Ogłoszono wyniki konkursu o tytuł Ambasadora Polski Wschodniej za 2019
r. Wśród 130 nominowanych znalazła się m.in. wystawa fotografii
„Tutejsi” Mateusza Baja jako odkrycie roku w kategorii „projekt”.
Scena Teatralna Miasta Siedlce zaprasza 17 grudnia, o 19.00, na koncert
„Nadzieja w Betlejem - czyli kolędy na głos i gitar parę”. Koncert
dostępny będzie na youtube CKiS.
Rozmowa z dr. Pawłem Borkiem, dyrektorem Miejskiej Biblioteki
Publicznej w Białej Podlaskiej.
Kilka tygodni temu po raz kolejny został Pan powołany na stanowisko dyrektora MBP w Białej Podlaskiej. Gratulujemy! Jak podsumowałby Pan pierwszą kadencję?
Bardzo dziękuję za gratulacje. Przeglądałem niedawno swój plan kadencyjny na lata 2017-2020 i mogę stwierdzić, że udało się wypełnić zdecydowaną większość z założonych celów. Duża część z nich jest nadal kontynuowana. Mam tu na myśli przede wszystkim podnoszenie jakości obsługi mieszkańców, promowanie czytelnictwa na zewnątrz, zwiększenie liczby organizowanych przez bibliotekę wydarzeń kulturalnych, organizację konferencji popularnonaukowych i działalność wydawniczą. Wydajemy „Podlaski Kwartalnik Kulturalny” i „Rocznik Bialskopodlaski”, publikujemy także tomiki poetyckie. Do końca tego roku ukaże się drukiem również moja książka dotycząca walk 9 Dywizji Piechoty w wojnie polsko-bolszewickiej 1919-1920.
Kilka tygodni temu po raz kolejny został Pan powołany na stanowisko dyrektora MBP w Białej Podlaskiej. Gratulujemy! Jak podsumowałby Pan pierwszą kadencję?
Bardzo dziękuję za gratulacje. Przeglądałem niedawno swój plan kadencyjny na lata 2017-2020 i mogę stwierdzić, że udało się wypełnić zdecydowaną większość z założonych celów. Duża część z nich jest nadal kontynuowana. Mam tu na myśli przede wszystkim podnoszenie jakości obsługi mieszkańców, promowanie czytelnictwa na zewnątrz, zwiększenie liczby organizowanych przez bibliotekę wydarzeń kulturalnych, organizację konferencji popularnonaukowych i działalność wydawniczą. Wydajemy „Podlaski Kwartalnik Kulturalny” i „Rocznik Bialskopodlaski”, publikujemy także tomiki poetyckie. Do końca tego roku ukaże się drukiem również moja książka dotycząca walk 9 Dywizji Piechoty w wojnie polsko-bolszewickiej 1919-1920.
2 grudnia w parafii św. Michała Archanioła w Witorożu odbyły się
uroczystości pogrzebowe śp. ks. Jerzego Kalickiego. Liturgii
przewodniczył biskup radomski Henryk Tomasik.
W koncelebrę włączyli się także bp Grzegorz Suchodolski oraz wielu kapłanów. Homilię wygłosił bp H. Tomasik. Wielokrotnie odnosił się w niej do słów, jakie św. Jan Paweł II wypowiedział podczas ostatniej pielgrzymki do Polski. Ojciec Święty, goszcząc na Krakowskich Błoniach, podkreślał, że świat chce uczynić Boga wielkim nieobecnym. - Czyni to w różny sposób; chce zabrać prawdę o istnieniu Pana Boga ze świadomości dzieci, młodzieży i dorosłych. Obecny liberalizm moralny i odrzucanie ładu moralnego jest odrzucaniem prawdy o Bogu, który swoją świętą wolę wyraził właśnie w obiektywnym porządku moralnym. Świat czyni Pana Boga wielkim nieobecnym, niszcząc to, co święte. Profanacje Mszy św., ołtarzy, kościołów i cmentarzy, które dzieją się na naszych oczach, są na to bardzo mocnym dowodem. Te zjawiska stawiają przed każdym chrześcijaninem szczególne zadanie, aby czynić Pana Boga wielkim obecnym. Takie zadanie w szczególny sposób przejmuje kapłan.
