Komentarze
Dzieciom też urywają głowy

Dzieciom też urywają głowy

W niedzielę ulicami kilku polskich miast przeszły „Marsze (NIE) milczenia w obronie zwierząt”. Organizatorzy zbierali podpisy pod projektem ustawy o ochronie zwierząt, przewidującym m.in. zaostrzenie kar za zabicie zwierzęcia ze szczególnym okrucieństwem.

 
Impulsem do przeprowadzenia manifestacji była głośna sprawa z 7 listopada poprzedniego roku, kiedy w miejscowości Lipnica Mała w Małopolsce trzech mężczyzn w wieku 18, 19 i 23 lat przywiązało psa rasy husky do zderzaka samochodu i zaczęło jeździć po okolicy. Nie zatrzymali się nawet wtedy, gdy zwierzęciu odpadła głowa. W ostatnich miesiącach nie był to przykład jedyny: zagłodzone konie, umierające z głodu, przywiązane do drzewa zwierzęta – media prezentowały nam co kilka dni nowe przykłady ludzkiego bestialstwa. Świat dziczeje. Dosłownie. Nie jest to jakiś świat daleki – nieraz przecież zdarzało się, że na siedleckiej obwodnicy zatrzymywał się elegancki samochód, z którego „subtelnie” wyrzucono małego psiaka. Znudził się? Nie było co z nim zrobić w wakacje? Nie wiem. Nie wiem też, co sobie myślą w takich sytuacjach ludzie? Może nie myślą…

Podczas wspomnianego marszu pojawiło się wiele szczytnych haseł: „Zwierzę też czuje”; „NIE agresji. Miłość. Szacunek. Opieka”; „Zwierzę nie jest rzeczą”, „Miarą człowieczeństwa jest stosunek do zwierząt”, „Wszyscy jesteśmy stworzeniami”. Były rodziny z dziećmi, deklaracje, transparenty, strażacy z psami ratownikami. Ludzie organizowali się za pośrednictwem Facebooka. Demonstrację pochwalili dziennikarze. Pokazały ją w głównych wiadomościach największe polskie stacje telewizyjne.

Według organizatorów marsze miały na celu „uświadomienie społeczeństwu, aby reagowało na akty przemocy wobec zwierząt, pokazanie, że takie sytuacje są wynaturzeniem i prowadzą do patologii, zakorzenienie przekonania, że zwierzęta czują i cierpią oraz że zasługują na opiekę i szacunek człowieka”.

Niby wszystko OK. Coś jednak zagrało fałszem…

Tego samego dnia na kilku portalach pojawiły się informacje o projekcie zdecydowanego zaostrzenia przez „Gazetę Wyborczą” tonu dyskusji w sprawach światopoglądowych. Poranny program TVN zaserwował widzom ciekawą dyskusję: jej uczestnicy użalali się nad Polakami, którzy są zacofani i wloką się „całe dziesięciolecia za Europą”. Dlaczego? Ponieważ są sceptyczni wobec adopcji dzieci przez homoseksualistów. Feministki przy każdej zaś okazji przypominają, że kobieta ma prawo do zrobienia ze swoją ciążą tego, co zechce. Bo to jest przecież jej „własność”…

„Miarą człowieczeństwa jest stosunek do zwierząt” skandowali w niedzielę młodzi mieszkańcy Lublina. Mikra to miara. Wydaje mi się, że lepszą byłby jednak „stosunek do ludzi bezbronnych, starych, chorych”. Jestem ciekaw, ile procent uczestników marszu byłoby gotowych na to, aby wybrać się na podobną manifestację, aby domagać się prawa do życia dzieci poczętych? Ilu  byłoby w stanie odważnie przejść przez miasta, trzymając w dłoniach transparenty z hasłami: „Dziecko też czuje”, „Dziecko nie jest rzeczą”, „Wszyscy jesteśmy ludźmi!”, „NIE agresji wobec bezbronnego CZŁOWIEKA. Miłość. Szacunek. Opieka”. Jak potraktowaliby ich dziennikarze? Co powiedziałaby pani Magdalena Środa? Ile ironii i pogardy następnego dnia poświęciłaby im „Gazeta Wyborcza”?

„Dzieciom też urywają głowy” napisał na portalu Frondy jeden z moich kolegów blogowiczów. Od niego wziąłem tytuł felietonu. Kiedy zabijane jest dziecko w łonie matki, ginekolog stalowymi szczypcami najpierw rozrywa, potem miażdży ciało dziecka. „Obiekt nr 1” to głowa. Ją się unicestwia najpierw. Inne części ciała spotyka podobny los. Zdjęcia z USG pokazują, że dziecko ucieka przed zimną stalą. Pies, przywiązany do drzewa w lesie ma szansę, że ktoś go znajdzie. Wyrzucony szczeniak – że ktoś go przygarnie. Dziecko w łonie matki nie ma żadnych szans.

Siedlanowski Ks. Paweł