Komentarze
21/2019 (1244) 2019-05-22
Co to był za aktor! Piękny, przystojny, utalentowany. Zresztą nie tylko aktor, bo też producent, reżyser i scenarzysta w jednej osobie. Ot, taki człowiek orkiestra.

Alain Delon. Starsza młodzież może go jeszcze pamięta, młodsza pewnie prędzej skojarzy Daniela Radcliffe’a albo Roberta Pattinsona. Jeśli tak, to niech czym prędzej obejrzy „Zaćmienie”, „Lamparta” albo „W kręgu zła”. Albo cokolwiek z ponad 80 filmów znanego na całym świecie(!) Francuza. Jak to mówią: naprawdę warto. No i na skutek tego, że i dzisiaj, czyli po latach, warto, organizatorzy tegorocznego Festiwalu Filmowego w Cannes postanowili obdarować Delona Honorową Złotą Palmą. Za tzw. całokształt. Oczywiście - twórczości. Jak postanowili, tak i ogłosili. W okolicach połowy kwietnia. I wtedy się zaczęło! Miłośnicy politycznej poprawności przypomnieli sobie, że Delon myśli i - o zgrozo! - wypowiada się nie w tę stronę, co trzeba. Czyli - nawiązując do klasyka - propaguje myślozbrodnię.
20/2019 (1243) 2019-05-15
O czymże dzisiaj pisać na polskim bruku? Wszak jeden tylko temat jest w powietrzu. Ponad 7 mln odsłon w internecie filmu Tomasza Sekielskiego wskazuje dość dobitnie na zainteresowanie zobrazowaniem przez dziennikarza kilku historii osób seksualnie wykorzystanych w dzieciństwie przez duchownych.

Debata dzisiejsza rozpościera się pomiędzy zażenowanym milczeniem a oskarżeniami i inwektywami kierowanymi pod adresem hierarchii kościelnej (zarówno ze strony antyklerykałów, jak i ludzi z wnętrza Kościoła). Padają w niej różnorakie argumenty, od pochwał dla autorów filmu po krzyk o ustawce pod temat i celowy termin emisji. Przyznam się, że nie interesuje mnie ta debata w ogóle. Jak do tej pory twierdziłem, tak teraz twierdzę, że każdego, kto wykorzystuje dziecko (niezależnie pod profesji czy statusu społecznego) osobiście karałbym niemiłosiernie. Uderzenie w niewinność dziecka, wykorzystanie jego zaufania i nieporadności w obronie, zaspokajanie własnych chorych fantazji i żądz kosztem najmłodszych są dla mnie po prostu obrzydliwe i całkowicie nie do przyjęcia. Lecz oprócz normalnego dla mnie jako człowieka obrzydzenia dla tychże praktyk, jest jeszcze konieczność ustalenia powodów, które umożliwiły usprawiedliwianie w sumieniu tychże zachowań.
20/2019 (1243) 2019-05-15
Szok, niedowierzanie, przerażenie, wstrząs - to określenia dominujące w wypowiedziach ludzi, którzy obejrzeli „Tylko nie mów nikomu”. Film o pedofilii w Kościele stał się sensacją, choć pokazane w nim przypadki dotyczą sytuacji sprzed wielu lat.

Ze wstydem i pokorą przyjmuję opowieści pokrzywdzonych, choć wiem, że nikt, kto nie doświadczył pokazanych w filmie zachowań, nie zrozumie bólu tych ludzi. Wiem też, że samo oburzenie niczego nie zmieni, ale może być pierwszym stopniem do zadośćuczynienia i naprawy. Dobrze, że przerwano zmowę milczenia. Dobrze, że winnymi nazwano nie tylko tych, którzy molestowali, ale też tych, którzy - mając świadomość takich uczynków - nic z tym nie zrobili. Dobrze, że głośno powiedziano, że pedofilia w Kościele to jednak coś innego niż - jakkolwiek to zabrzmi - „zwykła” pedofilia. Ale należy też dodać, że pokazani w filmie księża to byli współpracownicy Służby Bezpieczeństwa. A na ten temat, na temat ich paskudnej roli w Kościele, można by napisać cały szereg wiele wyjaśniających artykułów. Oczywiście nie może to być usprawiedliwieniem, podobnie jak fakt, że wśród innych zawodów jest znacznie więcej przypadków pedofilii niż w Kościele.
19/2019 (1242) 2019-05-08
I długoż trzeba czekać było, by Słońce Peru opromieniło nas ponownie swoją mądrością po nieudanym - dzięki Jażdżewskiego supportowi - wystąpieniu w Uniwersytecie Warszawskim, co tak odważnym jest, że w czasach komunistycznych skrzętnie zrezygnował z imienia marszałka Józefa Piłsudskiego, choć przyznać trzeba, iż o jego „odwadze” świadczyć może fakt, że nie przyjął imienia innego Józefa.

