Komentarze
48/2018 (1220) 2018-11-28
Lubię robić zakupy w supermarketach. Kiedy ustawię się w kolejce do kasy za zapakowanymi po brzegi wózkami, często słyszę: „Pani tylko z trzema produktami? Proszę przede mną”.

Ten sklepowy savoir-vivre okazuje się być bardzo przydatny zwłaszcza w takim dniu wzmożonych promocji i wyprzedaży, jak zwany z angielskiego Black Friday. Co prawda polski odpowiednik zwyczaju rodem zza oceanu ma z nim tyle wspólnego, co Korea Północna z demokracją, ale okazja to zawsze okazja. Tym bardziej, że z każdej strony atakują nas reklamy przekonujące, iż oto trafia nam się największy interes życia... Nawet gdy chodzi o zgrzewkę cukru przecenioną o 10%. Zaprzepaszczenie takiej szansy może nas tylko wpędzić w otchłań kompleksów i rozpaczy. Jak tu nie skorzystać? W efekcie w koszykach lądują produkty spożywcze w ilościach hurtowych. Co prawda po kilku dniach trzeba wyrzucić je do śmieci, bo właśnie minął termin ważności. No ale kto by się przejmował tym, że w Polsce co roku marnuje się ok. 9 mln ton żywności. Trzeba kupić na zapas, bo przecież jest promocja. To nic, iż czasem oznacza ona, że towar po obniżce jest droższy niż przed...
47/2018 (1219) 2018-11-21
Czego nigdy i pod żadnym pozorem dziennikarz lub komentator życia społecznego nie powie swoim odbiorcom? Że są nierozumni (czytaj - głupi).

Spoglądając na rozliczne teksty przez ostatnie kilkadziesiąt lat krążące w sieci internetowej lub zapełniające łamy prasowe i fale eteru, nie sposób nie zauważyć, iż przed takim określeniem odbiorców własnych informacji broni się każda redakcja. A że myśli zupełnie inaczej, to widać po sposobach przekazu i rozlicznych manipulacjach, nawet jeśli chodzi o czysty interes handlowy, a nie o ideową robotę. Przyjęcie za dogmat zasady, że lud (demos) jest całkowitym i jedynym gwarantem prawdziwości oraz słuszności podejmowanych decyzji politycznych, przeniosło się na całość naszego życia społecznego, czego wyrazem jest uznawanie za miarodajne jedynie sondażowych informacji, bez żadnego odniesienia nie tylko do faktów, ale przede wszystkim do logiki.
47/2018 (1219) 2018-11-21
I znowu wszyscy wygrali. No może z wyjątkiem kopaczy nożnych, którym niespecjalnie idzie gra pod wodzą Jerzego Brzęczka.

Gołym okiem widać, że okres świetności kilku gwiazd w kadrze narodowej bezpowrotnie przeminął, a garnitur, który PZPN skroił dla trenera, jest o wiele za duży. Wprawdzie ostatni remis daje jakieś nadzieje, ale to wciąż jeszcze nie to na co czekają kibice. Tymczasem skupmy się na - jak to mawiał klasyk - innych plusach dodatnich. A tych w naszym kraju z tygodnia na tydzień jest jakby więcej. Nikt chyba już nie ma wątpliwości, że po ostatnich wyborach samorządowych nie było przegranych. Nawet ci, których zgubiła pycha, buta i arogancja powoli wracają z tarczą i szerokim uśmiechem na twarzy. No bo jak tu się nie radować, gdy partie matki sukcesywnie znajdują dla nich nowe ciepłe posady finansowane przez podatników.
46/2018 (1218) 2018-11-14
Nie przebierałem w słowach, gdy dowiedziałem się na kilka dni przed świętem 100 rocznicy odzyskania niepodległości przez nasz kraj, że działacze tzw. opozycji postanowili zniszczyć uroczysty dzień wszystkich Polaków.

