Rozmaitości
Źródło: PIXABAY
Źródło: PIXABAY

Z tyłu głowy ASF

ASF to temat rzeka. Taka rzeka, która potrafi bez zapowiedzi wystąpić poza swoje koryto... - To już nie świński dołek, ale dół - powtarzają zgodnym głosem rolnicy, którym trudno pogodzić się z tym, że w dużej wsi nie uświadczysz w chlewie choćby prosięcia. - Nasza cierpliwość ciągle wystawiana jest na próbę - dodają hodowcy świń, którzy jeszcze się nie dali.

Ryzyko wystąpienia kolejnych ognisk Afrykańskiego Pomoru Świń (ASF) nie gaśnie. Z końcem lutego br. weszło w życie rozporządzenie ministra rolnictwa w sprawie środków podejmowanych w związku z wystąpieniem ASF dotyczące hodowców trzody chlewnej w całym kraju, chociaż jak dotąd wirus idący od wschodnich granic Polski nie przekroczył linii Wisły. Nigdzie jednak nie spędza rolnikom snu z powiek tak bardzo, jak na swoistym przyczółku na styku wschodnich rubieży Mazowsza, północnej części Lubelszczyzny i na Podlasiu. ASF podzielił Zbuczyn. Dosłownie - ponieważ położona przy DK-2 duża gminna wieś w części została objęta strefą niebieską, w części czerwoną. Granica przebiega m.in. na linii kościoła. Oczywiście fakt, że zarządzający parafią ks. kan. Stanisław Chodźko jako duszpasterz rolników diecezji siedleckiej wielokrotnie stawał w obronie rolników poszkodowanych wskutek ASF, nie gra tutaj żadnej roli.

Ale mieszkając i duszpasterzując właśnie tutaj, proboszcz nie może zamykać oczu na sceny rozgrywające się na podwórkach; na oczach rolników wybijane są zwierzęta, przy których chodzili i które karmili – ich dobytek, żywe stworzenia. Ks. Chodźko nie szczędzi mocnych słów. I nazywa rzeczy po imieniu. – Widok dorosłych mężczyzn płaczących z powodu krzywdy, jakiej doznali, jest po prostu wstrząsający – powiedział w marcu br. w sejmie, dokąd udał się z przedstawicielami hodowców, by walczyć o obiecane im rekompensaty i odszkodowania. – Rolnicy są zastraszani. Wiele inspekcji weterynaryjnych traktuje rolnika jak psa – mówił wówczas.

 

W niebieskiej strefie

Tomasz Sprzączak, producent trzody chlewnej, a zarazem wiceprezes zarządu Zrzeszenia Producentów Trzody Chlewnej Schab-Rol – Zbuczyn mieszka – chciał traf – w strefie niebieskiej. – Ten cały podział to porażka. Za kilogram żywca dostajemy 30-40 groszy mniej niż sąsiedzi z czerwonej strefy – stwierdza na wstępie rozmowy. Bo pieniądze za uczciwą i naprawdę ciężką pracę to sprawa zasadnicza. Dlatego z jednej strony T. Sprzączak nie może pogodzić się z tym, że w momencie uwalniania skupu żywca na terenie, na którym wcześniej wykryto ognisko ASF, jak kilka miesięcy temu było w powiecie parczewskim, hodowcy, aby pozbyć się przerośniętych tuczników, oddają je zakładom mięsnym za bezcen. To upokarzające i bolesne nawet dla tego, kto patrzy na wszystko z boku. Z drugiej strony – jak mówi – krew burzy się na myśl o milionach przeznaczonych na badania przesiewowe, z których nic nie wynika. – Nie słyszałem, żeby tą drogą wykryto zakażenie wirusem. Jedna próbko kosztuje 130 zł. Z punktu widzenia człowieka, który szanuje każdy grosz – to wyrzucanie pieniędzy w błoto – ocenia.

W grupie 30 producentów zrzeszonych w Schab-Rolu jak dotąd poddało się siedmiu. – Dobiły ich niskie ceny skupu. Nie byli w stanie zmierzyć się z kosztem wymogów bioasekuracji w gospodarstwach – kwituje T. Sprzączak. Był też świadkiem niejednego dramatu. – W najgorszej sytuacji jest hodowca, który wziął kredyt, bo stawiał na rozwój. W międzyczasie w jego stadzie wykryto ASF. Świnie trzeba było wybić. Gość nie ma dzisiaj ani jednej świni i nie przysługuje mu żadna rekompensata z tego tytułu. Na otarcie łez uruchomiono kredyty na spłatę wcześniejszych zobowiązań. Jak nie rwać włosów z głowy? – pyta. Zasady wypłaty odszkodowań, o które walczyli na czele z ks. S. Chodźką, prosząc, by nie przekreślać przy tym rolników mających na koncie drobne uchybienia, też nie są jasne. – Pozbawia się odszkodowania hodowcę w momencie wykrycia w oknie jego chlewni niedomkniętej siatki. Tymczasem nie walczy się z głównym nosicielem choroby, jakim jest dzik. W moim odczuciu to absurd! ASF pójdzie dalej – prognozuje pan Tomasz. Pytany o codzienność, mówi szczerze: – Cały czas człowiek ma z tyłu głowy ASF. Mimo że nasze chlewnie są zabezpieczone, nie da się nie myśleć: czy coś się nie zadzieje u mnie? czy świnie nie zaczną zdychać?

