Historia
20/2019 (1243) 2019-05-15
„Za tak zgłębione rekolekcje, które mi wystarczą do końca życia, dziękuję Bogu codziennie z całego serca” - pisał ks. Wiktor Sopyła w liście do ordynariusza diecezji skreślonym w Dachau. Swoje ocalenie przypisywał Matce Bożej w Jej częstochowskim wizerunku.

Ks. W. Sopyła urodził się w 1905 r. w Ruchnie (gm. Węgrów). Po ukończeniu czteroklasowego gimnazjum w Węgrowie zdecydował się na kontynuowanie nauki z myślą o wstąpieniu do seminarium duchownego - podobnie jak jego starszy brat Ignacy (ur. w 1901 r.). Kolejne dwie klasy ukończył w gimnazjum prowadzonym przez Misjonarzy Świętej Rodziny w Wieluniu. Rozpoczynając naukę w seminarium w Janowie Podlaskim miał 20 lat. Po otrzymaniu święceń pierwszym dekretem skierowany został na wikariat w Paprotni. Kolejne parafie, w których posługiwał jako wikariusz, to: Sarnaki, Kamionna, Wisznice, Łuków, Zbuczyn, Łuków (od lipca 1936 r. - parafia Przemienienia Pańskiego, a od października 1937 r. parafia Podwyższenia Krzyża Świętego), parafia św. Anny w Białej Podlaskiej, Wojcieszków. Z dniem 1 stycznia 1940 r. został administratorem parafii Witoroż. Nie nacieszył się samodzielną placówką. W pierwszych dniach kwietnia został aresztowany przez Niemców. Powodem był opór księdza nakłanianego do ustąpienia z parafii, którą objąć chcieli prawosławni. Parafia została im przekazana zaledwie dwa tygodnie później.
20/2019 (1243) 2019-05-15
O czymże dzisiaj pisać na polskim bruku? Wszak jeden tylko temat jest w powietrzu. Ponad 7 mln odsłon w internecie filmu Tomasza Sekielskiego wskazuje dość dobitnie na zainteresowanie zobrazowaniem przez dziennikarza kilku historii osób seksualnie wykorzystanych w dzieciństwie przez duchownych.

Debata dzisiejsza rozpościera się pomiędzy zażenowanym milczeniem a oskarżeniami i inwektywami kierowanymi pod adresem hierarchii kościelnej (zarówno ze strony antyklerykałów, jak i ludzi z wnętrza Kościoła). Padają w niej różnorakie argumenty, od pochwał dla autorów filmu po krzyk o ustawce pod temat i celowy termin emisji. Przyznam się, że nie interesuje mnie ta debata w ogóle. Jak do tej pory twierdziłem, tak teraz twierdzę, że każdego, kto wykorzystuje dziecko (niezależnie pod profesji czy statusu społecznego) osobiście karałbym niemiłosiernie. Uderzenie w niewinność dziecka, wykorzystanie jego zaufania i nieporadności w obronie, zaspokajanie własnych chorych fantazji i żądz kosztem najmłodszych są dla mnie po prostu obrzydliwe i całkowicie nie do przyjęcia. Lecz oprócz normalnego dla mnie jako człowieka obrzydzenia dla tychże praktyk, jest jeszcze konieczność ustalenia powodów, które umożliwiły usprawiedliwianie w sumieniu tychże zachowań.
20/2019 (1243) 2019-05-15
Szok, niedowierzanie, przerażenie, wstrząs - to określenia dominujące w wypowiedziach ludzi, którzy obejrzeli „Tylko nie mów nikomu”. Film o pedofilii w Kościele stał się sensacją, choć pokazane w nim przypadki dotyczą sytuacji sprzed wielu lat.

Ze wstydem i pokorą przyjmuję opowieści pokrzywdzonych, choć wiem, że nikt, kto nie doświadczył pokazanych w filmie zachowań, nie zrozumie bólu tych ludzi. Wiem też, że samo oburzenie niczego nie zmieni, ale może być pierwszym stopniem do zadośćuczynienia i naprawy. Dobrze, że przerwano zmowę milczenia. Dobrze, że winnymi nazwano nie tylko tych, którzy molestowali, ale też tych, którzy - mając świadomość takich uczynków - nic z tym nie zrobili. Dobrze, że głośno powiedziano, że pedofilia w Kościele to jednak coś innego niż - jakkolwiek to zabrzmi - „zwykła” pedofilia. Ale należy też dodać, że pokazani w filmie księża to byli współpracownicy Służby Bezpieczeństwa. A na ten temat, na temat ich paskudnej roli w Kościele, można by napisać cały szereg wiele wyjaśniających artykułów. Oczywiście nie może to być usprawiedliwieniem, podobnie jak fakt, że wśród innych zawodów jest znacznie więcej przypadków pedofilii niż w Kościele.
20/2019 (1243) 2019-05-15
Co właściwie wyznajemy, gdy w czasie liturgii niedzielnej Mszy św. mówimy: „Wierzę w jeden, święty, powszechny [...] Kościół”. Afirmujemy pobożne życzenia? Głosimy kolejną utopię? Bo gołym okiem tej świętości w Kościele nie widać. Przynajmniej wtedy, gdy spoglądamy w swoje lustrzane odbicie.

