Komentarze
3/2018 (1175) 2018-01-17
21 stycznia Kościół obchodzi wspomnienie św. Agnieszki (w tym roku w liturgii będzie ono zastąpione III niedzielą zwykłą). Z kolei w ubiegłą niedzielę słyszeliśmy w świątyniach list biskupów o św. Stanisławie Kostce. Co łączy tych świętych?

Poza miastem, w którym oboje zmarli, jeszcze jedna rzecz: w chwili śmierci byli nastolatkami, tzn. nie doczekali nawet 20 roku życia. Agnieszka miała lat 12, a Stanisław 18. Nie są oni jedynymi nastolatkami w katalogu świętych i błogosławionych - znajdziemy tam i św. Tarsycjusza (męczennika z czasów rzymskich), i św. Dominika Savio (wychowanka św. Jana Bosko). Jest w tym gronie jeszcze jeden polski akcent - postać bł. Karoliny Kózkówny.
2/2018 (1174) 2018-01-10
Zgryźliwość Adama Szejnfelda na twitterowym koncie w dniu powołania nowego rządu była cokolwiek znamienna. Czołowy działacz Platformy twierdził bowiem, że świat wstrzymał oddech w oczekiwaniu na ogłoszenie składu rządu Mateusza Morawieckiego.

Sądząc po reakcjach przynajmniej naszej części świata, to istotnie wyczekiwanie było znaczne, czego jakoś nie można było powiedzieć o przetasowaniach po odejściu Donalda Tuska do Brukseli i wejściu na jego miejsce specjalistki od rycia w ziemi na jeden metr w głąb, przy czym najważniejszy w tym momencie był ów głąb. Odnotowanie zmian w rządzie polskim przez najważniejsze agencje prasowe zarówno na Zachodzie, jak i za wschodnią naszą granicą, wskazuje dość jasno, że baczny wzrok obserwatorów medialnych rzeczywiście spoczywał w tym czasie na Polsce, choć zapewne ta uwaga nie była równa wyczekiwaniu na biały dym nad Kaplicą Sykstyńską.
2/2018 (1174) 2018-01-10
No i stało się. Kamil Stoch nie tylko zwyciężył w Turnieju Czterech Skoczni, ale też wygrał wszystkie tegoroczne konkursy tych zawodów, Kamila Gasiuk-Pihowicz została przewodniczącą klubu poselskiego Nowoczesnej, a rząd się zrekonstruował. O ile w pierwszym przypadku trudno znaleźć ludzi o negatywnych wobec skoczka z Zębu emocjach, to już nowe stanowisko byłej siedlczanki wywołuje różnorodne emocje.

Można by chyba bez wdepnięcia na minę stwierdzić, że są to jednak emocje zupełnie nieporównywalne z tymi, które towarzyszą zmianom na rządowych posadach. Trwający już od pewnego czasu - jak to z przekąsem mówili niektórzy - serial pod tytułem rekonstrukcja rządu dobiegł końca. Oczywiście jest to zakończenie otwarte, bo przecież nowe rozdania wcześniej czy później nastąpią, tymczasem jeszcze wielu wydaje się niezamknięta kwestia ewentualnego nowego stanowiska byłego już szefa MON Antoniego Macierewicza. Jego (bardziej liczni, niż by się mogło wydawać) zwolennicy walczą o przywrócenie mu funkcji albo pozostają z nadzieją na nie mniej ważną nową.
1/2018 (1173) 2018-01-03
Każdy początek jest jakimś zarzewiem nadziei. Być może wynika to z marzeń ludzi o tym, iż nieznane przez sam fakt nierozpoznania przyniesie zmianę na lepsze, a być może po prostu chcemy wierzyć, że przed nami tylko świetlana przyszłość. Nie dziwnym jest więc, że w nowy rok wkraczamy z ogromem nadziei.

Choć może on dla nas nie być aż tak przyjemny, jak to się wydaje. I to nie tylko z powodu trudnych i nabrzmiałych spraw, nierozwiązanych do końca w starym roku, choć i one będą oddziaływać, ile raczej z racji naszej dość niezmiennej zdolności pamiętania. Nie darmo już w starożytności Horacy stwierdził, iż tylko niebo, a nie duszę, zmieniają ci, którzy podążają za morze. I chociaż z wielką radością powitaliśmy nowy rok, to warto wspomnieć cokolwiek o poprzednim.
1/2018 (1173) 2018-01-03
Taki nowoczesny on był. Taki silny, taki optymistyczny. No, prawie amerykański. Do tego zawsze wianuszkiem swoich partyjnych aniołków ustrojony. Jak tylko powiedział, co wiedział, to i humor człowiekowi poprawił. Zresztą - samym istnieniem rozbrajał, bo co tu dużo gadać: nie od dziś (i nawet nie od wczoraj) wiadomo, że wszystkie Ryśki…

A ten dodatkowo losem tzw. słabej płci się przejął. Albo może parytety mu jakie po jego głowie chodziły. Nie do końca ta sprawa jest jasna. Ale to, co już gołym okiem widać było, to że nazbierał kobitek, jak nikt inny przed nim, i partię (im) założył. A nazwał to - nomen omen - Nowoczesną. Nowoczesne były kobity, nowoczesne miały poglądy, a kropka na początku wyrazu tę nowoczesność w sensie językowym dopełniała.
51-52/2017 (1172) 2017-12-20
Zdrapuję złoto. Zbyt mocno oblepiliśmy nim Dzień Narodzenia. Nawet żłób w stajni przemieniliśmy w tron dla Wszechmocnego, a raczej niepachnący oddech zwierząt - w nawiew perfumy. Teologicznie poprawnie uczyniliśmy z Betlejem pępek tamtego świata, sądząc, że oni myśleli jak my.

