Historia
Źródło: MD
Źródło: MD

Historia zatrzymana w kadrze

Wystawa Zaścianek i dwór. Dwie ścieżki archiwalne, którą możemy oglądać w Archiwum Państwowym w Siedlcach, to pasjonująca podróż w nieistniejący już świat drobnej podlaskiej szlachty. Pokazuje życie zwykłych, a jednocześnie niezwykłych ludzi - mieszkańców Kisielan Żmich i członków ziemiańskiej rodziny Wolińskich - w świetle rodowych fotografii i dokumentów.

Ekspozycja jest wspólną inicjatywą AP w Siedlcach, Muzeum Rolnictwa im. ks. Krzysztofa Kluka w Ciechanowcu oraz stowarzyszenia Kisielany Żmichy Zielony Gaj. Składa się z dwóch części: pierwsza dotyczy mieszkańców zaścianka Kisielany Żmichy, druga - rodziny Wolińskich herbu Lubisz, ostatnich właścicieli majątku Kosów Lacki.

Połączenie tych dwóch społeczności nie jest przypadkowe. Między nimi istnieją bowiem pewne powiązania. W XVIII w. Wolińscy mieszkali we wsi Ziomaki, która była oddalona od Kisielan zaledwie o kilometr. Nazwa tej miejscowości pojawia się również w staropolskich dokumentach przechowywanych przez Wolińskich. W czasach późniejszych rodzina ta wybudowała w Nadliwiu willę letniskową, która w okresie międzywojennym przyciągała letników. Również Kisielany Żmichy były w tym czasie znaną miejscowością wypoczynkową. Ponadto majątki Kosów i Kisielany leżą na terenach tej samej krainy historycznej – Podlasia, a ich mieszkańcy wywodzą się z szeregów polskiej szlachty. Związki te sprawiają, że obie części ekspozycji, którą przygotował pracownik AP w Siedlcach dr Artur Rogalski, wzajemnie się uzupełniają, tworząc spójną opowieść o losach społeczności szlacheckiej związanej z Mazowszem i Podlasiem.

Siedleckie zbiory zyskują uznanie

Wernisaż wystawy, na który przybyło wielu gości, odbył się 15 września w siedzibie siedleckiego AP. – Pierwsza część wystawy – „Zaścianek” jest kontynuacją zapoczątkowanej przed kilku laty akcji „Archiwa rodzinne”. Materiały z terenu podsiedleckich Kisielan Żmich były już pokazywane w AP pn. „Archiwum rodzinne. Kisielany Żmichy” w 2012 r. Fotografie, które prezentujemy obecnie, zostały uzupełnione, rozszerzone, zyskały także nową szatę graficzną – powiedział dyrektor AP dr Grzegorz Welik. – Natomiast na drugą część składa się 13 plansz, na których znalazło się kilkaset zdjęć pochodzących z archiwum rodzinnego Wolińskich – dodał, podkreślając, iż kampania „Zostań rodzinnym archiwistą”, której celem była pomoc w ocenie i katalogowaniu rodzinnych pamiątek, ożywiła zainteresowanie historią. Efektem są archiwalne wystawy w całej Polsce. – Siedleckie zbiory należą do największych i zyskują uznanie, czego dowodem jest, że ekspozycja „Zaścianek i dwór” była już prezentowana w muzeum w Ciechanowcu – zaznaczył dyrektor.

Docenić własną historię

Przedstawiciel rodziny Wolińskich Maciej Woliński przyznał, iż na początku nie doceniał dokumentów, które przekazał mu jego ojciec śp. Jan Woliński. – Pierwszą osobą, która zwróciła uwagę na ich wartość, był Bogusław Niemirka. Zasugerował, że warto coś z nimi zrobić. Jednak z racji swoich obowiązków w Polskiej Akademii Nauk nie mógł mi pomóc, ponieważ uporządkowanie tych zbiorów wymagało żmudnej pracy. Podjął się jej A. Rogalski, zwracając uwagę, iż pamiątki te mają sporą wartość archiwalną, gdyż na wschodnim Mazowszu i Podlasiu pozostało niewiele dokumentów dotyczących małej i średniej własności ziemskiej. Efektem jest wystawa i katalog – podkreślił potomek rodu Solińskich, dziękując archiwum za zainteresowanie się rodowymi materiałami.

