Bracia kapucyni z Białej Podlaskiej zapraszają na spotkanie w sprawie
renowacji muru z epitafiami przy kościele św. Antoniego w Białej
Podlaskiej (ul. Narutowicza 37).
Aktualności
Kochać kogoś to uświadomić mu jego piękno, wartość i ważność; to
rozumieć tego kogoś; jego wołanie i język ciała - pisał Jean Vanier,
założyciel wspólnot L’Arche (Arka) oraz Wiara i Światło.
Odszedł do Pana 7 maja 2019 r. Był nie tylko pisarzem i filozofem, ale przede wszystkim wielkim rzecznikiem osób niepełnosprawnych. - Myślę, że jego dzieło będzie kontynuowane. Z wiadomością o śmierci J. Vaniera połączony jest przekaz o tym, czego nas uczył. Dzięki medialnym informacjom dowie się o tym jeszcze więcej ludzi. Wierzę, że to, co uczynił, jest Bożym dziełem - mówi ks. Jerzy Sęczek, kapelan wspólnoty Wiara i Światło z archidiecezji białostockiej. J. Vanier był synem gubernatora generalnego Kanady. W bardzo młodym wieku wstąpił do marynarki wojennej. Potem dobrowolnie z niej odszedł i zaczął studiować filozofię oraz teologię. W 1964 r. kupił dom w Trosly-Breuil pod Paryżem. Zamieszkał w nim razem z dwoma niepełnosprawnymi mężczyznami. - W Kanadzie i Francji zobaczył, jak traktowane są osoby z niepełnosprawnością intelektualną. Nie narzekał na system, nie protestował, tylko przyjął dwoje takich ludzi pod swój dach. Tak wyglądał początek L’Arche - mówi ks. Jerzy.
Odszedł do Pana 7 maja 2019 r. Był nie tylko pisarzem i filozofem, ale przede wszystkim wielkim rzecznikiem osób niepełnosprawnych. - Myślę, że jego dzieło będzie kontynuowane. Z wiadomością o śmierci J. Vaniera połączony jest przekaz o tym, czego nas uczył. Dzięki medialnym informacjom dowie się o tym jeszcze więcej ludzi. Wierzę, że to, co uczynił, jest Bożym dziełem - mówi ks. Jerzy Sęczek, kapelan wspólnoty Wiara i Światło z archidiecezji białostockiej. J. Vanier był synem gubernatora generalnego Kanady. W bardzo młodym wieku wstąpił do marynarki wojennej. Potem dobrowolnie z niej odszedł i zaczął studiować filozofię oraz teologię. W 1964 r. kupił dom w Trosly-Breuil pod Paryżem. Zamieszkał w nim razem z dwoma niepełnosprawnymi mężczyznami. - W Kanadzie i Francji zobaczył, jak traktowane są osoby z niepełnosprawnością intelektualną. Nie narzekał na system, nie protestował, tylko przyjął dwoje takich ludzi pod swój dach. Tak wyglądał początek L’Arche - mówi ks. Jerzy.
Baśniowa, bajeczna, magiczna - taka ma być tegoroczna Noc Muzeów w
Muzeum Południowego Podlasia. Imprezę zaplanowano na 18 maja w parku
Radziwiłłowskim, a najważniejszymi gośćmi będą najmłodsi mieszkańcy
regionu.
W trakcie prac rewitalizacyjnych w Parku Radziwiłłowskim w Białej
Podlaskiej odsłonięto piwnice z XVII w. Podczas zaborów
prawdopodobnie przetrzymywano w nich podlaskich unitów.
Na pozostałości dawnych obiektów natrafiono w okolicach wieży bramnej, przy piwnicy muzealnej, która była murowana na przełomie lat 70 i 80 ubiegłego wieku. - Okazało się, że jest ona posadowiona na starszym obiekcie. Natrafiono na niego podczas obkopywania, w czasie prac przygotowawczych związanych z osuszaniem ścian. Potem natknęliśmy się na sklepienia piwnicy pochodzącej z XVII w. Rozszerzyliśmy wykopy w kierunku wschodnim i północnym o cztery metry. Niestety, pole do działania ogranicza nam struktura historycznego wału. Jest on obiektem zabytkowym i nie powinniśmy go naruszać. Odsłonięty loch powstał w momencie tworzenia bastionu, ponieważ znajduje się pod fortyfikacją - tłumaczy archeolog Mieczysław Bienia, który prowadzi prace badawcze na terenie parku. Dodaje, że teren, gdzie odkryto lochy był wielokrotnie przebudowywany w XX w. Trudno, by już wtedy nikt nie natrafił na te piwnice.
