Komentarze
Jesteśmy odpowiedzialni za media!

Jesteśmy odpowiedzialni za media!

W minionym tygodniu na łamy gazet i ekrany telewizorów wróciła sprawa domniemanego zabójstwa sześciomiesięcznej dziewczynki, Madzi, której zniknięciem kilka miesięcy temu (jeśli dobrze pamiętam - w zimie) żyła niemal cała Polska.

Teraz sprawa wróciła, ponieważ prokuratura postawiła matce dziewczynki zarzut zabójstwa. Nawet jeśli ktoś chciałby o tej sprawie już zapomnieć i nie słyszeć, raczej nie ma szans – przekonałem się o tym na własnej skórze, kiedy w ubiegłym tygodniu, idąc ulicą nie mogłem nie zauważyć wyeksponowanego na kiosku tabloidu, który z okładki krzyczał coś o zwyrodniałej morderczyni. Tak się zastanowiłem – ile osób kupiło ów wyrób gazetopodobny właśnie ze względu na ten tytuł? Pewnie niemało, zważywszy, że kiedy dodamy do siebie liczbę sprzedanych egzemplarzy dwóch rywalizujących ze sobą tabloidów (popularnie nazywanych „brukowcami”), to okaże się, że tzw. dzienniki opinii są bardzo daleko w tyle.

W czym leży tajemnica sukcesu tabloidów? Może w tym, że z założenia skierowane są do mało wymagającego czytelnika? Że odwołują się do sensacji, bardzo często poruszają emocje? Że często piszą w sposób dosadny, a przy tym nie zadają sobie trudu kształtowania opinii, lecz po prostu powielają opinie swoich czytelników. Mówiąc krótko, bazują na emocjach, sensacji, skandalu.

Prawda jest jednak dość brutalna – tabloidy są właśnie takie, ponieważ im się to opłaca. Ponieważ ktoś je kupuje i czyta. Na rynku mediów tak samo działa proste prawo podaży i popytu. Jeśli jest zapotrzebowanie, pojawia się towar, który je zaspokaja. Ta sama zasada obowiązuje także w mediach elektronicznych: w telewizji w godzinach tzw. największej oglądalności trudno znaleźć wartościowy program czy film – znacznie łatwiej odmóżdżający zabijacz czasu. Radio jakoś się broni – ale po pierwsze, jest mu łatwiej, gdyż z reguły towarzyszy ono innym czynnościom, a po drugie – też jednak trochę ucierpiało, bo widzimy, że wiele anten jest zdominowane przez muzykę (zwykle lekką, łatwą i przyjemną), a słowo mówione z reguły jest w odwrocie.

A teraz zagadka: Kto i kiedy napisał te słowa:

„Nasza religijność jest, na ogół mówiąc, powierzchowna, ckliwa. Lud, na przykład, polski, ściśle obserwuje przykazania kościelne, ale gwałci zwykle przykazania Boskie. (…) Wskutek chwiejnego charakteru narodowego i braku zasady zasad – religii – wynika jaskrawa niekonsekwencja we wszelkich objawach życia: nie tylko religijnego, ale politycznego, narodowego, społecznego”. I drugi cytat: „Pełno wszędzie rażącej sprzeczności pomiędzy tym, co się mówi, głosi, a tym, co się czyni. (…) Mówi, że jest katolikiem, uczęszcza gorliwie do kościoła, a w domu czyta pisma i gazety, co w ohydny sposób wyszydzają własną jego wiarę i plują w twarz temu wszystkiemu, co nosi piętno i charakter katolicki! Jak to wszystko można pogodzić z honorem godności i odwagi katolickiej?”.

No i? Od razu odpowiem. Słowa te mają 100 lat. Pierwszy cytat pochodzi z roku 1912, drugi z 1916, a autorem jest bł. ks. Ignacy Kłopotowski – człowiek, który jest jednym z prekursorów i twórców prasy katolickiej w Polsce. Zatem widzimy, że świat przez 100 lat aż tak bardzo się nie zmienił, jeśli popatrzymy od strony ludzkiej kondycji, przyzwyczajeń i moralności. Ale przesłanie jest bardzo proste: wydając pieniądze na jakiś tytuł prasowy, opowiadamy się w jakiś sposób za poglądami jego wydawcy. Czytając proponowane przez niego treści – w jakiś sposób nimi przesiąkamy, utrwalamy w sobie też pewne postawy, jak choćby niezdrowa ciekawość i pogoń za sensacją w przypadku lektury tabloidów. Ucierpi na tym prasa wartościowa – może bardziej wymagająca i trudniejsza w lekturze, ale rozwijająca umysł, poszerzająca horyzonty czy pomagająca rozwijać wiarę. Tu też przejawia się nasza odpowiedzialność za kształt mediów w Polsce i własną formację.

Ks. Andrzej Adamski