Następnie głos zabrał prezydent Siedlec Wojciech Kudelski. – W pewnym momencie zaczęto dołować nasze zaścianki, sugerując, iż to coś gorszego. Mocno z tym walczę. Brałem udział w spotkaniu samorządowców, na którym występował prof. Gorzelak, pracownik PAN, doradca premiera Tuska, który pomagał również w opracowaniu koncepcji przestrzennego zagospodarowania kraju. Powiedział wówczas, że Polskę po prawej stronie Wisły należałoby zachwaścić, nawet nie zalesić, bo szkoda pieniędzy na sadzonki. Zapytałem go, dlaczego nas obraża, dlaczego poniża ziemię tak przyjazną człowiekowi. Odpowiedział: bo tam nie było żadnej kultury – opowiadał prezydent. – Oburzyłem się, przypominając, że przecież tereny te były areną wielu walk niepodległościowych, a i wielu wielkich Polaków, jak np. Sienkiewicz, urodziło się po prawej stronie Wisły. Dlatego ta wystawa jest bardzo ważna i trzeba ją pokazać młodzieży. Trzeba więcej takich przedsięwzięć, by dać jasno do zrozumienia, że jesteśmy solą tej ziemi – zaapelował W. Kudelski.

Od kołyski aż po grób

O wystawie opowiedział jej twórca dr A Rogalski, podkreślając, iż w sumie udało się zebrać kilkaset fotografii dokumentujących codzienność mieszkańców Kisielan na początku XX w. Zdjęcia podzielono na kategorie tematyczne. W grupach „Dzieciństwo”, „Młodość”, „Kawalerowie”, „Mężczyźni”, „Panny i kobiety”, „Wesela”, „Rodziny”, „Starość i śmierć” znalazły się głównie portrety zarówno pojedynczych osób, jak i grupowe. Pokazują one, jak wyglądało życie ludzi od kołyski aż po grób. Na fotografiach uwieczniono niemowlęta, dzieci, młode panny i kawalerów, starców. „Każde zdjęcie jest wielowątkowym źródłem historycznym. Świadectwem chwili ulotnej utrwalonej w kadrze, ale też – niejednokrotnie – przekazem o tym, co działo się potem” – czytamy w katalogu wystawy. Przedarte zdjęcie z Pierwszej Komunii św. Zyty Serzyckiej to pamiątka wydarzenia religijnego, ale też fragment archiwum rodzinnego, które ukryto przed Niemcami w kuferku zakopanym w ogrodzie. Twórcy wystawy zwracają również uwagę, iż, oglądając portrety mężczyzn będących w okresie międzywojennym u schyłku życia, warto pamiętać, że wielu z nich kilkadziesiąt lat wcześniej brało udział w powstaniu styczniowym.

Natomiast kategorie „Pola i ogrody”, „Rzeka i lasy, miasta i wsie”, „Pływacy, kajakarze, cykliści, narciarze” prezentują nie tylko wyznaczane przez pory roku codziennie zajęcia mieszkańców Kisielan, jak np. prace polowe, polowania, ale przede wszystkim dokumentują zmieniający się krajobraz.

W bloku „Wspólnota” na szczególną uwagę zasługują m.in. zdjęcia uczestników tajnych kompletów odbywających się w okresie hitlerowskiej okupacji, a kategorii „Wojsko” fotografia żołnierzy Legionów Polskich, którzy 8 lipca 1916 r. byli w Kisielanach. Są też obrazy dokumentujące mundurowych należących do jednostek stacjonujących w okręgu korpusu Wojska Polskiego nr VII, który swoim zasięgiem obejmował województwo poznańskie. Jak zdjęcia te trafiły do Kisielan? Z przekazywanej z pokolenia na pokolenie opowieści wynika, że przed kampanią wrześniową lub w jej trakcie zdeponował je u mieszkańców podsiedleckiej miejscowości kapitan WP, deklarując, że po swoje pamiątki zgłosi się po wojnie. Nigdy jednak do Kisielan nie wrócił, a nazwisko wojskowego zatarło się w pamięci miejscowych.

Z uwagi na fakt, że Kisielany były wówczas znaną miejscowością letniskową, na zdjęciach są nie tylko mieszkańcy miejscowości, ale też Siedlec, Pińska, Warszawy. Ponadto jako atrakcyjna wieś o walorach leczniczo-wypoczynkowych gościła często na łamach prasy, m.in. w warszawskiej prasie znalazły się fotografie dokumentujące kolonie dziecięce w Kisielanach wykonane przez mistrza fotografii Adolfa Gancwola-Ganiewskiego.

Wańkowicz też tam bywał

Druga część wystawy opowiada historię wywodzącej się z Mazowsza starej rodziny szlacheckiej – Wolińskich. Przed I wojną światową była ona właścicielem jednej z najlepiej prosperującej w ówczesnej Polsce stajni wyścigowej „Lubicz”. Spokrewnieni z zamożnymi warszawskim rodami Wolińscy planowali jej rozbudowę, jednak okupacja niemiecka przerwała te marzenia. Dzięki fotografiom możemy zobaczyć, jak wyglądała nie tylko stadnina, ale i dwór w majątku Kosów.