Tak naprawdę, gdyby chcieć rozłożyć na czynniki pierwsze wspomniany wyżej artykuł wiary, zapewne mielibyśmy kłopot z analizą każdego z jego elementów. Niby wszystko jest oczywiste, proste. Ale... Co to znaczy wierzyć? Skoro łatwiej akceptować, podążać za czymś, co jest konkretne, empiryczne, weryfikowalne. Chcemy WIEDZIEĆ! Liczy się konkret, bilans zysków i strat. Stosunkowo łatwo wierzyć w Boga (czy bliżej nieokreśloną „Siłę Wyższą”), zakładać Jego istnienie. Zdecydowanie trudniej wierzyć Bogu, przyjąć Jego słowo, doświadczyć obecności w sakramentach świętych, we wspólnocie wierzących. Taki Bóg staje się balastem, zawalidrogą. W internecie swego czasu można było spotkać mem: w stylizowanym na budynek kościoła pomieszczeniu gromadka ludzi kurczowo trzyma drzwi, nie pozwalając, aby Ten, kto puka, dostał się do wnętrza. Jest jeszcze komentarz - „dymek” nad postaciami wewnątrz budowli: „Nie pozwólmy Mu wejść, bo wtedy wszystko będziemy musieli pozmieniać…”.
20/2019 (1243) 2019-05-15
Kochać kogoś to uświadomić mu jego piękno, wartość i ważność; to rozumieć tego kogoś; jego wołanie i język ciała - pisał Jean Vanier, założyciel wspólnot L’Arche (Arka) oraz Wiara i Światło.

Odszedł do Pana 7 maja 2019 r. Był nie tylko pisarzem i filozofem, ale przede wszystkim wielkim rzecznikiem osób niepełnosprawnych. - Myślę, że jego dzieło będzie kontynuowane. Z wiadomością o śmierci J. Vaniera połączony jest przekaz o tym, czego nas uczył. Dzięki medialnym informacjom dowie się o tym jeszcze więcej ludzi. Wierzę, że to, co uczynił, jest Bożym dziełem - mówi ks. Jerzy Sęczek, kapelan wspólnoty Wiara i Światło z archidiecezji białostockiej. J. Vanier był synem gubernatora generalnego Kanady. W bardzo młodym wieku wstąpił do marynarki wojennej. Potem dobrowolnie z niej odszedł i zaczął studiować filozofię oraz teologię. W 1964 r. kupił dom w Trosly-Breuil pod Paryżem. Zamieszkał w nim razem z dwoma niepełnosprawnymi mężczyznami. - W Kanadzie i Francji zobaczył, jak traktowane są osoby z niepełnosprawnością intelektualną. Nie narzekał na system, nie protestował, tylko przyjął dwoje takich ludzi pod swój dach. Tak wyglądał początek L’Arche - mówi ks. Jerzy.
20/2019 (1243) 2019-05-15
Podczas XIV Festiwalu Zespołów Kabaretowych Seniorów „eSka”, który odbył się 12 maja w Sokołowie Podlaskim, Zespół Kameralny Uniwersytetu Trzeciego Wieku w Mordach otrzymał grand prix!

Organizatorem imprezy, podczas której triumfy święcił zespół prowadzony przez Zofię Werle, był Sokołowski Ośrodek Kultury. „Czysty śpiew, dwugłos, całościowo spójna historia” - to tylko niektóre z ocen jury, jakie otrzymała „Biesiada z kogutem” wyreżyserowana przez Danutę Borowską, a muzycznie przygotowana przez Z. Werle. - Grand prix to wielki sukces i ogromna motywacja do dalszej pracy twórczej - podkreślają członkinie nagrodzonego zespołu. Festiwalowe zmagania (21 występów) oceniła komisja konkursowa w składzie: aktorka Marzena Kipiel-Sztuka, trenerka dramy Agnieszka Buśk, dyrektor sokołowskiej szkoły muzycznej Aneta Mroczek oraz nauczycielka Anna Marciniak. Uwagę jurorów i publiczności zwracały: energia, radość, entuzjazm, pasja, chęć do życia i talent występujących. „Niejeden młody człowiek mógłby pozazdrościć wigoru, jaki mieli seniorzy uczestniczący w konkursie oraz tańcach przed gmachem SOK” - to tylko jedna z wielu pozytywnych opinii.
20/2019 (1243) 2019-05-15
Rozmowa z ks. dr. Dariuszem Ostałowskim, wikariuszem parafii Bożego Ciała w Siedlcach