Na pozostałości dawnych obiektów natrafiono w okolicach wieży bramnej, przy piwnicy muzealnej, która była murowana na przełomie lat 70 i 80 ubiegłego wieku. - Okazało się, że jest ona posadowiona na starszym obiekcie. Natrafiono na niego podczas obkopywania, w czasie prac przygotowawczych związanych z osuszaniem ścian. Potem natknęliśmy się na sklepienia piwnicy pochodzącej z XVII w. Rozszerzyliśmy wykopy w kierunku wschodnim i północnym o cztery metry. Niestety, pole do działania ogranicza nam struktura historycznego wału. Jest on obiektem zabytkowym i nie powinniśmy go naruszać. Odsłonięty loch powstał w momencie tworzenia bastionu, ponieważ znajduje się pod fortyfikacją - tłumaczy archeolog Mieczysław Bienia, który prowadzi prace badawcze na terenie parku. Dodaje, że teren, gdzie odkryto lochy był wielokrotnie przebudowywany w XX w. Trudno, by już wtedy nikt nie natrafił na te piwnice.
Ważny jest nie tylko cel, ale i sama droga, która do niego
prowadzi. Bóg ratuje człowieka przez natchnienia, spotkania i swoją
miłosierną obecność. Na własnej skórze przekonał się o tym 24-letni
Bartek Krakowiak z Warszawy.
Spotkałam go podczas rejonowych dni młodzieży w Białej Podlaskiej. Tam usłyszałam jego historię. Potem przeczytałam książkę, którą napisał. „Z buta do Maryi” to zapis bloga, jaki prowadził podczas samotnej pieszej pielgrzymki do Medjugorje. Co było przed tą podróżą? W telegraficznym skrócie: ojciec-alkoholik, wagary, pobyty w poprawczaku, problemy z prawem, ośrodek terapeutyczny i nieformalny związek. Potem było wielkie nawrócenie, a następnie kolejny związek, który odłączył Bartka od Boga. Wiosną 2017 r. nastąpiła kumulacja zła: w dniu swoich urodzin Bartosz chciał popełnić samobójstwo. Miał dosyć długów, osamotnienia, pracy ponad siły, przelotnych znajomości. Czuł, że zawiódł Boga. - Płacząc na łóżku, wołałem do Jezusa. Poczułem, że muszę wyjechać z Warszawy. W sercu zaświtało słowo: Medjugorje. Spojrzałem na mapę. To 1,3 tys. km stąd! Stwierdziłem, że muszę tam iść na piechotę - wspomina.
Spotkałam go podczas rejonowych dni młodzieży w Białej Podlaskiej. Tam usłyszałam jego historię. Potem przeczytałam książkę, którą napisał. „Z buta do Maryi” to zapis bloga, jaki prowadził podczas samotnej pieszej pielgrzymki do Medjugorje. Co było przed tą podróżą? W telegraficznym skrócie: ojciec-alkoholik, wagary, pobyty w poprawczaku, problemy z prawem, ośrodek terapeutyczny i nieformalny związek. Potem było wielkie nawrócenie, a następnie kolejny związek, który odłączył Bartka od Boga. Wiosną 2017 r. nastąpiła kumulacja zła: w dniu swoich urodzin Bartosz chciał popełnić samobójstwo. Miał dosyć długów, osamotnienia, pracy ponad siły, przelotnych znajomości. Czuł, że zawiódł Boga. - Płacząc na łóżku, wołałem do Jezusa. Poczułem, że muszę wyjechać z Warszawy. W sercu zaświtało słowo: Medjugorje. Spojrzałem na mapę. To 1,3 tys. km stąd! Stwierdziłem, że muszę tam iść na piechotę - wspomina.
