Region
Źródło: PIXABAY
Źródło: PIXABAY

Piec to nie kosz

Kampania edukacyjna i informacyjna na temat szkodliwości palenia w piecach węglem oraz odpadami, a także możliwości dofinansowania przez miasto wymiany instalacji grzewczej - to pomysły siedleckiego samorządu na zmniejszenie emisji trujących pyłów.

Z przygotowanej przez Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska informacji o stanie środowiska na terenie miasta Siedlce wynika, że w mieście nie są przekroczone dopuszczalne poziomy skażenia środowiska. Problemem jest jednak konieczność wyeliminowania palenia w piecach węglem i plastikami, głównie w dzielnicach domów jednorodzinnych.

Kwestia zanieczyszczeń wydobywających się z kominów stała się pretekstem do dyskusji podczas październikowej sesji rady miasta. Radni wymieniali się pomysłami na zmotywowanie mieszkańców do korzystania z ekologicznych źródeł energii, a tym samym zmniejszenie ilości emisji trujących pyłów.

Dofinansowanie do wymiany instalacji

– Rozpoczął się sezon grzewczy. Wiele budynków w Siedlcach ogrzewanych jest tylko węglem, choć bywa z tym różnie. Wielokrotnie zdarza się, że zmagamy się z duszącym dymem z prywatnych budynków, a to, czym oddychamy, wpływa na nasze zdrowie. Czy możliwe jest rozpoczęcie akcji edukacyjnej na poziomie lokalnym informującej o skali tego problemu? – zapytała prezydenta radna Elwira Banach.

W odpowiedzi Wojciech Kudelski stwierdził, że w ostatnich latach siedlecki samorząd zrobił dużo, by wyeliminować palenie węglem szczególnie w domach jedno- i wielorodzinnych. – Zlikwidowaliśmy ciepłownię Lamonta, która dymiła w środku osiedla. Miasto realizuje program dopłat do posesji, których właściciele zdecydowali się na zmianę sposobu ogrzewania, czyli przejście z węgla na gaz. Wspieramy finansowo każdego, kto zwróci się do nas z projektem. Nasza elektrociepłownia jest w stanie ogrzać całe miasto. Nie znam przypadku, gdyby jakiś mieszkaniec zwrócił się do PEC o podłączenie i spotkał się z odmową. Oczywiście na tyle, na ile pozwala na to sieć – przekonywał prezydent. Jednocześnie przyznał, że jest wiele do zrobienia w kwestii informowania mieszkańców o możliwości finansowego wsparcia wymiany instalacji grzewczej. Na dofinansowanie zmiany kotłów, montażu kolektorów i paneli słonecznych czy podłączeń do miejskiej sieci ciepłowniczej w tegorocznym budżecie miasta znalazło się 140 tys. zł. W przyszłym roku w puli środków na ten cel zapisano 160 tys. zł. Kwota jednorazowego dofinansowania wynosi do 3 tys. zł. Podczas dyskusji Małgorzata Furmaniak, kierownik referatu ochrony środowiska, przyznała, że można rozważyć podniesienie kwoty wsparcia, ale wtedy obejmie ono mniejszą ilość wniosków.

Edukować czy karać?

Radny Robert Chojecki zwrócił uwagę, że zabudowa w mieście się zagęszcza i coraz częściej bloki graniczą z domami jednorodzinnymi, a takie sąsiedztwo staje się uciążliwe ze względu na wydobywające się z kominów substancje. – W powietrzu możemy znaleźć tablicę Mendelejewa – podkreślił. Zdaniem radnego należy spróbować alternatywnych rozwiązań, które pomogą zmniejszyć poziom emisji trujących pyłów. – Choćby rozbudowa ścieżek rowerowych, bo każdy rower to jeden samochód mniej, przyjazny harmonogram jazdy autobusów komunikacji miejskiej, akcje edukacyjne, które mogłoby firmować hasło „Piec to nie kosz” – wyliczał R. Chojecki.

