Z muzyką jest jak z miłością - jednych trafia strzała Amora i
zakochują się od pierwszej chwili, u innych jest to proces, który
trwa znacznie dłużej. Tak było w przypadku Stefana Jakubiuka.
Najpierw grał na skrzypcach i organkach, ale kiedy poznał akordeon,
przepadł bez reszty. Instrument ten stał się jego pasją.
- Akordeonem zafascynowałem się w latach dzieciństwa - zaczyna swoją opowieść Stefan Jakubiuk, dziś tenor w działającym przy parafii pw. Najświętszego Serca Jezusowego we Włodawie chórze Fletnia Pana”. - Początkowo uczyłem się gry na skrzypcach. W jej tajniki wprowadzał mnie wujek Jan Sacewicz, który jeszcze za czasów marszałka Piłsudskiego służył w wojsku i grał w orkiestrze - dodaje. Później przyszedł zachwyt organkami. Gry na tym instrumencie uczył S. Jakubiuka stryj Władysław. Pierwszym utworem, jaki próbował wykonywać, był „Furman” z repertuaru zespołu Mazowsze. - Mieszkaliśmy w Dubicy, miejscowości położonej niedaleko Wisznic. Wzrastałem w rodzinie, w której muzyka była obecny nie tylko od święta, ale i na co dzień. Rodzice śpiewali w chórze kościelnym.
- Akordeonem zafascynowałem się w latach dzieciństwa - zaczyna swoją opowieść Stefan Jakubiuk, dziś tenor w działającym przy parafii pw. Najświętszego Serca Jezusowego we Włodawie chórze Fletnia Pana”. - Początkowo uczyłem się gry na skrzypcach. W jej tajniki wprowadzał mnie wujek Jan Sacewicz, który jeszcze za czasów marszałka Piłsudskiego służył w wojsku i grał w orkiestrze - dodaje. Później przyszedł zachwyt organkami. Gry na tym instrumencie uczył S. Jakubiuka stryj Władysław. Pierwszym utworem, jaki próbował wykonywać, był „Furman” z repertuaru zespołu Mazowsze. - Mieszkaliśmy w Dubicy, miejscowości położonej niedaleko Wisznic. Wzrastałem w rodzinie, w której muzyka była obecny nie tylko od święta, ale i na co dzień. Rodzice śpiewali w chórze kościelnym.