W koncelebrę włączyli się także bp Grzegorz Suchodolski oraz wielu kapłanów. Homilię wygłosił bp H. Tomasik. Wielokrotnie odnosił się w niej do słów, jakie św. Jan Paweł II wypowiedział podczas ostatniej pielgrzymki do Polski. Ojciec Święty, goszcząc na Krakowskich Błoniach, podkreślał, że świat chce uczynić Boga wielkim nieobecnym. - Czyni to w różny sposób; chce zabrać prawdę o istnieniu Pana Boga ze świadomości dzieci, młodzieży i dorosłych. Obecny liberalizm moralny i odrzucanie ładu moralnego jest odrzucaniem prawdy o Bogu, który swoją świętą wolę wyraził właśnie w obiektywnym porządku moralnym. Świat czyni Pana Boga wielkim nieobecnym, niszcząc to, co święte. Profanacje Mszy św., ołtarzy, kościołów i cmentarzy, które dzieją się na naszych oczach, są na to bardzo mocnym dowodem. Te zjawiska stawiają przed każdym chrześcijaninem szczególne zadanie, aby czynić Pana Boga wielkim obecnym. Takie zadanie w szczególny sposób przejmuje kapłan.
Szkoła Nowej Ewangelizacji Diecezji Siedleckiej obchodzi w tym
roku mały jubileusz. W listopadzie minęło pięć lat od jej
inauguracji. - Ten czas pokazał, że decyzja biskupa siedleckiego o
powołaniu do istnienia tej instytucji była owocem działania Ducha
Świętego, o czym świadczą zarówno fakty, jak i liczby. Poza tym to
był czas niesamowitej łaski - podkreśla ks. dr Tomasz Bieliński,
dyrektor SNE.
Głównym punktem obchodów piątej rocznicy działalności SNE, które miały miejsce 21 listopada w parafii św. Józefa, była Msza św. pod przewodnictwem bp. Kazimierza Gurdy. To szczególne wydarzenie poprzedziły dwudniowe rekolekcje, które dyrektor SNE poprowadził w formule hybrydowej: Eucharystia w kościele, a konferencje przez internet. W homilii pasterz Kościoła siedleckiego przypomniał m.in., że nowa ewangelizacja jest głoszeniem Ewangelii w środowiskach, w których Jezus jest znany; w środowiskach, gdzie istnieją wspólnoty parafialne, a dotyczy ona przede wszystkim tych, którzy choć już zostali ochrzczeni, to Jezusa Chrystusa z różnych przyczyn nie znają. - Tak się ułożyło ich życie, że w dziecięcym i młodzieńczym wieku nie znaleźli nikogo, kto by im o Chrystusie powiedział i wprowadził w życie łaski.
Głównym punktem obchodów piątej rocznicy działalności SNE, które miały miejsce 21 listopada w parafii św. Józefa, była Msza św. pod przewodnictwem bp. Kazimierza Gurdy. To szczególne wydarzenie poprzedziły dwudniowe rekolekcje, które dyrektor SNE poprowadził w formule hybrydowej: Eucharystia w kościele, a konferencje przez internet. W homilii pasterz Kościoła siedleckiego przypomniał m.in., że nowa ewangelizacja jest głoszeniem Ewangelii w środowiskach, w których Jezus jest znany; w środowiskach, gdzie istnieją wspólnoty parafialne, a dotyczy ona przede wszystkim tych, którzy choć już zostali ochrzczeni, to Jezusa Chrystusa z różnych przyczyn nie znają. - Tak się ułożyło ich życie, że w dziecięcym i młodzieńczym wieku nie znaleźli nikogo, kto by im o Chrystusie powiedział i wprowadził w życie łaski.
Z pokorą przyjmował wszystko, co przynosiło mu życie, i
wypełniał to, co do niego należało. Nie działał na pokaz, nie
szukał nagród ani uznania. Za poważną twarzą krył dobre serce i
piękną wiarę w Tego, któremu służył.