Nie do końca jestem przekonany, że „prezydent” Europy nie wiedział nic o poglądach i zamierzeniach redaktora „Liberté”, wszak tego typu wydarzenia są w każdym calu zaplanowane wraz ze swoją spontanicznością. Wydaje mi się, że wypuszczenie jako ogara gończego skrajnego antyklerykała miało na celu przyciągnięcie do lekko kulejącej Koalicji Europejskiej ludzi o podobnych poglądach zagospodarowanych przez ugrupowanie Roberta Biedronia. Cóż, tonący brzytwy się chwyta. I niestety czasem tą brzytwą się rani. O wystąpieniu Donalda Tuska nikt dzisiaj już nawet nie pamięta, za to o jego poprzedniku w „gawędach” wszyscy ciągle mówią. Przemówił więc i sam Donald (przez niektórych czule nazywany Donaldinio). Stwierdził był dość oględnie, iż uniwersytet jest miejscem, w którym winny pojawiać się starcia intelektualne i głoszone być idee, nawet jeśli niektórym one nie odpowiadają. I tutaj u mnie pojawiła się zagwozdka.
19/2019 (1242) 2019-05-08
Do tej pory było tak, że w okolicy Wielkiej Nocy pojawiały się „nowe fakty” z życia Jezusa, oczywiście takie, które podważały dotychczasowe prawdy i stawiały Go w złym świetle. Ale, jak widać, było mało. Dołączono więc Maryję. W końcu mamy maj. Jej miesiąc.

No i z tej okazji pod koniec kwietnia w okolicach płockiego kościoła św. Dominika rozlepiono plakaty z wizerunkiem Matki Bożej Częstochowskiej. Także na takich „strategicznych” miejscach, jak kosze na śmieci czy przenośne toalety. Żeby było jeszcze bardziej „artystycznie”, postacie Maryi i Dzieciątka otoczone zostały na tych malunkach aureolami w barwach tęczy. Nie trzeba było wielkiej wyobraźni, żeby wiedzieć, o jaką tęczę i o jaką - w szerszym aspekcie - sprawę chodzi. Ani też wielkiego zachodu, żeby ustalić, że za całym tym „zdarzeniem” stoi aktywistka i „bohaterka” z listopada 2017 r., kiedy to próbowała na moście Poniatowskiego w Warszawie zablokować marsz narodowców, siadając na ulicy z transparentem „Faszyzm stop”. Dodać należy, że owa światła obywatelka nie ogranicza się w aktywności do terytorium własnego kraju, ale - jak przystało na Europejkę - podróżuje i broni praw człowieka na całym świecie.
18/2019 (1241) 2019-05-01
Coroczne obchody majowego święta stanowią okazję nie tylko do wzmocnienia dumy z przynależności do polskiego narodu, bo wszak byliśmy prekursorami w dziedzinie ustanawiania nowego ładu politycznego i społecznego, ale są również możliwością postawienia sobie paru gorzkich pytań o nas samych, czyli Polaków.

W naszej historii, jak człowiek z własnym cieniem, łączą się elementy wielkości i elementy małości, wśród których największym jest zdrada własnej ojczyzny. Majowe rozdarcie pomiędzy ustanowieniem konstytucji trzeciomajowej a aktem zdrady targowickiej oddaje owo „ucieniowienie” naszych dziejów w stopniu chyba najdoskonalszym. Jednak nie sposób nie odnieść wrażenia, iż w dzisiejszych czasach samo słowo „zdrada narodowa” zostało cokolwiek umitologizowane, a właściwie jest narzędziem walki politycznej w doraźnych celach. I nie dotyczy to tylko prawej części naszej sceny politycznej i stojącego za nim elektoratu, ale używanie tego wyrażenia w walce politycznej znajduje swoje zastosowanie w każdym zakątku naszego państwa (np. Marek Borowski niedawno nazwał rząd PiS „rządem zdrady narodowej”).
18/2019 (1241) 2019-05-01
Pierwsza z dwóch zaplanowanych na ten rok kampanii wyborczych wkracza na ostatnią prostą. Na tablicach ogłoszeniowych, płotach, przydrożnych drzewach i słupach nieśmiało pojawiają się pierwsze plakaty i banery z twarzami pretendujących do europejskich salonów.