Działania zarówno prezydent Warszawy, jak i prezydenta Wrocławia wykazywały początkowo zwykłą złośliwość wobec obchodów stulecia powrotu Polski na mapy świata. Potem pojawiła się myśl, że jest to tylko nieudolna próba wyeksponowania Igrzysk Wolności, które działaczka Platformy, wybrana na prezydent miasta, organizowała ze swoją partią i jej przystawkami w Łodzi. Dopiero pojawienie się Donalda Tuska i jego wypowiedzi w mojej pamięci obudziły pewne wspomnienia, całkiem niedawne. Warto przypomnieć sobie wydarzenia z grudnia 2016 r. W opozycję wstąpiła wówczas nadzieja na możliwość przedterminowych wyborów, gdyby parlament nie uchwalił budżetu w konstytucyjnym terminie. Jeśli sięgniemy pamięcią wstecz, łatwo odszukamy w pamięci tamte wydarzenia.
46/2018 (1218) 2018-11-14
Obchody 100-lecia polskiej niepodległości przeszły do historii. Swój wkład w to święto chciały też zaznaczyć dwie (nie)sławne obywatelki(?) naszego kraju, którym według obowiązującej nomenklatury nadano tytuł celebrytek.

Od pewnego czasu okupują one nie tylko internet, dostały też program w pewnej muzycznej stacji. Otóż te panie - nazwiska celowo nie wspomnę, bo idzie nie tyle o nie, ile o to, co wyczyniają - prawie rok temu zaistniały „na niwie piosenkarsko-wykonawczej”. Z okazji 100-lecia niepodległości postanowiły przyjąć kolejne wyzwanie i wykonały hymn Polski, a w zasadzie „Pieśń Legionów Polskich we Włoszech”, bo posłużyły się oryginalnym tekstem Józefa Wybickiego. Nie byłoby jednak w tym nic szczególnego, gdyby nie sposób, w jaki owego „wykonu” dokonały. Nawet jeśli wspaniałomyślnie spuścimy zasłonę miłosierdzia na wokal celebrytek, to okoliczności - najdelikatniej rzecz ujmując - zasługują na co najmniej krytykę. Ubrane w koszulki z białym orłem i lateksowe spódniczki panienki popisują się na tle polskiej flagi.
45/2018 (1217) 2018-11-07
W tych dniach słowo „niepodległość” będzie odmieniane przez wszystkie przypadki. Nic w tym dziwnego, bo w świecie naznaczonym nieustannym PR-em wszelaki sposób zdobycia punktów w popularności publicznej jest pożądany.

Od lewa do prawa i z góry w dół wypychać będziemy sobie usta niepodległością, która wybuchła w listopadowe dni 1918 r. Gwar rozbrzmiewający wokół tej rocznicy, wielkie i puszyste słowa, okrzyki gniewu i uwielbienia, swary jak najbardziej pospolite i codzienne potrafią jednak dość dokładnie zabić właściwą refleksję. A mianowicie proste pytanie: czym jest niepodległość? Na pierwszy rzut oka pytanie cokolwiek trywialne. Każdy z nas dzisiaj powiedziałby, iż niepodległość oznacza posiadanie własnego kraju, państwowości, z którą się identyfikuje, mającego możność samostanowienia, tzn. ustanawiania praw, którymi się rządzi, bez konieczności zewnętrznej względem niego innej władzy. W gruncie rzeczy odpowiedź ta sprowadza się do prostej konstatacji, iż niepodległość jest zakresem wolności w ramach własnych państwowych granic. Tylko czy jest to definicja adekwatna?
45/2018 (1217) 2018-11-07
Kilka dni temu na dnie jednej z szuflad biurka natknąłem się na starą płytę z utworami Krzysztofa Daukszewicza. A że dawno nie słuchałem twórczości znanego satyryka, postanowiłem włożyć krążek do odtwarzacza.

Obok „Ballady dziadowskiej”, „Tyle mi zostało” czy „Prośby” w pewnym momencie z głośnika popłynęły słowa: „Zbyt często mnie pytają ludzie, co śpiewam im i gram, jaki naprawdę, jaki jest mój kraj?”. Tekst piosenki pt. „I to jest mój kraj” oraz dobiegająca ze stojącego w sąsiednim pokoju telewizora jałowa dyskusja na temat tego, czy 12 listopada powinien być dniem wolnym od pracy, zrodziły w mojej głowie kilka pytań. Otóż wciąż zastanawiam się, co pokolenie moje i moich wchodzących w dorosłość dzieci zapamięta z obchodów 100 rocznicy odzyskania przez Polskę niepodległości? Czy 11 listopada 2018 r. mieszkańcy kraju nad Wisłą, podobnie jak ich przodkowie przed wiekiem, poczują się wyjątkowo dumni, silni i zjednoczeni? Czy będzie to dzień chwały, triumfu i narodowego sukcesu? Czy będziemy w stanie stanąć razem, z podniesionymi czołami i bez kompleksów wykrzyczeć całemu światu, że jesteśmy ambitnym, pewnym siebie wolnym narodem?
44/2018 (1216) 2018-10-31
Czasu, w którym się żyje, nie można wybrać. Po prostu żyjemy w takim, a nie innym momencie historii i basta. Marzenia o tym, że gdyby przyszło nam egzystować w innym czasie, w innych warunkach, pomiędzy innymi ludźmi i w innym momencie dziejów, są tylko żałosnym oszukiwaniem siebie, że wówczas życie nasze byłoby całkiem inne.

