Obejrzałem w niedzielę galę rozdania nagród w ramach 43
Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. Obejrzałem i się
znudziłem. Nie filmy jednak były powodem mojego ziewania przed
ekranem, lecz dojmujące przekonanie, iż po tzw. światku
artystycznym nic nowego nie ma co się spodziewać.
Być może jakiś skandalik ożywia to środowisko, lecz nic poza tym. Dlaczego tak sądzę? Otóż sama festiwalowa gala stała się dla niektórych okazją do prezentowania swoich przekonań politycznych, całkowicie niezwiązanych z dokonaniami artystycznymi, a i samo jury popisało się przyznaniem tzw. nagród specjalnych (czyli wymyślonych ad hoc, na potrzebę chwili), by uhonorować filmy nijak się niebroniące walorami artystycznymi. Uzasadnieniem dla przyznania tychże nagród było w przypadku Marka Koterskiego i jego filmu „7 uczuć” podjęcie próby przeniesienia widza w świat całkowicie wykreowany, zaś w przypadku Wojciecha Smarzowskiego i jego filmu „Kler” - podjęcie znaczącego problemu społecznego. Przyznam się, że głupszych uzasadnień nie słyszałem od dawna.
Być może jakiś skandalik ożywia to środowisko, lecz nic poza tym. Dlaczego tak sądzę? Otóż sama festiwalowa gala stała się dla niektórych okazją do prezentowania swoich przekonań politycznych, całkowicie niezwiązanych z dokonaniami artystycznymi, a i samo jury popisało się przyznaniem tzw. nagród specjalnych (czyli wymyślonych ad hoc, na potrzebę chwili), by uhonorować filmy nijak się niebroniące walorami artystycznymi. Uzasadnieniem dla przyznania tychże nagród było w przypadku Marka Koterskiego i jego filmu „7 uczuć” podjęcie próby przeniesienia widza w świat całkowicie wykreowany, zaś w przypadku Wojciecha Smarzowskiego i jego filmu „Kler” - podjęcie znaczącego problemu społecznego. Przyznam się, że głupszych uzasadnień nie słyszałem od dawna.