Historia
Głośne spory i amory

Głośne spory i amory

„Gazeta Pisana Współczesna” z 22 maja 1721 r. zamieściła wiadomość o śmierci w Janowie Podlaskim biskupa łuckiego Joachima Przebendowskiego. Rządził on diecezją 5 lat i kontynuował budowę w tym mieście nowego kościoła Św. Trójcy.

Wprawdzie w gazecie nic nie napisano, ale wkrótce rozeszła się wieść o innym wydarzeniu. Chłop Stefan Wasiluk z Horoszek usiłował ukraść arendarzowi tej wsi Hirszowi Hozelewiczowi na polu kocioł służący zapewne do wyrobu okowity. Sprawa zapewne szybko by się zakończyła, gdyby nie wmieszanie w nią innych 2 ludzi. Pierwszym był starosta mielnicki Tomasz Wyrozębski, od którego Żyd dzierżawił pole i interes, a drugim – sołtys wsi Kornica Wawrzyniec Łyczyk alias Łyczewski, którego w swych zeznaniach obciążył Wasiluk. Można przypuszczać, iż złodziej wcześniej umawiał się, że sprzeda kocioł, a sołtys, nie wiedząc o kradzieży, obiecał, że go kupi. Gdy sprawa wyszła na jaw, Łyczewski, bezpośrednio niezamieszany w proceder, pojechał natychmiast z Kornicy do Mielnika, aby wyjaśnić rzecz staroście. Niestety Wyrozębski nie chciał słuchać sołtysa, kazał go aresztować, „na rynku publicznie wziąć, niemiłosiernie bić i za włosy i brodę targać, do turmy miejskiej wsadzić, zabrawszy mu konia i pieniądze które miał przy sobie”. Wkrótce wytoczył mu proces przed sądem grodzkim w Drohiczynie. Łyczyk alias Łyczewski został skazany na 5 tygodni więzienia, konfiskatę mienia, publiczną chłostę, wygnanie z Kornicy i pozbawienie urzędu. Starosta był w komitywie ze swym administratorem i w tym celu „z rozkazu urodzonego Błońskiego koniuszego mielnickiego ludzi do wsi Kornicy subordynował. Który tam zajechawszy konie, woły, krowy i wszelkie bydło z rzeczami powodowi zabrał”. Natychmiast też osiedlił na sołectwie swego człowieka, bo później w toku procesu zapisano, że starosta, wykorzystując niesprawiedliwy wyrok „poddanego swego ze starostwa mielnickiego osadził i do tego czasu toż sołtysostwo przeciw prawu i sprawiedliwości trzyma”. Siedzący w więzieniu w Mielniku Łyczewski wniósł jednak apelację, aby sąd zawiesił tortury. W 1722 r. sąd I instancji przychylił się do tego i egzekucję dekretu odesłano do sądu grodzkiego drohickiego. W 1723 r. odrzucił on apelację, skazał Łyczewskiego na karę 30 plag pod pręgierzem w Drohiczynie i odsądził z rodziną z sołectwa. Potem starosta łosicki A. Miączyński, któremu prawnie podlegała Kornica, uznał, że osadzenie obcego mu człowieka na sołectwie jest naruszeniem jego kompetencji i ujął się za swym dawnym sługą. Mając jego poparcie, Łyczewski odwołał się do sądu Referendarii Koronnej w Warszawie. Ów zawyrokował, że sołtys został niesłusznie skazany. Jednak w 1723 r. starosta mielnicki i jego administrator nie dali za wygraną i wnieśli o utrzymanie wyroku sądu grodzkiego w Drohiczynie. 17 grudnia 1724 r. zapadł werdykt referendarski uniewinniający Łyczewskiego. Wyrozębski miał wynagrodzić mu krzywdę, zwrócić mienie i urząd.

Sejmik ziemi bielskiej przed zbliżającym się sejmem w 1724 r. został zerwany. Właściciel Białegostoku i starosta brański Jan Klemens Branicki, który koniecznie chciał zostać posłem, zwołał nieformalnie drugi sejmik, nie publikując uniwersału królewskiego, tylko wzywając swych klientów prywatnymi listami. Zjawił się jednak tam „uczciwy” szlachcic Stanisław Gąssowski, który rzekomo przypadkiem usłyszał o owych obradach i posłuszny swemu „obywatelskiemu instynktowi” postanowił je zerwać, gdyż uznał je za niezgodne z prawem. Silna klientela Branickiego nie wzięła protestu pod uwagę. Gąssowski złożył skargę do sądu grodzkiego w Brańsku, a następnie przybył do siedziby trybunału w Lublinie i wystosował list do kanclerza wielkiego koronnego Jana Szembeka. Kończył się on słowami: „suplikuję Wielmożnego Waszmość Pana i Dobrodzieja, abyś źrenicy wolności głosu wolnego szlacheckiego na osobie mojej lekceważył nie pozwolił”. W istocie była to prośba o wzięcie pod uwagę nieprawidłowego wyboru Branickiego w trakcie przyszłych rugów poselskich. Niestety protest Gąssowskiego zakończył się niepowodzeniem.

23-letni syn właścicielki Białej Podlaskiej książę Michał Kazimierz Radziwiłł zwany „Rybeńko” przeszedł wielką próbę swej młodzieńczej miłości. Na żonę upatrzył sobie 20-letnią egzaltowaną księżniczkę Franciszkę Urszulę Wiśniowiecką, córkę wojewody krakowskiego. Księżna Anna Radziwiłłowa, przeciwna temu małżeństwu, nie chciała pozwolić na wyjazdy syna z Białej. Kładła się do łóżka i nie wypuszczała go z zamku, udając śmiertelnie chorą. 5 stycznia 1725 r. młody książę zapisał w dzienniku: „Matka moja bardzo cały dzień chorowała; na kolacji obieraliśmy króla migdałowego i lubo przy słabości matki mojej bawiliśmy się, bo tak sama kazała”. Następnego dnia doszła lakoniczna notatka: „Jejmość w tejże słabości”. Dopiero 7 stycznia pojawił się zapis: „Ks. Jejmość do pierwszego przyszła zdrowia”.

Od 9 do 14 stycznia na zamku w Białej odbywało się huczne wesele jej córki, 22-letniej Tekli Róży Radziwiłłówny, z 58-letnim Jakubem Henrykiem Flemingiem, feldmarszałkiem saskim, zaufanym ministrem króla Augusta II. 15 stycznia państwo młodzi w towarzystwie księżnej Anny i księcia Michała odjechali do Warszawy. W kilka dni później syn pod pretekstem wymknął się i szybko podążył do Czartoryska na Wołyniu, by tam potajemnie zaręczyć się z ukochaną narzeczoną. 18 lutego otrzymał pilny list od matki, przywołujący go do bialskiego zamku. Księżna nie chciała słyszeć o małżeństwie. Dopiero gdy syn, zmęczony szybką podróżą konną i wyprowadzony z równowagi, dostał duszności i zemdlał, matka się zreflektowała i ustalono termin ślubu na 22 kwietnia.

Józef Geresz