26 kwietnia w sali konferencyjno-widowiskowej przy Brzeskiej 41
w Białej Podlaskiej odbyła się debata na temat dramatycznej
sytuacji w rolnictwie. W spotkaniu wzięło udział kilkudziesięciu
hodowców.
Rozmowom przysłuchiwali się starosta bialski Mariusz Filipiuk, europoseł Krzysztof Hetman (PSL) i radny powiatowy Mateusz Majewski. Inicjatorem spotkania był Marek Sulima, przewodniczący komisji ds. rolnictwa w radzie powiatu bialskiego. Organizatorzy debaty zaprosili na nią także ministra rolnictwa Jana Krzysztofa Ardanowskiego. - Do Białej Podlaskiej zapraszaliśmy go już dwukrotnie. Za pierwszym razem proponowaliśmy, by sam wybrał dogodny dla siebie termin. Zaproszenie na dzisiejsze spotkanie wysłaliśmy z trzytygodniowym wyprzedzeniem. Nie otrzymaliśmy żadnej odpowiedzi. To dla mnie żenujące. Minister nie chce się z nami spotkać ani spojrzeć nam w oczy. Oczekujemy szczerej rozmowy. Jego nieobecność pokazuje najlepiej, jak resort traktuje polskich rolników - mówi M. Sulima.
Rozmowom przysłuchiwali się starosta bialski Mariusz Filipiuk, europoseł Krzysztof Hetman (PSL) i radny powiatowy Mateusz Majewski. Inicjatorem spotkania był Marek Sulima, przewodniczący komisji ds. rolnictwa w radzie powiatu bialskiego. Organizatorzy debaty zaprosili na nią także ministra rolnictwa Jana Krzysztofa Ardanowskiego. - Do Białej Podlaskiej zapraszaliśmy go już dwukrotnie. Za pierwszym razem proponowaliśmy, by sam wybrał dogodny dla siebie termin. Zaproszenie na dzisiejsze spotkanie wysłaliśmy z trzytygodniowym wyprzedzeniem. Nie otrzymaliśmy żadnej odpowiedzi. To dla mnie żenujące. Minister nie chce się z nami spotkać ani spojrzeć nam w oczy. Oczekujemy szczerej rozmowy. Jego nieobecność pokazuje najlepiej, jak resort traktuje polskich rolników - mówi M. Sulima.
14 kwietnia w parafii Najświętszego Serca Jezusa w Horodyszczu
zakończyły się jubileuszowe misje ewangelizacyjne. Przewodniczyli im
ks. Jarosław Oponowicz i ks. Jakub Kozak.
Przygotowania do misji rozpoczęły się już w październiku ubiegłego roku. - Omadlaliśmy je podczas nabożeństw różańcowych. Za wstawiennictwem Matki Bożej Różańcowej prosiliśmy o dobre przygotowanie do przeżycia czasu misji, o ducha pogłębienia wiary, pokuty i nawrócenia. Parafianie podejmowali osobiste postanowienia, mające na celu wyproszenie potrzebnych łask dla całej wspólnoty parafialnej. W lutym br. gościliśmy misjonarza ks. J. Oponowicza, który zgodził się przewodniczyć naszym misyjnym ćwiczeniom. Wtedy też zostały podjęte deklaracje konkretnych czynów modlitwy, pokuty i miłosierdzia, ofiarowanych w intencji owocnych misji. Ponad 20 osób zadeklarowało codzienne odmawianie Koronki do Bożego Miłosierdzia, 15 osób obiecało codzienną modlitwę różańcową, 30 kolejnych zobowiązało się do innych form modlitwy. Prawie 30 osób podjęło praktykę postu, wszystko to w intencjach misji - wylicza ks. Andrzej Głasek, proboszcz parafii Horodyszcze.
