Komentarze
41/2020 (1315) 2020-10-07
Siedlce wpisują się w ogólnopolską akcję sprzeciwu wobec działań rządu, wyrażanych w formie stanowionego prawa oraz zachowań jego obecnych i byłych przedstawicieli” - informuje polityk, organizator lokalnego antyrządowego protestu „W obronie swobód obywatelskich i polskiego rolnictwa - Zakończyć plandemię”.

Najpierw próbowałam tę plandemię rozkminić. Oczywiście pierwsza myśl to skojarzenie z pandemią. Ale po co się zaplątało to „l”? Może ma coś sugerować? Wszak łatwo w tym słowie jakiś tajemniczy a skuteczny plan D wydzielić. I może nas on - tak pyk! - od pandemii wyzwoli? Ci, którzy domyślają się, że ostatecznie sięgnęłam po rozkminkę do sieci, mają absolutną rację. Dlatego podzielę się z nimi tym, co w tejże sieci znalazłam. Otóż „«plandemia» to globalny spisek mający na celu wprowadzenie dyktatury rządu światowego”. A plandemiści to osobnicy, którzy powołując się na konstytucję (brawo! - jakiż to wzrost zainteresowania tym dokumentem spowodowała „reżimowa” władza), protestują przeciwko covidowym obostrzeniom. Przeciwko „szmatom” i przeciwko „kagańcom” przez zastraszone koronawirusem pospólstwo zwanym maseczkami.
40/2020 (1314) 2020-09-30
Deszcz nie był najgorszą rzeczą, jaka miała przydarzyć się tego dnia. Przynajmniej nie dla wszystkich. U dzieci, które pewnego niedzielnego poranka przystępowały do Pierwszej Komunii Świętej, wywołał lekki dyskomfort.

Tak przynajmniej sobie wyobrażam. Tyle czekania, przekładany termin... Dzień inny niż wszystkie wcześniejsze pierwsze komunie, bo w nieznanym dotąd nikomu czasie epidemii. Do tego niepokój rodzin: czy dawno niewidziana ciocia z Gdańska będzie mogła wejść do kościoła? Czy pozostanie jej jedynie skryć się pod parasolką, by przez godzinę z kawałkiem przyglądać się rzeźbieniom na zamkniętych drzwiach? Tego dnia nie spotkałam żadnego dziecka ubranego w pierwszokomunijny strój ani potencjalnej ciotki z nadmorskiego kurortu. Byłam na wieczornej Mszy św. Usiadłam w jednej z ławek. Gdy pochyliłam głowę, aby się pomodlić, zauważyłam na półce białą, atłasową torebeczkę w kształcie sakiewki, z której wystawała książeczka do nabożeństwa. Tak naprawdę to dopiero wtedy przypomniałam sobie o tym szczególnym w mojej parafii dniu. Zguba nie była więc niespodzianką. Zapewne to przez pośpiech, roztargnienie i przejęcie któraś z dziewczynek zapomniała o swojej własności. Zdarza się.
40/2020 (1314) 2020-09-30
W Polsce nie jest najgorzej, bo nikogo z nas się nie wiesza na dźwigach - to słowa naszego najbardziej rozpoznawalnego homoseksualisty Roberta Biedronia. Akredytowani w Polsce ambasadorzy 50 krajów uznali, że jest inaczej.

To odbywające się w czerwcu Parady Równości, a nie towarzyszące im oświadczenia, zajmowały przez lata uwagę mediów. W tym roku z powodu koronawirusa parady odwołano, za to siłę przebicia zyskał wspierający społeczność LGBT w Polsce i podpisany przez 50 akredytowanych u nas ambasadorów i przedstawicieli instytucji międzynarodowych list. Informację o nim zamieściła w sieci - i okrasiła komentarzem, że „prawa człowieka nie są ideologią - są uniwersalne” - Georgette Mosbacher. Pewnie gdyby nie obwieszczenie ambasador Stanów Zjednoczonych, i ten list przeszedłby niezauważony. Ale chodziło o to, żeby niezauważony nie był. W tym osobliwym, skierowanym do polskiego rządu piśmie ambasadorzy wyrażają swoje „poparcie dla wysiłków na rzecz podniesienia świadomości społecznej na temat problemów dotyczących społeczności lesbijek, gejów, osób biseksualnych, transpłciowych i interseksualnych”.
39/2020 (1313) 2020-09-23
Nie jestem pewien, czy to sprawa geniuszu politycznego, czy też po prostu wypadek przy pracy, ale jedno jest pewne: niezależnie od preferowanej opcji politycznej ponownie dzisiaj w naszej ojczyźnie wszyscy tańczą do muzyki skomponowanej przez Jarosława Kaczyńskiego.