Trudno mi pisać o ks. kan. Franciszku Izdebskim w czasie przeszłym. Znaliśmy się 21 lat, a mimo to ciągle dowiaduję się o nim nowych rzeczy. - Bliscy ks. Franciszka opowiadają, że w rodzinie wszyscy uważali, iż zostanie księdzem. Jako dziecko wklejał do zeszytów święte obrazki i „odprawiał” msze. Na potrzeby dziecięcych liturgii wycinał ornaty z kartonu. Ukończył czteroletnie ognisko muzyczne, grał na akordeonie. Swoimi umiejętnościami służył podczas różnych wieczorków, choinek oraz spotkań imieninowych. Kiedy grał, zawsze miał bardzo poważną minę. Był posłuszny szczególnie swojej mamie; jego bracia podkreślają, że to, co powiedziała mama, było dla ks. Franciszka święte - opowiada ks. prałat Bogdan Sewerynik, obecny proboszcz parafii Rossosz. Poznali się w 1977 r. w Węgrowie. - Odwiedzając go w Różance i w Rossoszu, często widziałem w jego ręku brewiarz i różaniec. Poranny i wieczorny pacierz odmawiał na kolanach. Lubił porządek, był punktualny i obowiązkowy.
Trudno mi pisać o ks. kan. Franciszku Izdebskim w czasie przeszłym. Znaliśmy się 21 lat, a mimo to ciągle dowiaduję się o nim nowych rzeczy. - Bliscy ks. Franciszka opowiadają, że w rodzinie wszyscy uważali, iż zostanie księdzem. Jako dziecko wklejał do zeszytów święte obrazki i „odprawiał” msze. Na potrzeby dziecięcych liturgii wycinał ornaty z kartonu. Ukończył czteroletnie ognisko muzyczne, grał na akordeonie. Swoimi umiejętnościami służył podczas różnych wieczorków, choinek oraz spotkań imieninowych. Kiedy grał, zawsze miał bardzo poważną minę. Był posłuszny szczególnie swojej mamie; jego bracia podkreślają, że to, co powiedziała mama, było dla ks. Franciszka święte - opowiada ks. prałat Bogdan Sewerynik, obecny proboszcz parafii Rossosz. Poznali się w 1977 r. w Węgrowie. - Odwiedzając go w Różance i w Rossoszu, często widziałem w jego ręku brewiarz i różaniec. Poranny i wieczorny pacierz odmawiał na kolanach. Lubił porządek, był punktualny i obowiązkowy.
Powstaje aleja pamięci bohaterskich dęblinian. Każde z
tworzących ją drzewek będzie symbolizowało rodzinę, która w czasie
II wojny światowej niosła pomoc Żydom.
Celem akcji jest przywrócenie wiedzy na temat tych, którzy nie zawahali się zaryzykować własnego życia w trosce o życie innego człowieka. Pracami nad projektem zajął się dęblinianin i pasjonat historii Tadeusz Opieka, który jest autorem niejednej książkę o okupacji hitlerowskiej w Dęblinie. Tym razem jednak asumptem dla poczynań historyka stała się publikacja nie jego, lecz dęblińskiej nauczycielki Magdaleny Iwaniec. - Napisała książkę „Dęblińscy Sprawiedliwi” dotyczącą osób ratujących Żydów w czasie zagłady - przyznaje T. Opieka. Do lokalnego badacza przyłączyła się dodatkowo grupka wolontariuszy. Razem zamierzają przekształcić drogę wiodącą do bramy głównej cmentarza wojennego „Balonna” w wyjątkową aleję pamięci. Dęblinianin próbuje zrealizować swój pomysł od dwóch lat. Słał w tej sprawie pisma zarówno do premiera, ministerstwa kultury, dziedzictwa narodowego, jak i Instytutu Pamięci Narodowej.
Celem akcji jest przywrócenie wiedzy na temat tych, którzy nie zawahali się zaryzykować własnego życia w trosce o życie innego człowieka. Pracami nad projektem zajął się dęblinianin i pasjonat historii Tadeusz Opieka, który jest autorem niejednej książkę o okupacji hitlerowskiej w Dęblinie. Tym razem jednak asumptem dla poczynań historyka stała się publikacja nie jego, lecz dęblińskiej nauczycielki Magdaleny Iwaniec. - Napisała książkę „Dęblińscy Sprawiedliwi” dotyczącą osób ratujących Żydów w czasie zagłady - przyznaje T. Opieka. Do lokalnego badacza przyłączyła się dodatkowo grupka wolontariuszy. Razem zamierzają przekształcić drogę wiodącą do bramy głównej cmentarza wojennego „Balonna” w wyjątkową aleję pamięci. Dęblinianin próbuje zrealizować swój pomysł od dwóch lat. Słał w tej sprawie pisma zarówno do premiera, ministerstwa kultury, dziedzictwa narodowego, jak i Instytutu Pamięci Narodowej.