Rita może nas nauczyć bardzo wiele. I to bez względu na to, ile mamy lat i jakie jest nasze powołanie. Każdy, kto choć trochę zna życie świętej z Cascii, doskonale wie, że ona wszystkich swoich czcicieli pragnie prowadzić do Jezusa. Uczy, że jest On Kimś najważniejszym w naszym życiu. Jezus był największą Miłością Rity. Dla Niego pracowała, Jemu służyła, opiekując się chorymi i ubogimi, z Nim zjednoczona cierpiała. Miłość była siłą napędową całego życia Rity - kierowała się nią w każdej chwili, non stop. I była to miłość bezwarunkowa, gotowa do poświęcenia oraz ofiary z siebie. I właśnie takiej miłości Rita pragnie nas nauczyć. Dlaczego? Bo dzięki tej miłości Rita była przyjaźnie nastawiona do wszystkich, ucząc nas pokoju i przyjaźni wobec każdego człowieka. To dzięki tej miłości pragnęła zgody rodzinnej i sąsiedzkiej, pokazując nam, że można przyczynić się do pojednania walczących ze sobą rodzin. To dzięki tej miłości przebaczyła mordercom męża i nie chciała, by synowie zhańbili się zemstą, ucząc nas przebaczania win.
20/2019 (1243) 2019-05-15
Szlak św. Jakuba, który właśnie przeszedł trzeci raz mimo amputacji nogi, przypomina jego życie: wędrówkę pełną niespodziewanych spotkań, niezwykłych ludzi, ale też smutku, cierpienia, ale nade wszystko - nadziei.

Grzegorz Polakiewicz, choć wygląda dość niepozornie, emanuje ciepłem i spokojem. Jak przyznaje, teraz dochodzi do siebie po powrocie z Camino, gdzie doszedł o własnych siłach po raz trzeci. - To coś najpiękniejszego, co mi się w życiu przytrafiło - przyznaje, dodając, że właśnie ta przygoda sprawiła, iż zechciał się nią podzielić. Przy okazji również innymi wydarzeniami ze swojego życia, które - choć dość krótkie - obfitowało w wiele zdarzeń. Nie miał łatwego życia. Nie pomagała świadomość, że ojciec próbował powiesić jego i jego mamę. Potem pojawiły się problemy zdrowotne, z czasem coraz poważniejsze, w efekcie czego musiał przejść amputację nogi. Kiedy pojawiła się szansa na protezę i normalne funkcjonowanie, płomień nadziei zgasł dość szybko, bo okazało się, że proteza powoduje otwieranie się rany w nodze. Mimo usilnych prób wielu specjalistów i życzliwych ludzi nie udało się. Jednak zawsze, kiedy pojawiały się schody, Grzesiek nie poddawał się, tylko mozolnie je pokonywał, nie tracąc przy tym wiary.
20/2019 (1243) 2019-05-15
Alkoholiczka z torebką o równowartości średniej krajowej? Dobre sobie. Tymczasem… to właśnie ja! Do niedawna. Początki mojego życia w trzeźwości przypominały otwartą ranę: bolało bez szans na znieczulenie. Na szczęście po trzech latach abstynencji bardziej rozumiem i - co ważne - zaczynam lubić siebie. Mam na imię Anna. Jestem alkoholiczką!

Odkąd pamiętam, byłam typem „chłopczycy”. Ojciec chciał syna, a urodziłam się ja. Byłam zakompleksiona: gruba, z młodzieńczym trądzikiem. Jako nastolatka szybko jednak zorientowałam się, że chłopcy bujają się w laskach, ale na kumpele wybierają dziewczyny podobne do mnie: towarzyskie, a przy tym znające się na grubiańskich żartach. Dzielnie dotrzymywałam im kroku w pubach i na meczach. Na szczęście nauka nie sprawiała mi problemu, więc po maturze poszłam na ekonomię. Pięć lat melanżu - piękny czas… Później była praca. Miałam „łeb” do słupków, więc szybko awansowałam, stając się szefem jednego z działów w firmie ubezpieczeniowej. Żeby złapać klienta, trzeba było go wcześniej odpowiednio urobić, stąd zakrapiane kolacje i wyjazdy integracyjne. Pół butelki wina dziennie szybko stało się normą, a w weekendy lała się wódka. „Nie ma to jak czysta” - komentowałyśmy z koleżanką.
20/2019 (1243) 2019-05-15
1% budżetu miasta przeznaczony na sport - to propozycja, która znalazła się w projekcie radnych Roberta Chojeckiego i Mariusza Dobijańskiego.

W związku z trudną sytuacją finansową miasta oszczędności w wydatkach dotknęły w dużej mierze sport. Zaproponowane przez prezydenta Andrzeja Sitnika drastyczne zmniejszenie dotacji, zdaniem prezesów klubów i stowarzyszeń sportowych, może spowodować, że zespołów nie będzie stać na przystąpienie do rozgrywek w przyszłym sezonie, co w efekcie doprowadzi do zlikwidowania wielu dyscyplin. W odpowiedzi na obawy sportowych działaczy i kibiców prezydent postulował oparcie sportu o klasy sportowe oraz większą swobodę w zarządzaniu przez kluby otrzymanymi środkami, które mogłyby zostać przeznaczone na pensje lub swoje potrzeby. Jednym z pomysłów było także zlikwidowanie stypendiów. Przedstawione przez A. Sitnika stosowne projekty uchwał nie znalazły jednak uznania wśród radnych - najpierw otrzymały negatywną opinię komisji sportu i spraw społecznych, a podczas ostatniej sesji rady miasta zostały zdjęte z porządku obrad.