Opinie

Patrz i reaguj

Wieczorem mam problem, żeby zasnąć. Nie dlatego, że się łajdaczę, ale dlatego, że ilość problemów, z jakimi przyjeżdżają rodzice i ich dzieci, przerasta mnie - mówi prof. Mariusz Jędrzejko.

Gość kolejnego spotkania w ramach cyklu „Przekroczyć siebie”, które miało miejsce pod koniec grudnia w I Katolickim Liceum Ogólnokształcącym w Siedlcach, jest pedagogiem społecznym, specjalnym, socjologiem, diagnostą i terapeutą uzależnień oraz cyberzaburzeń, mediatorem rodzinnym. - Jestem kompetentnym ojcem, bo mam czwórkę dzieci i wszystkich pozbyłem się z domu i już nie wracają - „zareklamował” się na początku. Przechodząc do bardziej poważnych tematów, podkreślił, że obserwuje wszechobecne zmęczenie i chciałby porozmawiać o przyczynach tej sytuacji.

– Moi koledzy i koleżanki: pediatrzy, psychiatrzy, pedagodzy, psycholodzy mówią: „nie mamy już jak leczyć dzieci” – zaznaczył, stawiając pytanie: co takiego się dzieje, że tyle młodych osób choruje? – Otóż oni nic nie robią – odpowiedział.

– To robimy my. Nam się wydaje, że jeśli nasza córka ma 1,8 m wzrostu, to jest dorosła. A to nieprawda, jest po prostu wysoka. Jeśli ktoś ma 19 lat, nie może przyjść do mamy czy taty i powiedzieć: „mamusiu, jutro idę z kolegami, trochę się napijemy, nie denerwuj się”. Jeśli dziecko żyje, mieszka w naszym domu, to na naszych warunkach. Niedawno „wyprowadziłem” z pewnego domu syna, który bierze narkotyki. Bo są tylko dwie ścieżki leczenia takich ludzi: albo idzie się leczyć, albo upadnie na samo dno. Nie ma innych ścieżek. Boli? Tak. Wiem, bo straciłem siostrę alkoholiczkę i narkomankę – zdradził.

Bardzo ważne jest rozpoznanie problemu i zmierzenie się z nim. – Jeśli potrafimy coś zdiagnozować, to znaczy, że możemy sobie z tym dać radę – akcentował specjalista. – Wiemy, że mózgi dzieci wyglądają podobnie jak osób dorosłych. ...

JAG

Pozostało jeszcze 85% treści do przeczytania.

Posiadasz 0 żetonów
Potrzebujesz 1 żeton, aby odblokować ten artykuł