaplanować uprawę buraka w kolejnym roku, by maksymalnie zwiększyć przestrzeń pomiędzy buraczyskiem, a nową plantacją. Utrudnimy w ten sposób dotarcie szkodnikom na nowe pole – zauważa ekspert, zaznaczając, że istotna jest też walka z zachwaszczeniem. Szarek komośnik chętnie odżywia się komosą, szarłatem, ale gdy ma do dyspozycji buraka, zawsze wybierze tę roślinę.

 

Nie lekceważmy problemu

Nie lekceważmy szarka komośnika. Okazuje się, iż szkodnik może rozprzestrzenić się na cały kraj. – Pierwsze sygnały otrzymujemy już z różnych stron Polski. Pojedyncze osobniki spotykane były tej wiosny na Kujawach, w Wielkopolsce i na Mazowszu! W jednym przypadku liczebność szkodnika była tak duża, że spowodował tak znaczące uszkodzenia na plantacji, że konieczne było przesianie jej znacznej części. Powiem szczerze, że wraz z prof. Zdzisławem Klukowskim z Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu, świetnym entomologiem, z którym wspólnie prowadzimy badania nad tym szkodnikiem, nie spodziewaliśmy się aż tak szybkiej migracji szarka w głąb kraju. W tym przypadku zostaliśmy niemile zaskoczeni – przyznaje prof. Piszczek, dodając jednak, że widzi pewną nadzieję dla plantatorów dotkniętych inwazją szarka komośnika. – Patrząc na przebieg warunków pogodowych w tym roku, można sądzić, że nastąpi pewien spadek liczebności szkodnika, gdyż nadmiar wody szkodzi stadiom larwalnym rozwijającym się w glebie. Ale na ile będzie duży? Trudno jest odpowiedzieć – mówi badacz.

MD