Przyszli europosłowie ostro szlifują języki obce, od czasu do czasu opowiadając rodakom, czegóż to nie zrobią w Brukseli w obronie polskich interesów. Wprawdzie kampania do Europarlamentu ma się nijak do tej, jaka czeka nas przed jesiennymi wyborami do parlamentu tubylczego, jednak obie są - jak to zauważył niedawno któryś z polityków - niczym połowy tego samego meczu. Kto strzeli więcej bramek w pierwszej, ma o wiele większe szanse na wygranie całego spotkania. Zatem by sprostać zadaniu, cały czas trzeba się starać, a każde niepowodzenie i stratę piłki na politycznym boisku natychmiast przekuwać w sukces. Naród w końcu musi wiedzieć, że całe dobro tego świata jest tylko i wyłącznie zasługą oddanych mu bez reszty prominentów.
17/2019 (1240) 2019-04-24
Dzisiaj o miłosierdziu zapewne wszyscy będą mówić i pisać. Nie ma w tym nic dziwnego. Fenomen duchowości opartej na mistycznych wizjach polskiej zakonnicy św. Faustyny Kowalskiej jest najlepszym dowodem działania Bożego, a duch ludzki jak kania dżdżu pragnie łaski Bożej.

Jesteśmy na nią nastawieni nie tylko z racji tego, iż z Jego dłoni wyszliśmy, ale również z powodu doświadczenia zła i grzechu. Zranienie naszej ludzkiej natury przez działanie złego ducha oraz przyzwolenie na dzianie się zła w naszym życiu sprawiają, że dojmującym doświadczeniem człowieka jest brak samowystarczalności w osiąganiu szczęścia. Wszelkie próby budowania owego szczęścia własnymi siłami zawodzą, a skutki bywają niestety gorsze niż stan przed naszym działaniem. Z głębi więc serca każdy woła (choć tego sobie do końca nie uświadamia) o miłosierdzie Boże. W działaniu Pana Boga jednak nie ma nic z litości. Jakkolwiek brzmi to dziwnie, to jednak tak właśnie jest. Litość bowiem nie liczy się z osobą, do której jest adresowane działanie. Jest ona li tylko przedmiotem mającym uzasadnić zaspokojenie własnych emocji.
17/2019 (1240) 2019-04-24
Dopóki nie zaistnieją, pewne rzeczy wydają się niemożliwe. Zwłaszcza mojej głowie, w której raczej nie powstałaby myśl, że Judasz stanie się powodem posądzenia Polaków o antysemityzm. Może to jednak nie sama sprawa Judasza, tylko sposób nagłośnienia jej.

W położonym gdzieś pomiędzy Rzeszowem i Przemyślem kilkutysięcznym Pruchniku reaktywowano (po kilku latach nieobecności) datowany na XVII w. „sąd nad Judaszem”. W tym celu w Wielki Piątek powieszono na słupie wypchaną słomą kukłę symbolizującą tego zdrajcę. Potem ciągnięto ją do rzeki, a po drodze „mistrz ceremonii” okłada kukłę kijem. 30 razy, tyle, za ile srebrników wydał Judasz Pana Jezusa. Do „wymierzana kary” włączają się dzieci. Na moście kukle obcięto głowę, a korpus spalono. Płonący Judasz został wrzucony do rzeki. Od wydarzenia odciął się zarówno Kościół, jak i burmistrz Pruchnika. Ale wywołało ono kolejne ataki na Polaków jako antysemitów. Poruszyło zwłaszcza środowiska żydowskie, które zdecydowanie potępiły wydarzenie. Ale też rozpętało dyskusję w Polsce. Czy „sąd nad Judaszem” to tylko miejscowy zwyczaj? A może lekcja nietolerancji i przemocy albo skrajny antysemityzm? Wygląda na to, że póki co pole dyskusji zawłaszczyli zwolennicy tej ostatniej teorii.
16/2019 (1239) 2019-04-17
Co jest fascynującego w rozprzestrzeniającym się blasku? Nie uderzenie światła w oczy przyzwyczajonych do ciemności ani też nagłe ujrzenie szerszej perspektywy.

Tych zazwyczaj możemy się domyślać lub je sobie wyobrażać. Fascynująca jest uciekająca granica pomiędzy tym, co z ciemności, a tym, co ze światła. Blask nagłego światła przesuwa ją coraz bardziej i bardziej do tego stopnia, że w ogóle nie dostrzegamy jej istnienia. A to błąd. Bo nikt nie umie ocenić ani docenić światła, jeśli nie widzi jego antytezy. Nie oznacza to jednak, że ciemność jako antyteza światła jest konieczna do jego zrozumienia, lecz tylko tyle, że istotę blasku można lepiej i dokładniej zrozumieć, gdy widzi się jego granicę. Dlaczego jednak taka refleksja powstaje we mnie, gdy noc rozpalona zostaje światłem paschalnej świecy, a radosne Alleluja bieży od głębi ludzkiego serca aż po wyżyny niebios? Otóż dlatego, że nasza radość wielkanocna jest zbyt łatwa i prosta. Drży w niej nie wizja galilejskich powrotów, ile raczej pragnienie pozostania na łatwych brzegach teologicznych określeń, moralizatorskich kazusów, ornamentów felietonistyczno-homiletycznych czy też ciosania postumentu pod własny posąg (jak zawsze cielca z metalu). A światło domaga się ciemności.