Diecezja
Źródło: XMW
Źródło: XMW

Być apostołem życia

Niech św. Młodziankowie wyproszą nam wewnętrzną moc i przekonanie, że każde życie to Boży dar i jest bezcenne. Niech każdy z nas stanie się apostołem i piewcą życia, które pochodzi od Boga - zaapelował bp Grzegorz Suchodolski podczas Mszy św. inaugurującej Marsz dla Życia, który 28 grudnia przeszedł ulicami miasta.

Święto Młodzianków, czyli dzieci betlejemskich pomordowanych na rozkaz Heroda, jest szczególną okazją do refleksji, modlitwy ekspiacyjnej i zadośćuczynienia za grzechy przeciw ludzkiemu życiu. Tego dnia ulicami wielu miast przechodzą marsze stanowiące publiczną manifestację przywiązania do tej najwyższej wartości. W Siedlcach odbył się on już po raz 25. W tym roku przyświecało mu hasło „Jesteśmy świątynią Boga”. Wydarzenie zainaugurowała Msza św. w parafii św. Teresy. Eucharystii przewodniczył bp G. Suchodolski. We wspólnej modlitwie uczestniczyli także przedstawiciele wspólnot Domowego Kościoła z rejonów siedleckich wraz z przybyłymi kapłanami.

W homilii ksiądz biskup podkreślił, że Święci Młodziankowie tuż po narodzeniu, z woli Bożej, przez chrzest krwi męczeństwa oddali swoje życie Chrystusowi, stając się w ten sposób pierwocinami prawdy o zbawieniu. – W ich święto chcemy przepraszać Boga za wszystkie grzechy przeciwko życiu, a jednocześnie dziękować za to, co z Bożej łaski, modlitwy Kościoła udało się uratować – mówił biskup Grzegorz, podkreślając, iż aborcja jest jednym z największych grzechów człowieka. – Dlatego gromadzenie się w święto Świętych Młodzianków i zanoszenie do Boga modlitwy przebłagalnej za tych, którzy nie chcieli przyjąć życia, uszanować go i jak biblijny Herod podnieśli na nie złowrogą dłoń, ma sens. Dzisiaj chcemy Panu Bogu powiedzieć, że jesteśmy gotowi, by trwać dalej na modlitwie, by klęczeć i pościć. Wiemy bowiem, iż życie ludzkie jest najcenniejszym i największym darem. Chcemy więc je pielęgnować, służyć mu, otaczać prawną, społeczną oraz rodzicielska troską – dodał.

 

Trzeba nam takich przykładów

W dalszej części bp G. Suchodolski nawiązał do planowanej beatyfikacji rodziny Ulmów z Markowej. Na ołtarze wyniesieni zostaną rodzice Józef i Wiktoria, sześcioro ich dzieci, a także to, które w chwili męczeństwa było pod sercem matki. – Kościół tym aktem potwierdza, że dzieci nienarodzone mają taka samą godność i takie samo powołanie do świętości. Każde życie i na każdym etapie ma najwyższą wartość – zaznaczył biskup, zwracając uwagę, iż nienarodzone dziecko Ulmów – tak jak Święci Młodziankowie – nie znało osobiście Chrystusa, ale przez chrzest krwi zostało przyjęte do wspólnoty Kościoła triumfującego w niebie. – Trzeba nam do takich przykładów sięgać. J. i W. Ulmowie troszczyli się o religijne wychowanie swoich dzieci. Jeśli będą wyniesieni na ołtarze, to nie tylko dlatego, że zginęli z rąk okupanta za ukrywanie rodziny żydowskiej, ale za to, iż byli wierzącymi, oddanymi Bogu i otwartymi na dar życia rodzicami – zauważył bp Suchodolski. Przypomniał też, że chrześcijańscy rodzice są zobowiązani do troski o życie duchowe swoich dzieci. Wzorem – jak podkreślił biskup – mogą być dla nas rodziny unickie, które mimo prześladowań ze strony wojsk carskich nie wyrzekły się swojej wiary. – Niech te świadectwa będą przykładem męstwa, a nawet powodem zawstydzenia dla naszej często chłodnej postawy wobec pielęgnacji wartości najwyższych. Czasami bowiem stajemy się letni, lawirujemy. Dzisiaj natomiast trzeba być albo zimnym, albo gorącym. Letnie chrześcijaństwo jest wykorzystywane przez współczesnych herodów, którzy próbują niszczyć to, co jest miłością między nami – wskazał bp Grzegorz.

