Komentarze
Żywioł

Żywioł

W pierwszym felietonie 2024 r. warto by zastanowić się, co nam ów nowy rok przyniesie.

Z jednej strony wydaje się, że w obecnej sytuacji, aby znaleźć odpowiedzi na nurtujące każdego z nas pytania o przyszłość, wcale nie trzeba być wysokich lotów jasnowidzem. Przedsmak tego, co czeka kraj w najbliższych miesiącach, mieliśmy już w końcówce ubiegłego roku, kiedy to ugrupowania do niedawna nazywające siebie demokratyczną opozycją w podskokach zaczęły przywracać praworządność metodą - jak mawiają współcześni gitowcy - na rympał. Z drugiej strony wiele wskazuje na to, że nawet najwięksi przepowiadacze przyszłości nie są w stanie zawyrokować, jak dalej owo gorączkowe „reformowanie” będzie przebiegało.

Przed nami bowiem dwa maratony wyborcze, które jeszcze bardziej zaognią toczące się w kraju walki plemienne, ocierając się – na co wiele wskazuje – o fazę zagrażającą integralności państwa.

O wiele łatwiej wieszczyć mają na przykład tacy Chińczycy. W przeciwieństwie do reszty świata kolejne lata w ich kalendarzu oznaczane są nazwami 12 zwierząt: woła, tygrysa, królika, smoka, węża, konia, kozy, małpy, koguta, psa, świni i szczura. Dodatkowo każdemu zwierzęciu, według określonego klucza, przypisywany jest jeden z pięciu żywiołów (drewno, ogień, ziemia, metal, woda). I choć dla przeciętnego Polaka chiński kalendarz to istny galimatias, to wydaje się, że jest tam przynajmniej jakaś logika. Mieszkańcy Państwa Środka na wiele lat do przodu wiedzą, z jakimi zwierzętami i żywiołami przyjdzie im się zmagać.

U nas, póki co, każdy nowy rok to nowa zagadka i nowy żywioł. Wprawdzie wielu uważa, że przez osiem ostatnich lat Polki i Polacy żyli pod znakiem kaczora, a dominującym żywiołem była dobra zmiana… No, ale to już było. Najbliższy okres wprawdzie nadal będzie kojarzony z kaczorem – choć tym razem wyłącznie poprzez imię Donald – jednak nikt nie wie, jaki żywioł zostanie mu ostatecznie przypisany i jak długo będziemy na niego narażeni.

Na razie mamy do czynienia tylko i wyłącznie z sytuacyjnym traktowaniem demokracji oraz demontażem porządku prawnego państwa. Jeden z obecnych ministrów raczył nawet stwierdzić, że: „mamy sytuację, w której przywracamy konstytucyjność i szukamy jakiejś podstawy prawnej, żeby to zrobić”. Z kolei pewien „wybitny” profesor od prawa dodał, że „praworządność nie może polegać na drobiazgowym przestrzeganiu litery prawa”. Wychodząc z takich założeń, ugrupowania nazywające siebie koalicją 15 października bez zbędnej zwłoki odwiesiły do szaf koszulki z napisem „KONSTYTUCJA” i rozpoczęła wdrażanie polityki faktów dokonanych (w niektórych przypadkach przez silnych ludzi). Trzy miesiące po wyborach nikt z koalicjantów nie pamięta już o 100 konkretach, które miały się zmaterializować w ciągu 100 dni, a niektóre nawet w 24 godziny. Za to obecnie rządzącym z sukcesem udało się nie zablokować paru podwyżek oraz przepisów wyciągających pieniądze z portfeli Polaków i obwinić tym poprzedników.

Podsumowując: nieważne, jaki to będzie rok, jak go nazwiemy oraz z jakimi zwierzętami i żywiołami połączymy. Dziś najważniejsze jest, aby nikt i nic nie zakłócało nam radości z wielkiej rewolucji polityczno-społeczno-kulturowo-obyczajowej, jaką jest zamiana Polski białoruskiej na Polskę uśmiechniętą. A reszta… Resztę puszczą na żywioł, wybiórczo traktując wszystkie dotychczasowe normy i zasady, wszak chaos prawny, jaki stworzyli politycy, pozwala na robienie rzeczy, jakie nie śniły się… A, szkoda gadać. Do siego roku!

Leszek Sawicki