 

Kto jest panem na zagrodzie?

Obostrzenia będące następstwem ASF, a dotyczące zasad uboju świń, zniechęcają przede wszystkim tych rolników, którzy na swoje potrzeby hodowali dwie, trzy sztuki. Janina Mościcka z Zalesia w gminie Łuków, jeszcze niedawno pełniąca funkcję sołtysa, nie może pogodzić się z tymi zmianami na wsi. – Na 140 obejść w Zalesiu może znalazłoby się dwóch gospodarzy, u których w zagrodzie stoją świnie. Dzisiaj brać się za hodowlę nie warto. A jeszcze niedawno każdy był u siebie panem. Żył, chodził przy dobytku, utrzymywał rodzinę. Komu to przeszkadzało? – pyta J. Mościcka. I chociaż jej problem w zasadzie nie dotyczy – jest już na emeryturze, a żadne z sześciorga dzieci nie zostało na wsi – to ubolewa nad przyszłością młodych ludzi, którzy z dziada pradziada obrabiają ziemię, kochają swoją pracę, a dzisiaj z powodu pomoru płaczą.

 

Żeby nie było tąpnięcia

Władysław Styczyński, lekarz POZ w Gminnym Ośrodku Zdrowia SP ZOZ w Zbuczynie, dobrze pamięta medialną wrzawę, jaka kilka ładnych lat temu podniosła się w momencie wykrycia wirusa w okolicach Sarnak i Sokołowa Podlaskiego. – Wydawało się: daleko. W końcu przyszło i do nas – kwituje. I dodaje, że w ośrodku zdrowia toczy się wiele rozmów na ten temat. Tak wśród pacjentów czekających przed gabinetem, jak i przy lekarskim biurku. – Obawy, czy w ogólnym zamieszaniu związanym z ASF nie nastąpi tąpnięcie w zdrowiu psychicznym nie są bezzasadne – tłumaczy. – ASF spędza sen z powiek wielu hodowcom, i mniejszym, i większym. Posiadacze dużych stad należą do zrzeszeń czy grup producenckich. Zagadnienia znają od podszewki i spełniają wymogi bioasekuracji. Mają też oparcie w kolegach. A jednak za nimi też krok w krok chodzi lęk. Strata 200 czy 300 tuczników może zaboleć – mówi W. Styczyński. I przyznaje, że zwykła rozmowa może być skuteczniejszą terapią niż tabletki na sen. – Myślę, że rolą lekarza jest w takich momentach pomóc nie podupaść na duchu. Nie demonizować, tylko pozwolić się wygadać – stwierdza.


Walczyć ze stresem

Ruszył pilotażowy program profilaktyktycznego „Stop stres” dla osób narażonych na stres pourazowy związany z Afrykańskim Pomorem Świń.

 

24 września w siedzibie Centrali KRUS w Warszawie Adam Wojciech Sekściński z zarządu Funduszu Składkowego Ubezpieczenia Społecznego Rolników i dr hab. n.med. Lech Panasiuk – dyrektor Instytutu Medycyny Wsi w Lublinie podpisali porozumienie dotyczące realizacji pilotażowego programu „Stop stres” przeznaczonego dla osób narażonych na stres pourazowy będący następstwem ASF.

Adresatami programu są osoby narażone na stres oraz jego skutki, w tym kłopoty w zakresie zdrowia psychicznego będące następstwem sytuacji kryzysowej, jaką jest przeprowadzanie na szeroką skalę zabijania zwierząt w obszarach objętych zagrożeniem chorobą ASF oraz wykluczenie z dalszego użytkowania budynków mogących mieć styczność z wirusem.

Kluczową rolę w programie będzie odgrywał lekarz rodzinny. Ma on dotrzeć do osób, których gospodarstwa dotknięte zostały ASF, dokonać wstępnej oceny stanu ich zdrowia i skierować na konsultacje prowadzone przez zespół specjalistów te osoby, u których stwierdzi objawy z grupy zaburzeń stresowych. Specjaliści skupią się z kolei na przedstawieniu możliwości korzystania z pomocy oraz sposobach przywrócenia zdrowia w wyniku oddziaływań psychiatryczno-psychologicznych oraz terapeutycznych. Pomogą walczyć z zachowaniami antyzdrowotnymi, jak nadmierne spożycie alkoholu, leków nasennych czy substancji psychoaktywnych. Zwrócą uwagę na kształtowanie postaw, zachowań i propagowanie stylów życia korzystnych dla zdrowia psychicznego.

Szczegółowe informacje na temat programu można znaleźć na stronie www.fsusr.gov.pl.

Monika Lipińska