 

Strzeżmy się współczesnych herodów

Zdaniem bp. Suchodolskiego ochrona życia to także pielęgnowanie relacji między rodzicami i małżonkami. – Jeśli rozpadają się nasze więzi, zwłaszcza sakramentalne, wtedy popełniamy grzech przeciwko życiu duchowemu naszych dzieci. Dlatego prośmy o siłę wytrwania w tych relacjach, które dał nam Pan Bóg. Strzeżmy się współczesnych herodów zagrażających życiu rodziny, miłości. W obronie tych wartości czasami potrzeba heroizmu – przypomniał.

Po Eucharystii zebrani wysłuchali świadectwa cierpiących na stwardnienie rozsiane Alicji i Tomka, którzy mimo choroby od początku swego małżeństwa byli otwarci na dar życia. Następnie uczestnicy, odmawiając Różaniec, przeszli ulicami Garwolińską, Romanówka, Unitów Podlaskich, Żeglarską, Pescantiny, Kaszubską, Monte Cassino do kościoła Bożego Ciała, gdzie miała miejsce modlitwa ekspiacyjna. Na zakończenie spotkania odbył się obrzęd błogosławieństwa dzieci i kobiet oczekujących potomstwa.

Organizatorami wydarzenia byli Domowy Kościół, Diakonia Życia Ruchu Światło-Życie, Duszpasterstwo Rodzin Diecezji Siedleckiej.


ŚWIADECTWO

Bóg był odważniejszy od nas

Alicja lat 34 i Tomek lat 37, małżeństwo z dziewięcioletnim stażem

A: Na dar życia otworzyliśmy się od samego początku. Marzyłam o tym, żeby być matką, chociaż wiedzieliśmy, że nie będzie to proste. Dla wielu nie do zaakceptowania było nasze małżeństwo, ponieważ oboje jesteśmy chorzy na stwardnienie rozsiane.

Po czterech miesiącach od ślubu okazało się, że jestem w ciąży. Było trudno, ponieważ już wtedy miałam problemy z chodzeniem, równowagą.

T: Moja kariera zawodowa z chwilą choroby przygasła. Problemy zdrowotne, przewlekłe zmęczenie, różne ograniczenia sprawiały, że musiałem być częściej w domu.

A: Pan Bóg troszkę inaczej niż my to wszystko zaplanował. Myśleliśmy, że może nasze zdrowie i sprawność się poprawią, że dokończymy nasz dom, nacieszymy się sobą. Wyszło inaczej.

T: Żartujemy, że Pan Bóg był odważniejszy od nas. Z drugiej strony wiemy, iż to był dla nas najlepszy czas. Od roku nie braliśmy leków, które mogły mieć różny wpływ na przebieg ciąży. Poza tym moja siostra i bratowa też spodziewały się dzieci. Mieliśmy zatem wsparcie najbliższych. Jednak po ludzku było ciężko i w każdym momencie mogliśmy powiedzieć: nie. Ali trudno było zaakceptować opiekę nad naszym synem, kiedy sama wymagała opieki. Trudno jej było wyobrazić sobie, że będzie uczyła kogoś samodzielności, chodzenia, gdy sama w tym czasie potrzebowała wsparcia.

A: Mimo to nie zostaliśmy z tym sami. Odezwaliśmy się do naszych świadków ślubu.

T: Wyjście na zewnątrz, rozmowa były dla nas bardzo oczyszczające. Dodały nam siły, wiary, ale wtedy jeszcze wiary w siebie.

A: Zdecydowaliśmy się na spowiedź. Przystąpiliśmy do niej jedno po drugim w naszej ówczesnej parafii w Warszawie. Kapłan dodał nam sił i wiary – tym razem w Pana Boga. Dał nam również przykład małżeństwa, które stało się dla nas świadectwem rodzicielskiej miłości.

T: Nie było łatwo, ale byliśmy świadomi własnej słabości, wiedzieliśmy, iż możemy skierować się do Pana Boga, zaufać Mu i z Nim kroczyć. Dużą pomocą było to, czego nauczyliśmy się podczas przygotowań przedmałżeńskich: że dziecko jest największym darem od Boga, którego nigdy nie będziemy właścicielami. Pan, dając nam „w leasing” tak wielki skarb, zaufał nam i uwierzył w nas. Dotarło do nas, że my też powinniśmy zaufać Jemu, bo On wie, co dla nas najlepsze, i z Nim damy radę. Dzięki Niemu możemy też dzielić się swoim świadectwem.

DY