Z kolei Mariusz Dobijański przyznał, że mieszka w domu jednorodzinnym i chciałby się przyłączyć do PEC, lecz, niestety, dla mieszkańców takiej zabudowy to melodia przyszłości. – Rozbudowa sieci ciepłowniczej czy ścieżki rowerowe to działania długofalowe. Lepiej podjąć takie, które będą szybkie i efektywne – stwierdził. Radny opowiedział się za karaniem osób, które palą śmieci, ewentualnie warunkowo dając im mu czas na zmianę pieca z węglowego na gazowy. – Znam przypadek osoby, która wrzuca do pieca wszystko, co ma, nie z braku edukacji, tylko z braku funduszów na inne źródło energii cieplnej. Warto pójść na rękę takim ludziom. Dawać propozycję nie do odrzucenia, czyli: nie będziesz karany za to, że spalasz takie czy inne środki, ale dostajesz czas, by zmienić swoją instalację z pieca na gazową – zaproponował M. Dobijański.

Prezydent W. Kudelski przyznał, że dopóki nie ma w Polsce zakazu palenia węglem, nie będzie łatwo zniechęcić mieszkańców do tego taniego źródła energii. – Nie powiemy jako samorząd, że zabraniamy palić węglem, bo nas wyśmieją – stwierdził. Przypomniał, iż na największych kominach miejskich zainstalowane są filtry, które blokują sporo zanieczyszczeń. – Zapylenie w Siedlcach powodują cementownie na Lubelszczyźnie. Wprowadzają swoje spaliny do stratosfery i przy niekorzystnej róży wiatrów pyły spadają w naszym regionie. Nie mamy na to wpływu – podkreślił prezydent.

Podczas dyskusji padły też pytania o alternatywne źródła energii, czyli fotowoltaikę czy wiatraki. W. Kudelski przyznał, że po rozmowie z ministrem energii doszedł do wniosku, iż te źródła nie spowodują zmniejszenia kosztów wytwarzania energii. – Są sytuacje, kiedy nie wieje wiatr, nie ma słońca, a my musimy cały czas dostarczać energię elektryczną. To żadna oszczędność, bo pieca w elektrowni nie da się rozpalić, kiedy przestaje wiać wiatr. Piec musi być utrzymany w pełnej gotowości, mimo że wieje wiatr czy świeci słońce – tłumaczył prezydent. – Mam działkę w Mielniku, gdzie posiadam takie baterie. W lecie, kiedy jest dużo słonecznych dni, to się sprawdza, ale w długie, ciemne zimowe dni już niekoniecznie. Bez odpowiedniego programu dofinansowującego dla mieszkańców miasta to jest nieopłacalne – stwierdził W. Kudelski.

Wcześniej lub później do szkoły?

Ciekawy pomysł na zmniejszenie zanieczyszczeń w atmosferze przedstawił Adam Tomczuk. Jego zdaniem pomóc może zmiana godziny rozpoczynania zajęć w szkołach i na uczelniach, co wpłynęłoby na mniejszą emisję spalin przez samochody stojące w korkach. – W naszym mieście jest 1,6 tys. nauczycieli, którzy w obawie o to, że się spóźnią na dyżur, jeżdżą samochodami osobowymi. Studenci posiadający auta również zaczynają edukację o 8.00. Proszę rozważyć na spotkaniu z dyrektorami i rektorami szkół, by część siedleckich placówek rozpoczynały zajęcia o 7.45, inne np. o 8.15 – apelował radny. – Wtedy rodzice, którzy obawiają się, że dziecko nie zdąży do szkoły, nie będą musieli go odwozić Obecnie przed 8.00 jest w autobusach miejskich bardzo tłoczno, ale chwilę po – robi się prawie pusto – argumentował A. Tomczuk.

Prezydent stwierdził, że jest gotowy porozmawiać o tym pomyśle z dyrektorami, ale jednocześnie obawia się, że będzie to trudne do wprowadzenia. – Większość rodziców, którzy wiozą dzieci do szkoły, ma do pracy również na 8.00 i nie będą zachwyceni tą zmianą. Byłbym jednak zadowolony, gdyby udało się rozłożyć to w czasie. Nie stalibyśmy wtedy w korkach – stwierdził W. Kudelski, obiecując, że zastanowi się nad wprowadzeniem tego rozwiązania od nowego roku szkolnego.

HAH