Ostatnie dni w polskiej polityce można śmiało określić jako
„pisanie dramatów pod zamówienie”. Wystąpienia polskich polityków w
zagranicznych mediach, z marszałkiem senatu na czele, których to
celem było ni mniej, ni więcej podważanie polskiego stanowiska
negocjacyjnego w sprawie budżetu unijnego, stanowiły elementy
składające się na tworzenie wizji Polski jako kraju potrzebującego
od zaraz interwencji czynnika zagranicznego.
W podobną strategię wpisuje się list części polskich samorządowców, którzy zaproponowali władzom unijnym rozważenie „wariantu norweskiego”, polegającego na omijaniu władz centralnych przy przekazywaniu dotacji unijnych. Tak, jak w przypadku funduszy norweskich, zastosowano kryterium podziału polskich samorządów na te, które przyjęły Samorządową Kartę Rodziny, i te, które ją odrzuciły, tak również i w tym przypadku miałoby obowiązywać kryterium pochodzenia władz z odpowiednich kręgów politycznych polskiej sceny politycznej. Cóż, biada więc tym wyborcom, którzy śmieli powierzyć losy swoich gmin, powiatów i województw ludziom związanym z obecnie rządzącymi.
W podobną strategię wpisuje się list części polskich samorządowców, którzy zaproponowali władzom unijnym rozważenie „wariantu norweskiego”, polegającego na omijaniu władz centralnych przy przekazywaniu dotacji unijnych. Tak, jak w przypadku funduszy norweskich, zastosowano kryterium podziału polskich samorządów na te, które przyjęły Samorządową Kartę Rodziny, i te, które ją odrzuciły, tak również i w tym przypadku miałoby obowiązywać kryterium pochodzenia władz z odpowiednich kręgów politycznych polskiej sceny politycznej. Cóż, biada więc tym wyborcom, którzy śmieli powierzyć losy swoich gmin, powiatów i województw ludziom związanym z obecnie rządzącymi.
„Pora umierać” - zawyrokowała parę dni temu znajoma. I wcale nie
chodziło jej o pandemię, tylko o poznańską manifestację
proaborcyjnych kobiet, które, „natchnione” przedbożonarodzeniowym
czasem, uległy „magii świąt” i wyprowadziły się na ulicę.
A wszystko „w intencji sióstr krzywdzonych przez władzę” i „legalnej, bezpiecznej i dostępnej aborcji w naszym smutnym kraju”. Uzbrojone w kajeciki z tekstami intonowały na melodię znanych kolęd swoje po-żądania. Najważniejszym było, ma się rozumieć, „Aborcję na żądanie ześlij nam panie”, potwierdzone kategorycznym „W bólu rodzic nie będziemy dzieci chorych i niechcianych”. To może dobra pora, żeby przejrzeli na oczy ci, którzy - przyglądając się z boku - dali sobie wmówić, że chodzi tylko o „aborcyjny kompromis”. Stawką jest dużo więcej. Tego więcej - a w zasadzie wszystkiego - chcą ludzie, których postulaty zamykają się w „intelektualnym” „Wypie…lać” i „Je…ać PiS”. A teraz będzie można wykrzyczeć je już nie tylko na ulicy, ale i w strajkowej telewizji.
A wszystko „w intencji sióstr krzywdzonych przez władzę” i „legalnej, bezpiecznej i dostępnej aborcji w naszym smutnym kraju”. Uzbrojone w kajeciki z tekstami intonowały na melodię znanych kolęd swoje po-żądania. Najważniejszym było, ma się rozumieć, „Aborcję na żądanie ześlij nam panie”, potwierdzone kategorycznym „W bólu rodzic nie będziemy dzieci chorych i niechcianych”. To może dobra pora, żeby przejrzeli na oczy ci, którzy - przyglądając się z boku - dali sobie wmówić, że chodzi tylko o „aborcyjny kompromis”. Stawką jest dużo więcej. Tego więcej - a w zasadzie wszystkiego - chcą ludzie, których postulaty zamykają się w „intelektualnym” „Wypie…lać” i „Je…ać PiS”. A teraz będzie można wykrzyczeć je już nie tylko na ulicy, ale i w strajkowej telewizji.