Zamieszanie wokół przesilenia w koalicji rządzącej znajduje się na pierwszych stronach gazet, paskach informacyjnych stacji telewizyjnych oraz we wszystkich „politycznych” rozmowach Polaków. Zasada: „Nieważne jak, byle głośno o nas” zdaje się wygrywać nawet ze zdrowym rozsądkiem. We wszystkich bowiem społeczeństwach zasada stagnacji sceny politycznej wydaje się najbardziej pożądaną i to nie przez polityków, ale przez samą społeczność. Po prostu każdy woli znane, choć może mało akceptowane reguły gry społecznej od zmienności i płynności w każdej sytuacji. Widać to było chociażby w przypadku Polski po stanie wojennym. Gros społeczeństwa, choć miała w tyle głowy marzenia o wolności, to jednak kojarzyła ją nie z wolnościami politycznymi, lecz z zachodnim dobrobytem. Dlatego wolało kombinować gospodarczo, a wychodzenie na ulicę zostawiało nielicznym. Fakt, że ideały wolnościowe przetrwały, zawdzięczamy tylko i wyłącznie tragicznym wydarzeniom, jak chociażby śmierć bł. ks. Jerzego Popiełuszki, a nie wyrobieniu świadomości politycznej czy też marzeniom milionów Polaków.
39/2020 (1313) 2020-09-23
W niedzielne popołudnie najlepszy z mężów znów postanowił nawiedzić krainę swojego dzieciństwa. Jako że kocha zarówno szmer drzew liściastych, jak i skrzypienie iglaków, zahaczył o las.

A tam wrzosy prezentują swoje kobierce, ptaszki-świergolaszki do ucha się wkradają, grzyby się same popod nogi ścielą. I taki tam był raj, że ani najlepszy spostrzegł, jak słońce się przed nim ukryło. „Już mrok zapada, nigdzie drogi ni kurhanu” - pomyślał za poetą. I w tej samej chwili uświadomił sobie, że jednak jakaś droga niedaleko jest, a i kurhan, owszem, może by się znalazł. Rozejrzał się po lesie. Tak, to niedaleko stąd zatopił się w bagnie kościółek. Przynajmniej wszyscy tak mówią. Teraz stoi tam krzyż. Już miał się najlepszy do wspomnianej drogi kierować, kiedy usłyszał rozdzierający krzyk. A w zasadzie krzyk-nie-krzyk. Nie rozpoznasz, przez kogo wydawany. Ma rację ten, kto pomyślał, że pierwszym odruchem najlepszego była chęć ucieczki. Ale - po pierwsze, nie wiadomo, gdzie w takiej sytuacji uciekać, a po drugie: tak utytłałby zarówno męski honor, jak i męską odwagę. Co zatem wojownikowi pozostało?
38/2020 (1312) 2020-09-16
Polską politykę rozgrzała do białości wiadomość o ponownym wprowadzeniu na sejmową salę ustawy o zakazie hodowli zwierząt futerkowych.

Przy okazji ustawowo ma być określony również m.in. czas pozostawania na łańcuchu psów w gospodarstwach czy też długość rzeczonych łańcuchów. Oczywiście, jedyną argumentacją, jakiej używa się przy tak skonstruowanej ustawie, jest święte przekonanie o cierpieniach zwierząt, potrzebie ich humanitarnego traktowania i braterstwie międzygatunkowym. W tle jednak pojawia się również żądanie ograniczenia spożywania konkretnego rodzaju mięsa przez ludzi, oczywiście w celu ochrony klimatu etc. W pierwszym odruchu każdy zdroworozsądkowo myślący człowiek podnosi palec, by postukać się w czoło. I nie idzie tutaj o to, że wspomniany wyżej homo sapiens jest krwiożerczą bestią chcącą na każdym kroku maltretować sadystycznie „naszych braci mniejszych”. Podskórnie bowiem wyczuwa się w tejże propozycji, jak i w przypadku wielu innych formułowanych przez tzw. ekologów, ideologiczne zacietrzewienie i zupełny brak racjonalnego wytłumaczenia, poza wyświechtanymi sloganami ukutymi na rzecz medialnie uformowanych osobników szczycących się mianem człowieka.
38/2020 (1312) 2020-09-16
Obejrzałem film „Sala samobójców. Hejter”. Żadna to nowość - w kinach był wyświetlany kilka miesięcy temu, ale szalona wiosna, pandemia etc. Nie było kiedy ani jak pójść do kina.