Przygotowania do misji rozpoczęły się już w październiku ubiegłego roku. - Omadlaliśmy je podczas nabożeństw różańcowych. Za wstawiennictwem Matki Bożej Różańcowej prosiliśmy o dobre przygotowanie do przeżycia czasu misji, o ducha pogłębienia wiary, pokuty i nawrócenia. Parafianie podejmowali osobiste postanowienia, mające na celu wyproszenie potrzebnych łask dla całej wspólnoty parafialnej. W lutym br. gościliśmy misjonarza ks. J. Oponowicza, który zgodził się przewodniczyć naszym misyjnym ćwiczeniom. Wtedy też zostały podjęte deklaracje konkretnych czynów modlitwy, pokuty i miłosierdzia, ofiarowanych w intencji owocnych misji. Ponad 20 osób zadeklarowało codzienne odmawianie Koronki do Bożego Miłosierdzia, 15 osób obiecało codzienną modlitwę różańcową, 30 kolejnych zobowiązało się do innych form modlitwy. Prawie 30 osób podjęło praktykę postu, wszystko to w intencjach misji - wylicza ks. Andrzej Głasek, proboszcz parafii Horodyszcze.
14 kwietnia parafianie z Kodnia wystawili spektakl pt. „Jasne
światło”. Była to już czwarta sztuka działającego od kilku lat przy
bazylice koła teatralnego.
Przedstawienie opowiada o włoskiej nastolatce bł. Chiarze Badano, która w wieku 19 zmarła lat na raka kości. Zanim choroba odebrała jej życie, dała niesamowity przykład wiary w Jezusa. Mimo że sama cierpiała, pocieszała wszystkich, którzy ją odwiedzali. - Chaira powtarzała: „Macie tylko jedno życie, warto przeżyć je dobrze”. Te słowa umieściliśmy na plakacie i zaproszeniach. Jak je rozumieć? Wybór należy do nas, jednak sami z siebie nie jesteśmy w stanie tego uczynić. Dlatego trzeba wiernie trwać przy Panu Bogu, a On dokona reszty - tłumaczy Regina Hasiewicz, reżyser sztuki. Premiera spektaklu odbyła się w Gminnym Centrum Kultury w Kodniu. Zagrali w nim uczniowie i nauczyciele miejscowego zespołu placówek oświatowych, rodzice i oo. oblaci. Miejscówki rozeszły się błyskawicznie. - Na twarzach widzów widziałem wzruszenie i radość - wspomina o. Damian Dybała, proboszcz kodeńskiej parafii św. Anny. Zakonnik jest nie tylko duchowym opiekunem koła, ale także jednym z aktorów. Zawsze chętnie wciela się w powierzone role.
Przedstawienie opowiada o włoskiej nastolatce bł. Chiarze Badano, która w wieku 19 zmarła lat na raka kości. Zanim choroba odebrała jej życie, dała niesamowity przykład wiary w Jezusa. Mimo że sama cierpiała, pocieszała wszystkich, którzy ją odwiedzali. - Chaira powtarzała: „Macie tylko jedno życie, warto przeżyć je dobrze”. Te słowa umieściliśmy na plakacie i zaproszeniach. Jak je rozumieć? Wybór należy do nas, jednak sami z siebie nie jesteśmy w stanie tego uczynić. Dlatego trzeba wiernie trwać przy Panu Bogu, a On dokona reszty - tłumaczy Regina Hasiewicz, reżyser sztuki. Premiera spektaklu odbyła się w Gminnym Centrum Kultury w Kodniu. Zagrali w nim uczniowie i nauczyciele miejscowego zespołu placówek oświatowych, rodzice i oo. oblaci. Miejscówki rozeszły się błyskawicznie. - Na twarzach widzów widziałem wzruszenie i radość - wspomina o. Damian Dybała, proboszcz kodeńskiej parafii św. Anny. Zakonnik jest nie tylko duchowym opiekunem koła, ale także jednym z aktorów. Zawsze chętnie wciela się w powierzone role.
Bóg uzdrowił mnie jak paralityka. Powiedział: „wstań, weź swoje
łoże i idź”. Kiedyś byłam sparaliżowana i dlatego teraz nie mogę
czuć się lepsza od innych, bo upadłam niżej niż wielu. W swoim
nawróceniu nie mam żadnej zasługi. On uczynił wszystko.
