Historia

Wojcieszko – wędrowny pieśniarz

Warto ocalić od zapomnienia postać Wojciecha Iwanowskiego, pochodzącego z Rudki pieśniarza, i jego spuściznę.

Tworzył pieśni, śpiewał - i miał swoją publiczność. Był artystą - podkreśla prof. Jan Adamowski z UMCS. Były dyrektor Instytutu Kulturoznawstwa i kierownik Zakładu Kultury Polskiej Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie prof. dr hab. Jan Adamowski pochodzący z okolic Leśnej Podlaskiej o wędrownym pieśniarzu Wojciechu Iwanowskim zwanym „Wojcieszko” słyszał w dzieciństwie. - Opowiadała o nim jeszcze moja babcia, potem mama. Wojcieszko najmował się u dziadków do pracy przy szyciu kożuchów. Kuśnierstwo było zajęciem trudnym i żmudnym, a praca przeciągała się często do nocy, dlatego pewnie byli zadowoleni, że mają pomocnika i to takiego, który śpiewa, urozmaicając czas - mówi J. Adamowski.

W latach 70 jego mama przyniosła do domu zbiór pieśni spisany ręką pieśniarza, tyle że niekompletny. Składa się on z kartek zszytych za pomocą skrawków cielęcej skóry. Część zawartych w nim pieśni profesor zamieścił w tomiku „Śpiewanejki moje… Najwybitniejsi śpiewacy ludowi Lubelszczyzny i ich repertuar. Cz. I” wydanym w 2003 r. przez Wojewódzki Ośrodek Kultury w Lublinie.

 

Pieśń ujdzie cało

– W. Iwanowski, samouk, poeta, śpiewak, urodził się w najprawdopodobniej w Rudce w powiecie łosickim. W okresie międzywojennym i w czasie II wojny światowej w okolicach Kornicy, Leśnej Podlaskiej żył i działał. Najmował się do doraźnych prac u poszczególnych gospodarzy. Jak mi mówiono, nauczył się pisać poprzez odwzorowywanie kijem na piasku drukowanych liter z książeczki do nabożeństwa. Potwierdzeniem jest rękopis, który ocalał w mojej rodzinie, w którym litera „a” wszędzie zapisana została jak drukowana. Zmarł prawdopodobnie w 1945 r., a pochowany został na cmentarzu w Szpakach – mówi prof. Adamowski. Przyznaje, że nazwisko ludowego artysty przez lata nosił w pamięci, podjął nawet próby odszukania jego śladów, zachęcał innych do takich poszukiwań. – Wiem, że odpisy pieśni W. Iwanowskiego krążyły jeszcze wiele lat po jego śmierci. Spotkałem się z takim odpisem w okolicach Białej Podlaskiej. Wiele pieśni na pewno przetrwało w ludzkiej pamięci – dodaje J. Adamowski.

 

O Genowefie dziewicy

Część tekstów zachowanych w rękopisie stanowi na pewno odwzorowanie znanych powszechnie pieśni pogrzebowych, jak „Jedną garstką ziemi gdy przysypan będę…”, czy maryjnych, np. „Kto Maryję kocha, nich się w Niej raduje”. Uwagę badacza kultury zwraca znajdująca się w spuściźnie W. Iwanowskiego wierszowana legenda o św. Genowefie rozpoczynająca się od słów: „Posłuchajcie, katolicy,// o Genowefie dziewicy, // która wyszła za Zygfryda,// za hrabiego ojciec wydał”. Liczyła ona ponad 270 czterowersowych strof.

– Pieśń stanowi poetycką wersję legendy prozą, bardzo popularnej w tamtych czasach w całej Europie. Nigdy nie znalazłem natomiast tekstu wierszowanego o św. Genowefie – podkreśla kulturoznawca i badacz folkloru. Jak mówi, historia tej świętej jeszcze 100 lat temu była ludziom dobrze znana, czego dowodzi choćby powszechność imienia Genowefa. – Przekazy o męczennikach chrześcijańskich były cenione. Tutaj mamy jeszcze córkę króla, nawróconą, stąd opowieści o niej chętnie słuchano – wyjaśnia J. Adamowski.

 

Kantyczki „żyją”

Dyrektor Gminnego Ośrodka Kultury w Leśnej Podlaskiej Agnieszka Szmurło pytana o W. Iwanowskiego przyznaje, że w rozmowach m.in. z mieszkańcami Bukowic spotkała się z tym nazwiskiem. Niestety dzisiaj nie żyje już nikt, kto mógłby przytoczyć jakiekolwiek wspomnienia o pieśniarzu, który w gospodarstwach w okolicznych wsiach dorywczo pracował, zarabiając w ten sposób na posiłek i dach nad głową, ale też uczestniczył w spotkaniach, rodzinnych uroczystościach itd.

Wojcieszko żyje natomiast w pamięci mieszkańców gminy Kornica. Anna Szpura prowadząca zespół Korniczanie i koło gospodyń wiejskich Korniczanki, właścicielka pracowni KulinArt, pasjonatka lokalnej historii i kultury, słyszała o nim wielokrotnie. Tym bardziej że z „kantyczek”, jak potocznie mówi się tutaj o zbiorkach pieśni religijnych pozostawionych przez Wojciecha Iwanowskiego, korzysta się tutaj do dzisiaj. – Śpiewane są zapisane przez niego pieśni pogrzebowe. Zgodnie ze zwyczajem wykonuje się je w domu zmarłego podczas spotkań modlitewnych przed pogrzebem, jak też w trakcie dziewięciodniowych odpraw już po pochówku – mówi A. Szpura.