Wydalony z Uniwersytetu Warszawskiego student prawa zostaje przyłapany na plagiacie. Postanawia jednak ukrywać ów fakt przed światem i nadal pobiera pomoc finansową od państwa Krasuckich. Zdemaskowany i ośmieszony szuka zatrudnienia. Znajduje je w „farmie trolli” zajmującej się hejtowaniem w internecie znanych osób. Zaczyna zarabiać ogromne pieniądze. Widzi potworne spustoszenie, jakie w ten sposób wyrządza innym. Ma ogromny potencjał niszczenia! Na cel zostaje wzięty polityk - kandydat w wyborach na prezydenta miasta. Rozpoczyna się brudna gra. Bezwzględność tytułowego bohatera w wirtualnym niszczeniu człowieka kończy się rzeczywistą tragedią - na konwencji wyborczej zamachowiec zabija jego i wiele innych osób. Film jest porażający w swojej wymowie. A zarazem tak bardzo prawdziwy.
37/2020 (1311) 2020-09-09
Wbrew obiegowej opinii, myślenie nie ma już przyszłości. I chociaż zdawać by się mogło, iż wzrost tzw. oświaty w szerokich kręgach społecznych, związany z masowym produkowaniem licencjatów i magistrów, jest dowodem na zupełnie inne twierdzenie, to jednak rzeczywistość cokolwiek skrzeczy.

Iluzoryczność „wykształconego” współcześnie społeczeństwa ukazuje się w pełni, gdy dostrzeże się zasadniczy brak - zapomnienie o krytycyzmie w przyjmowaniu twierdzeń i zwolnienie się z logicznego uzasadnienia. Zamiast poszukiwania prawdy staramy się po prostu być trendy. Powtarzamy nagłówki, a nie myślimy. Gromadzimy informacje, a nie wiemy. Krzyczymy, a nie polemizujemy. Drwimy z przeciwnika, a nie argumentujemy. Bawimy się słówkami, a nie poznajemy rzeczywistości. Większość prac naukowych na poziomie magisterskim jest tylko bibliograficznym zestawieniem cytatów, wśród których własnych badań „młodego naukowca” znaleźć nie można. Niestety, ta konstatacja tyczy się większości naszego społeczeństwa.
37/2020 (1311) 2020-09-09
Wrzesień, podobnie jak 11 pozostałych miesięcy, przynosi na kartkach kalendarza wiele rocznic.

Te wrześniowe przywołują często dramat wojennych dni, ale pierwszy wrześniowy dzień, oprócz tych smutnych wędrówek w wojenną przeszłość, przynosi również bardzo ważny początek, bo przecież tego właśnie dnia, po wakacyjnym bezruchu, ruszają szkoły! Niektórzy mawiają żartobliwie, że szkoła rozumu nie daje. Zapewne tak właśnie jest, ale ten posiadany, przy pewnym rzecz jasna zaangażowaniu szczęśliwego posiadacza, niewątpliwie szkoła pomaga ćwiczyć i rozwijać. Godzinami można toczyć debaty o przedmiotach, programach, metodach. Godzinami można zastanawiać się i dyskutować, komu i do czego przydadzą się w przyszłości niektóre teorie, formułki, wzory i definicje. Każdy będzie miał zapewne sporo argumentów, być może nawet słusznych, chociaż skrajnie różnych.
36/2020 (1310) 2020-09-02
Popadam ostatnimi czasy w coraz większą zadumę. Nie jest ona jednak wynikiem zbliżającej się milowymi krokami jesieni, kulturowo już jakoś w naszej mentalności związanej z przemijaniem i medytacją kruchości istnienia wszystkiego na tej ziemi.

Zwinięte w kłębek zeschłe liście wiążą naszą wyobraźnię z wizją grobowej płyty i znicza walczącego ze strugami deszczu o zachowanie płomienia. Ta poetycka wizja nie jest jednak przyczyną mojej zadumy. Frapuje mnie bowiem szerokość, wysokość oraz głębia naszej ludzkiej głupoty i łatwowierności. Faktem jest, że jak świat światem ludzie łatwiej przyjmowali wiadomości proste w swojej wymowie, nawet jeśli krzty logiki w nich nie było. Być może pozorna prostota tych informacji dawała możliwość większej i szybszej przyswajalności przez umysły albo też ich sensacyjny charakter pozwalał na ubarwienie własnego życia, i tak dość szarego. Ale dzisiejszy poziom zgłupienia osiągnął już niebywałe wyżyny i to ono zdaje się tłumaczyć łykanie wszystkiego jak pelikan. Minął jakoś pierwszy dzień nowego roku szkolnego. Wystraszeni nauczyciele i uczniowie w dobie koronawirusa przeszli dość gładko to, co miało jawić się początkiem istnej apokalipsy w naszym państwie. Co prawda słychać gdzieniegdzie pomruki, że najgorsze jeszcze przed nami, że sami sobie gotujemy ten los, ale jakby nie mówić, to sam początek roku szkolnego dość spokojnie prześlizgnął się przez nasze społeczne życie. Tak jednak być nie może. Hydra sensacji szuka żaru. I oto otwieram jeden z portali internetowych, a w oczy rzuca się dramatyczny tytuł: „Kolejni nauczyciele zarażeni, zaczynają zamykać szkoły”.