W 1907 r. Adolf Woliński wybudował w Nadliwiu willę letniskową, gdzie przez lata wynajmowano pokoje letnikom. Przyjeżdżali tam głównie ludzie spragnieni ciszy i odpoczynku. Jednym z gości był pisarz Melchior Wańkowicz, który w 1973 r. spędził nad Liwcem cztery miesiące. To właśnie w tym pensjonacie kończył swoją ostatnią książkę, czyli „Karafkę La Fontaine`a”. W archiwum rodzinnym Wolińskich zachowało się kilka fotografii dokumentujących życie letniska. Wśród nich jest zdjęcie M. Wańkowicza z Janiną i Marią Wolińskimi.

Prawdziwe unikaty

W zaprezentowanych na wystawie zbiorach znajduje się też wiele dokumentów, m.in. z czasów rozbiorowych, są świadectwa szkolne członków rodziny, doroczne sprawozdanie inspektora majątku Kosów z 1944 r. – Do unikatowych należy wydane w 1808 r. zaświadczenie Michała Bergonzoniego, protomedyka wojsk Księstwa Warszawskiego. Jest to obdukcja byłego chorążego brygady Antoniego Madalińskiego Jana Wolińskiego, który odniósł wiele ran, walcząc w powstaniu kościuszkowskim. Jako weteran miał pierwszeństwo w ubieganiu się o urzędowe stanowiska. Tak też się stało. 14 sierpnia 1809 r. J. Woliński otrzymał nominację na strażnika granicznego administracji celnej powiatu siedleckiego. Potwierdza to dokument, który możemy zobaczyć na wystawie – podkreśla A. Rogalski.

Ekspozycja „Zaścianek i dwór. Dwie ścieżki archiwalne” pokazuje, że stare dokumenty rodzinne czy fotografie mogą być ważnym źródłem wiedzy o przeszłości naszego regionu, a nawet kraju. Gdy nie znamy źródeł, nie możemy ustalić prawdy. Wtedy historia jako nauka kuleje. Dlatego, porządkując pamiątki rodowe, należy obejrzeć każdą rzecz dwa razy, zanim ją wyrzucimy. Warto pamiętać, że nawet coś, co wydaje nam się błahe, mało wartościowe, w przyszłości może okazać się bezcenne.


To ważne, by wiedzieć, skąd się pochodzi

PYTAMY dr. Artura Rogalskiego z AP w Siedlcach

Odkrywanie rodzinnych historii staje się coraz bardziej popularne. Skąd to zainteresowanie?

To pokłosie wcześniejszych tendencji, tych do 1989 r., kiedy to szukanie własnych korzeni było wręcz niewskazane, ponieważ w czasach komunizmu liczyło się tylko jedno, „właściwe” pochodzenie. PRL wykorzenił ludzi, a w nas jest przecież naturalna potrzeba „bycia skądś”. Ona się teraz, na szczęście, odradza. To dobrze, ponieważ odkrywanie rodzinnych historii, to poszukiwanie samego siebie. Korzenie dają odpowiedź na pytania o to, kim jesteśmy. To wędrówka nie tylko zewnętrznie historyczna, ale też wewnętrzna – w poszukiwaniu ubiegłego czasu, który przecież wiąże się z teraźniejszością.

Jak ocenić wartość rodzinnych dokumentów i fotografii, czyli – mówiąc kolokwialnie – jak oddzielić ziarna od plew?

To bardzo trudne i nawet profesjonaliści mają z tym duży problem. Badania są żmudne, czasochłonne, ale efekty to rekompensują. To naprawdę wspaniałe uczucie, gdy uda nam się znaleźć coś ciekawego. I wcale nie musi być to wielkie odkrycie. Zresztą jeśli nie wywodzimy się z rodów senatorskich, to nic takiego nie znajdziemy. Będzie to jednak wielkie odkrycie dla nas samych. Czasami rodzinne historie kryją naprawdę zaskakujące informacje. A przecież nie tylko rody senatorskie mają fascynującą i ciekawą przeszłość.

Czy jest coś, co zaskoczyło Pana podczas pracy nad wystawą „Zaścianek i dwór. Dwie ścieżki archiwalne”?

Podczas jednej z konferencji naukowych w Łomży przypadkiem trafiłem na zdjęcie związane z Kisielanami Żmichami. Uwieczniono na nim legionistów Józefa Piłsudskiego, których w 1916 r. sfotografowano w tej miejscowości przed domem pani Berezowej. Zostało ono precyzyjnie podpisane, wymieniono także nazwiska znajdujących się na nim osób, dlatego nie miałem wątpliwości, że są to Kisielany. Zupełny przypadek, a jednocześnie bardzo miły.