Moment, w którym dane nam jest żyć, nie może być również traktowany jako wyrok Boski lub czysty przypadek. Determinizm czy indeterminizm w tym przypadku nie odgrywają zbyt wielkiej roli. Inną natomiast sprawą jest to, co z istnieniem w takim a nie innym momencie dziejów zrobimy. Człowiek, mając do dyspozycji siły własnej natury oraz to, co otrzymał w spadku cywilizacyjnym od przeszłych pokoleń, może i powinien kształtować swój los. Aby jednak móc przekształcać zastaną rzeczywistość, trzeba wpierw rozpoznać czas dany nam jako nasze miejsce życia. Racjonalny namysł nad rzeczywistością i tym, co w niej się dzieje, stanowi jedyny możliwy punkt wyjścia dla przekształcających rzeczywistość działań. Niestety, zbyt często z tego właśnie rezygnujemy, pogrążając się całkowicie w płynącym strumieniu zdarzeń i wypadków.
44/2018 (1216) 2018-10-31
W idealnym świecie zwycięstwa powinny cieszyć, a porażki uczyć. W pewnym piłkarskim klubie na Mazowszu jest dokładnie na odwrót. O tym, że nasz rodzimy futbol ma to do siebie, iż lubi zaskakiwać, wiemy nie od dziś.

Porażka najmocniejszej drużyny klubowej z amatorami z Luksemburga czy występ reprezentacji na najważniejszej imprezie piłkarskiej świata, o którym bez wstydu pamięta już tylko wikipedia, na pewno uświadomiły przeciętnemu Kowalskiemu, na co może liczyć, gdy na myśl przychodzi mu hasło „polski futbol”. Jakby tego było mało, co najmniej raz w tygodniu do opinii publicznej przedostają się informacje o rzekomych powiązaniach władz klubowych z ruchami kibicowskimi, oskarżonymi o - delikatnie mówiąc - praktykowanie złych zachowań. Gdzieś daleko od wstrząsających całym krajem blamaży i skandali rozgrywa się dramat zawodników czwartoligowego klubu Ożarowianka Ożarów Mazowiecki, którzy postanowili zrobić działaczom na złość i włączyć się do walki o awans na wyższy szczebel rozgrywkowy. W obecnym sezonie Ożarowianka spisywała się naprawdę dobrze.
43/2018 (1215) 2018-10-24
Opadł kurz bitewny, a z nim maski, nadzieje i kalkulacje. Tak najkrócej można opisać stan po niedzielnych wyborach samorządowych.

Opis ten pasuje jak ulał do prawie wszystkich ugrupowań i partii, jakie stanęły w szranki niedzielnej elekcji. Co prawda w niektórych samorządach szał bitewny jeszcze potrwa do niedzieli po Wszystkich Świętych (mam nadzieję, że nie będę musiał doświadczać kampanii wyborczej na cmentarzach), lecz ogólny stan postkampanijny został ustalony. Oczywiście już kilka sekund po ogłoszeniu wyborczych kalkulacji sondażowych zaczęto podejmować się analiz stanu gry politycznej, ale jeszcze przez kilka ładnych dni, jeśli nie tygodni, będziemy karmieni wynurzeniami publicystów i komentatorów, zarówno tych, którzy mają coś do powiedzenia, jak i tych, którym do chwały „bycia znawcą tematu” wystarcza skopiowanie fragmentów artykułów z mediów ogólnopolskich lub portali internetowych. Osobiście nie pretenduję do miana „eksperta wyborczego”, a to z dwóch powodów: po pierwsze brak mi czasu na dogłębne i przenikliwe analizy, z drugiej zaś strony stwierdzić należy, iż ktoś w Polsce bierze grube pieniądze, by tę funkcję pełnić.