Od tamtych wydarzeń minęło 13 lat. Przez ten czas Pan przygotował mnie, abym śmiało potrafiła mówić o swoim grzechu i wielkim Bożym miłosierdziu. Wychowałam się w rodzinie niepraktykującej. Rodzice początkowo chodzili do kościoła co niedzielę, ale z biegiem lat robili to coraz rzadziej. W końcu stali się wyłącznie świątecznymi katolikami. Znałam podstawowe modlitwy, ale nie modliłam się zbyt często. Jako dziecko i nastolatka byłam bardzo radosna i aktywna. Rodzice wychowywali mnie troskliwie. Stałam się mocno rozpieszczoną jedynaczką. Pan Bóg obdarzył mnie wieloma talentami, nauka nie sprawiała mi problemów. Byłam lubiana i bardzo towarzyska, angażowałam się w wiele wydarzeń, uczęszczałam na wszystkie możliwe kółka zainteresowań, wygrywałam szkolne konkursy przedmiotowe. Czułam się kowalem swojego losu.
Od tamtych wydarzeń minęło 13 lat. Przez ten czas Pan przygotował mnie, abym śmiało potrafiła mówić o swoim grzechu i wielkim Bożym miłosierdziu. Wychowałam się w rodzinie niepraktykującej. Rodzice początkowo chodzili do kościoła co niedzielę, ale z biegiem lat robili to coraz rzadziej. W końcu stali się wyłącznie świątecznymi katolikami. Znałam podstawowe modlitwy, ale nie modliłam się zbyt często. Jako dziecko i nastolatka byłam bardzo radosna i aktywna. Rodzice wychowywali mnie troskliwie. Stałam się mocno rozpieszczoną jedynaczką. Pan Bóg obdarzył mnie wieloma talentami, nauka nie sprawiała mi problemów. Byłam lubiana i bardzo towarzyska, angażowałam się w wiele wydarzeń, uczęszczałam na wszystkie możliwe kółka zainteresowań, wygrywałam szkolne konkursy przedmiotowe. Czułam się kowalem swojego losu.
Tunel na przejeździe kolejowym na ul. Lubelskiej w Białej
Podlaskiej ma powstać do końca listopada - obiecują PKP. Prace
budowlane ruszyły w październiku 2018 r., ale kilka tygodni temu
zostały wstrzymane.
Plac budowy świeci pustkami. Nie widać tam ani maszyn, ani ludzi. Początkowo mówiło się, że budowlańcy będą kontynuować prace w kwietniu. Teraz termin wznowienia inwestycji przesunięto na przełom maja i czerwca. - Wykonawca budowy wiaduktu kolejowego w Białej Podlaskiej zgłosił korekty w projekcie, które wpłynęły na mniejsze zmiany w kursowaniu pociągów. W pierwotnej wersji wykonawca zakładał, że przy budowie nowego obiektu pociągi musiałyby jeździć jednym torem. Zmieniony sposób prac umożliwił utrzymanie ruchu na dwóch torach. Wykonawca robót natrafił na odmienne warunki geologiczne, które wymusiły dokonanie zmian projektowych. Po doszczegółowieniu niezbędnych projektów prace zostaną wznowione - zapewnia Magdalena Janus z biura prasowego PKP PLK S.A.
Plac budowy świeci pustkami. Nie widać tam ani maszyn, ani ludzi. Początkowo mówiło się, że budowlańcy będą kontynuować prace w kwietniu. Teraz termin wznowienia inwestycji przesunięto na przełom maja i czerwca. - Wykonawca budowy wiaduktu kolejowego w Białej Podlaskiej zgłosił korekty w projekcie, które wpłynęły na mniejsze zmiany w kursowaniu pociągów. W pierwotnej wersji wykonawca zakładał, że przy budowie nowego obiektu pociągi musiałyby jeździć jednym torem. Zmieniony sposób prac umożliwił utrzymanie ruchu na dwóch torach. Wykonawca robót natrafił na odmienne warunki geologiczne, które wymusiły dokonanie zmian projektowych. Po doszczegółowieniu niezbędnych projektów prace zostaną wznowione - zapewnia Magdalena Janus z biura prasowego PKP PLK S.A.