Komentarze
Źródło: PIXABAY
Źródło: PIXABAY

Zjadanie własnego ogona (niestety z lubością)

Ponoć gdy Pan Bóg kogoś chce pokarać, to mu rozum odbiera. Kara cokolwiek sroga. W końcu rozumienie świata nas otaczającego i możliwość poznania rządzących nim praw jest jedyną skuteczną bronią człowieka wobec otaczającej go przyrody oraz umożliwia dobre i spokojne funkcjonowanie w ramach ludzkiej społeczności.

Dlatego dotkliwość tej kary jest taka silna. Zapewne dzisiaj nie do końca zdajemy sobie z tego sprawę, ponieważ świat ludzkich emocji i uczuć na tyle zawładną naszym działaniem, iż nie jesteśmy w stanie docenić racjonalnego charakteru naszej natury. Zastanawia mnie jednak, pod wpływem niektórych zdarzeń z ostatnich dni, czemu ta „kara” dotyka niektórych nader czynnych członków Kościoła, zwłaszcza duchownych. Być może prawdziwym jest powiedzenie, że dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane, lecz nie do końca jestem przekonany, że działania tychże osób mają za cel ustanowienie w naszej rzeczywistości przedsionków piekła.

Trąba przy ołtarzu

Internet w ostatnim tygodniu obiegł film ukazujący jednego ze znanych polskich księży, który postanowił w dość oryginalny sposób „oddać hołd” zmarłej polskiej wokalistce Korze (Oldze Sipowicz, primo voto Jackowskiej). W kontekście śmierci każdego człowieka wstrzymanie się od komentarzy jest jak najbardziej wskazane. Nie odnoszę się więc do działań w życiu doczesnym samej piosenkarki. Interesuje mnie tylko działanie polskiego duchownego. Całkiem niedawno jedna z polskich diecezji opracowała dokładne zarządzenie dotyczące możliwych utworów muzycznych wykonywanych w czasie ceremonii kościelnych. Kontekst tego przepisu stanowiło zeświecczenie samego aktu sakramentalnego, sprowadzonego do emocjonalnych przeżyć ludzi bez najmniejszego odniesienia do rzeczywistości nadprzyrodzonej. Mówiąc krótko: ze ślubu czyniono tylko doczesną uroczystość, pomijając w jego przeżyciu stronę duchową. Przyglądając się krążącemu w czasie Mszy św. wokół ołtarza z wielką trąbą na ramieniu duchownemu, którego działaniom towarzyszył odtwarzany z magnetofonu utwór zespołu Maanam, nie sposób nie odnieść wrażenia, iż z tym samym elementem mamy i tu do czynienia. I chociaż o gustach ponoć się nie dyskutuje, to jednak sprawa nie dotyczy jeno muzycznych fascynacji danego księdza, ile raczej zawłaszczania przestrzeni sakralnej przez własne przeżycia i odczucia. To, co w liturgii winno być za wszelką cenę zachowane, to jej obiektywny charakter, tzn. nie uzależnianie jej skuteczności oddziaływania od indywidualnych przeżyć emocjonalnych bądź ideologicznych zapatrywań. A to dlatego, że najcenniejszym elementem sakramentów jest ich oparcie na prawdzie, a nie na mniemaniach. Zasada ta dotyczy nie tylko wspomnianego duchownego, ale nas wszystkich, którzy na mocy władzy danej przez Boga jesteśmy szafarzami tajemnic Bożych, a nie ludzkich mniemań. Lecz we wspomnianym przypadku kontekst prawdy ukazuje jeszcze jeden problem.

 

Paranoja jest goła (zazwyczaj)

Bardzo często w ostatnich latach wokół pochówku niektórych osób powstawały kontrowersje. Zapewne wielu z nas pamięta spektakularne odsądzanie od czci i wiary włoskich duchownych, którzy zgodzili się na pogrzeb pewnego funkcjonariusza totalitarnego systemu faszystowskiego z czasów Mussoliniego. Zarzucano wówczas księżom i władzom duchownym, że nie biorą po uwagę całości życia owego człowieka, którego nawrócenie i szczera skrucha w oczach świata nie były w stanie zgładzić winy z wcześniejszych lat życia. Można więc przyjąć, iż zasadą ustanawiającą tego typu myślenie było twierdzenie, że nie można separować jakiejś jednej dziedziny życia danego człowieka od jego całości. Można się nie zgodzić z taką oceną wspomnianego przeze mnie człowieka, ale jeśli przyjąć ten sposób myślenia, to należy być konsekwentnym. W końcu wspomniana polska wokalistka za życia również dokonała przynajmniej kilku spektakularnych działań, które nie są w zgodzie z nauczaniem Kościoła, opartym na Objawieniu. Jej drugi mąż już przy oficjalnym ogłoszeniu daty pogrzebu powiedział wyraźnie, że odmówiła ona przyjęcia sakramentów świętych, ponieważ była wyznawczynią religii „słońca, wiatru i kwiatów”. Wprowadzanie więc jej, nawet przy najszczerszych i najbardziej ulizanych teologicznie zamiarach, przed ołtarz jest zwykłą kościelną schizofrenią. Ta tendencja nie jest jednak tylko przypadkiem polskiego duchownego. Widziałem już wcześniej umieszczanie przez kościelnych hierarchów w jednym rzędzie obrazów przedstawiających świętych, np. Matki Teresy z Kalkuty, Mahatmy Gandhiego i Martina Lutera Kinga. To działanie nie jest tylko graniem na ludzkich emocjach, lecz całkowitym pomyleniem porządków. Kościół, którego zadaniem jest dawanie zbawienia, wchodzi w buty tych, którzy chcą ustanowić doskonały porządek społeczny w doczesności. I chociaż w dziedzinie tego świata, ze względu na objawioną prawdę, Kościół wskazuje rozwiązania moralnie dobre, to jednak rezygnacja z prawdy nadprzyrodzonej jest całkowitą jego dekapitacją i kapitulacją.

 

Wiem, co jem

W staraniach o utrzymanie pozycji w świecie wspólnota wierzących czyni zapewne wiele starań dobrych, gdyż nie idzie tylko o miejsce w rankingu organizacji, ile raczej o dotarcie z prawdą do każdego człowieka. Celem jednak nie jest bycie w świecie, ile raczej bycie dla świata. A to możliwe jest tylko wówczas, gdy będziemy wierni prawdzie. Bez niej Kościół zacznie przypominać węża pożerającego swój własny ogon. Problem jednak jest w tym, że w tej konsumpcji wcześniej czy później zeżre samego siebie.

Ks. Jacek Świątek