 

Po nitce do kłębka

– Przymierzam się do cyklu publikacji zbierającej informację o wybitnych postaciach wywodzących się z ziemi kornickiej, a jest ich niemało – stwierdza A. Szpura, tłumacząc swoje zainteresowanie postacią Wojcieszka. Udało jej się ustalić kluczowe fakty z jego życia.

Iwanowski urodził się w Rudce 27 maja 1866 r. Ochrzczony został w kościele w Górkach. Jego rodzicami byli Mikołaj i Katarzyna. Miał pięcioro rodzeństwa: siostry Anielę i Karolinę oraz braci: Aleksandra, Antoniego, który zmarł młodo, oraz Szymona.

– Wojciech ożenił się z wdową Karoliną Skolimowską ur. w 1878 r., której nazwisko panieńskie to Jednocz. Prosił nawet biskupa o pozwolenie na zawarcie małżeństwa przed upływem roku od śmierci jej męża. Iwanowski zmarł bezpotomnie, natomiast Karolina miała z pierwszego małżeństwa córkę. Jak słyszałam, po zamążpójściu zamieszkała ona w Szpakach. Karolina zmarła w 1946 r., Wojciech – 24 marca 1951 r. Pochowany został na tzw. starym cmentarzu w Kornicy – wyjaśnia A. Szpura.

 

Taka historia

Pani Anna dotarła do Iwanowskich mieszkających w Rudce i Kornicy – to rodziny wnuków Stanisława i Józefa, bratanków Wojcieszka. Okazało się, że opracowali drzewo genealogiczne, przechowują teksty W. Iwanowskiego, jak też artykuły poświęcone pieśniarzowi i publikacje, w których go wspominano. Pisali o nim regionaliści Franciszek Zańko i Eugeniusz Wawryniuk oraz historyk dr Józef Geresz. Łosicki plastyk Romuald Mikoszewski wykonał portret W. Iwanowskiego w technice linorytu – nie zachowało się jednak zdjęcie jego bohatera, które – przypuszczalnie – posłużyło za wzór. Linoryt zamieścił w swojej książce „Z historii wsi Kornica” dr J. Geresz.

Najcenniejsze są, zdaniem A. Szpury, oryginalne teksty, skreślone ręką Wojciecha. Widać, że tworzył, jak poeta, pod wpływem chwili. Często zapisywał zwrotki na jakimś naprędce znalezionym karteluszku. Pokryte są one kleksami, ponieważ używał pióra. – Wcześniej znałam go tylko jako autora pieśni religijnych. Teraz wiem, że tworzył na różne okazje. Część tych jego wierszowanych opowieści jest bardzo wesoła. Pisał np. o wiejskich plotkarach. Niektóre dotyczą konkretnych osób z okolicznych wiosek. Przed sobą mam rymowaną opowieść o śmierci zakonnika z Leśnej Podlaskiej zaczynającą się od słów: „Doszła nam wielka nowina, straciliśmy paulina. Ojca Hieronima na Podlasiu już ni ma”. Co ciekawe, na kartce jest data: 2 kwietnia 1921 r. i dopisek: „na melodię «Witaj, Janie z Bolesława»”. W większości teksty są długie – mają 30, 50 zwrotek – mówi pani Anna.

 

Wolny człowiek, artysta

J. Adamowski zwraca uwagę, że na przełomie w. XIX i XX jedną z form przekazu były tzw. pieśni nowiniarskie; utrwalano w nich m.in. historie o wojnie, zabójstwach, podpaleniach. Innym terminem używanym na określenie tego typu utworów jest pieśń dziadowska. – To pieśni proste, o nieskomplikowanej melodii. Teksty zapisane przez Iwanowskiego mają taką właśnie formę. Są jednocześnie sprawne artystycznie, co świadczy o talencie autora – ocenia z uwagą, że Wojcieszko wyrósł w tradycji snucia opowieści przy pracy. Jego utwory też były wykonywane podczas różnego rodzaju spotkań w rodzinach wiejskich. Twórczość ta jest ważna, ponieważ jako dokument epoki pokazuje różne sytuacje życiowe i postawy.

– Ludowi śpiewacy, chociaż niezamożni, niewykształceni, byli bardzo zdolni. Mieli swoją publikę – słuchano ich i ze względu na ich pieśni ceniono. Dlatego o Wojciechu Iwanowskim warto pamiętać. Moim zdaniem to postać ciekawa: człowiek prosty, bardzo pobożny. Myślę, że to życie, jakie prowadził, było jego wyborem – tacy ludowi artyści często wyłamywali się ze schematu życia, jakie prowadzili ich bliscy. Był wolnym człowiekiem. Artystą – stwierdza prof. Adamowski. – Dobrze byłoby zebrać jak najwięcej spisanych i napisanych przez niego utworów, żeby tę twórczość ocalić – dodaje.

Monika Lipińska

 

fot. wojcieszko

Linoryt Romualda Mikoszewskiego przedstawiający Wojciecha Iwanowskiego.

Monika Lipińska