A przecież nawet Herod w swojej fanatycznej zawiści nie pomyślał o nim w pierwszym przypływie knowań nad zagładą. I jeszcze musiał matematycznie obliczać czas Narodzenia z dokładnością do dwóch lat. Dla niego, dla rzymskich władców, greckich myślicieli, babilońskich magów, nomadzkich plemion i dla samego Izraela pole pod Betlejem to była ziemia nieważna. I Narodzone też było nieważne. A może… boję się pociągnąć tę myśl… czy tylko było… a może nadal jest? Zdrapuję więc złoto, miraż teologicznej poprawności i uciszacz sumienia. Muszę dotrzeć do samego rdzenia jak najbardziej żywego ludzkiego ciała, wyczuć puls krwi, tętno serca, spazm oddechu, łapczywość uczucia, błysk myśli choćby w powijakach… Czy uda mi się zdrapać złoto?
51-52/2017 (1172) 2017-12-20
Kiedy już powieczerzaliśmy i wszystkie kolędy całą rodziną zostały odśpiewane, przychodził czas na solówkę babci. - No, babciu - namawialiśmy jedno przez drugie.

– Teraz wy zaśpiewajcie. - A gdzie mnie tam śpiewać, jak ani już dechu, ani melodii u mnie. - Zaśpiewajcie, zaśpiewajcie - ponaglaliśmy. - Bez waszego śpiewania Wigilia może nie być ważna. - A jużci?! - dziwiła się wtedy z przestrachem w oczach babcia i czym prędzej usta po jedzeniu chusteczką specjalnie na tę okoliczność przygotowaną wycierała. - A co śpiewać?
50/2017 (1171) 2017-12-13
Pobieżnie tylko czytając wynurzenia lewicowych ideologów, nie sposób nie zauważyć powtarzającej się frazy, iż zasadniczym dla tego typu ujmowania rzeczywistości jest nieustanne łamanie granic i wyzwalanie się z (prawdziwych lub ubzduranych) pęt i okowów.

Ma to oczywiście być okazją do tworzenia nowego świata, w którym człowiek wyzwolony nie będzie poddany żadnym represjom czy też krępującym go konwenansom lub normom etycznym. Przypomina to trochę owego człowieka pierwotnego, o którym pisał J.J. Rousseau, wolnego od niszczących go sztucznie wytworzonych zasad społecznych, tworzących sieć kajdan religijno-społecznych. Już na pierwszy rzut oka widać idiotyzm tego typu myślenia, ponieważ to, co wydaje się dla tak myślących niewolą, w gruncie rzeczy jest po prostu sposobem ułożenia wspólnego życia w ramach danej społeczności, najczęściej opartym o poznaną na przestrzeni wieków rzeczywistość. Jeśli więc nie chcieć wpisywać takiego podejścia do społeczności w szereg chorób psychicznych, należy przyjąć, iż stanowi to zaplanowaną wizję zniszczenia dotychczasowych społeczeństw na rzecz bliżej nieokreślonego, lecz pełnego szczęścia nowego społeczeństwa z gruntownie przebudowaną wizją nowego człowieka.
50/2017 (1171) 2017-12-13
Tyle emocji, ile ostatnia, nie wywołała żadna z dotychczasowych zmian premiera. Najpierw trwał festiwal domysłów opozycji i zaprzyjaźnionych mediów - czy będzie, kiedy będzie i kto kogo zastąpi. Totalni wprost nie mogli się doczekać rekonstrukcji rządu i nie tylko każdego dnia, ale każdej godziny komentowali niezaistniałe, ale przewidywane przez nich zdarzenia…

Zauważyć tu należy niezwykłą wręcz zdolność opozycji do empatii. Tyle współczucia, ile wykazali względem ustępującej pani premier, można tylko pozazdrościć. Pochwalić też trzeba zadziwiającą wręcz troskę opozycji o to, żeby Beata Szydło zauważyła, jak bardzo została upokorzona przez prezesa Kaczyńskiego. Tę niezwykłą zdolność pochylania się nad, ich zdaniem, skrzywdzoną panią premier i jej smutnym losem wykazali ci sami, którzy dopiero co nie zostawiali na niej suchej nitki, krytykowali każde jej zachowanie i wnosili o odwołanie jej rządu. Ale apogeum krytyki (a w zasadzie histerii) nastąpiło po desygnowaniu na premiera Mateusza Morawieckiego i po jego expose. Zaiste, trzeba mieć twardą skórę, żeby tego wszystkiego na spokojnie wysłuchać.
49/2017 (1170) 2017-12-06
Katowice odetchnęły wreszcie pełną piersią. Jakaż to ulga, gdy w czasie wiecu przeciwko nacjonalistom, którzy wcześniej (zapewne na wzór powstańców kościuszkowskich, którzy zawiesili na latarniach Warszawy - zamiast ludzkich odpowiedników - portrety targowiczan) urządzili swoją manifestację z atrapami szubienic, a więc na wiecu przeciwko tego typu demonstracjom, pani Róża Maria Barbara Gräfin von Thun und Hohenstein oświadczyła: „To, że kilku chuliganów wyrabia jakieś straszne rzeczy, nie zmieni mojego stosunku do Katowic”.

No, jakby kamień z serca spadł wszystkim mieszkańcom Katowic, coś około 300 tys., a z metropolią licząc, to jakieś 2 mln 200 tys. Po prostu - ludzka pani. Tak uszczęśliwić przed Barbórką ludzi, i to w takiej ilości. Co prawda, na samym wiecu, widocznie z powodu działania sił wrogich, jakoś tych ilości nie było widać, ale zapał „aktywu anty-, a nawet pro-sądowego” te braki wyrównywał.