Ponadto, każda z fotografii – a trzeba pamiętać, że obejmują one okres kilkudziesięciu lat – ma swoją wartość. Dla historyka jest może to rzecz reprezentatywna, ale dla zwykłego odbiorcy – bardzo ciekawa. Zdjęcia te bowiem pokazują, jak zmieniały się trendy, krajobraz, rzeczywistość. Dlatego tak naprawdę każda z fotografii stanowiła dla mnie odkrycie. Były to rzeczy dla mnie nowe. Należy też podkreślić, iż Kisielany to mała miejscowość, tymczasem liczba zdjęć, które się zachowały, jest ogromna. Dlatego, mówiąc o akcji „Archiwa rodzinne” na naszym terenie, czyli – jak postrzegają to niektórzy – na rzekomo zapóźnionym Podlasiu, warto dodać, że archiwa w bardziej uprzemysłowionych i uspołecznionych częściach Polski nie mają, co muszę nieskromnie podkreślić, takich osiągnięć, jak my.

Dlaczego warto zobaczyć tę wystawę?

Bo jest to wędrówka historii, ale też podróż w głąb siebie, co w momencie, kiedy mamy w Europie do czynienia z różnymi dziwnymi tendencjami negującymi wartość naszego pochodzenia, jest bardzo istotne. To naprawdę ważne, by wiedzieć i pamiętać, skąd się pochodzi. Ta ekspozycja dotyczy zwykłych, a jednocześnie niezwykłych ludzi. Ich zwykłość jest – jakby powiedział Gombrowicz – podszyta niezwykłością. Zgromadzone fotografie przedstawiają też żołnierzy, którzy brali udział w wojnie polsko-bolszewickiej. Gdyby nie ich wysiłek, wiadomo, co mogłoby się stać i jak przebiegłaby historia, więc naprawdę wiele im zawdzięczamy.

Dziękuję za rozmowę.


Jak dbać o rodzinne archiwum?

– Wszystkie oryginalne dokumenty, fotografie warto zeskanować (min. 300 DPI) i zachować ich obraz cyfrowy na komputerze. W ten sposób nie będziemy musieli za każdym razem wyciągać dokumentu i narażać go na niepotrzebne niebezpieczeństwa. Jeśli ktoś preferuje papier, może także wydrukować zeskanowany dokument.

– Warto zastanowić się także nad tym, czy samo skanowanie starych dokumentów lub książek nie jest dla nich szkodliwe. Promieniowanie świetlne w nowoczesnych skanerach nie powinno być już w ogóle szkodliwe dla papieru. Na pewno nie wolno przyciskać książek pokrywą skanera, inaczej możemy zniszczyć okładkę i oprawę książki. Jeśli już decydujemy się na kopiowanie/skanowanie, należy to robić z należytą starannością i ostrożnością. To samo dotyczy fotografii i dokumentów.

– Nierzadko stare fotografie są w dwóch, trzech częściach – podobnie z metrykami czy innymi rodzajami dokumentów. W żadnych wypadku nie należy próbować sklejać ich zwykłą taśmą samoprzylepną. Najlepiej zwrócić o pomoc do konserwatora, który pomoże nam poprawnie naprawić uszkodzone pamiątki.

– W czym przechowywać dokumenty i fotografie? Na pewno nie w zwykłych koszulkach foliowych (obwolutach). Znacznie przyspieszają starzenie się papieru. Najlepszym rozwiązaniem będą teczki lub koperty bezkwasowe. Z kolei książki należy umieścić w bezkwasowych pudełkach.

– Ze wszystkich dokumentów, fotografii, książek powinniśmy delikatnie usunąć wszelkiego rodzaju spinacze biurowe, zszywki, które z czasem zaczynają rdzewieć, co w efekcie doprowadza do niszczenia papieru. Również plastikowe spinacze mogą spowodować jego odkształcenia.

– Czasami dzieje się tak, że w nasze ręce dostają się dokumenty oraz fotografie, które zostały zaatakowane przez pleśń oraz grzyby. W pierwszym kroku należy je poddać je dezynfekcji – w tym celu najlepiej skontaktować się z konserwatorem. Z kolei zalane książki powinny być poddane głębokiemu zamrażaniu tak szybko, jak to możliwe i w późniejszym etapie wysuszone z pominięciem fazy ciekłej – w tym celu również należy skontaktować się z konserwatorem dokumentów.

– Należy chronić książki, dokumenty, rysunki i mapy przed bezpośrednim działaniem światła słonecznego oraz nie oświetlać oprawionych obiektów na papierze punktowym światłem. Zarówno światło słoneczne, jak i sztuczne zawierają promieniowanie ultrafioletowe i emitują ciepło. Oba te czynniki są szkodliwe dla papieru.

MD