Historia

Z umiłowania wolności

Damska bransoletka z kulą katorżniczą, składany podróżny pistolet czy XIX-wieczna stuła należąca według przekazów do powstańczego generała ks. Stanisława Brzóski…

To tylko przykłady eksponatów, które do końca stycznia można obejrzeć w siedleckim Muzeum Regionalnym im. M. Asłanowicza. Ekspozycja „Powstanie styczniowe 1863-1865” otwarta została podczas Dni Niepodległej organizowanych przez Muzeum Regionalne w listopadzie i doskonale wpisała się w zakończenie obchodów160 rocznicy wielkiego zrywu niepodległościowego Polaków sprzed lat. Przygotowana została ze zbiorów siedleckiego muzeum, Muzeum Zbrojowni na Zamku w Liwie, Muzeum Ziemiaństwa w Dąbrowie oraz ze zbiorów prywatnych, w tym należących do znanego kolekcjonera Marcina Zdrojewskiego.

Jej komisarzem jest dr Kamila Woźnica, kierownik działu archeologiczno-historycznego MR. Wystawa zajmuje tylko jedną z muzealnych sal, ale dotyka najważniejszych wydarzeń związanych z powstaniem styczniowym: genezy zrywu niepodległościowego, jego wybuchu, działań zbrojnych i funkcjonowania tajnego państwa polskiego, upadku i tragicznych skutków powstania. Zwraca też uwagę na problem uwłaszczenia chłopów.

 

W duchu patriotyzmu

Dążenia niepodległościowe Polaków tłumione po upadku powstania listopadowego ponownie zaczęły dochodzić do głosu w 1860 r., po śmierci wdowy po generale Józefie Sowińskim, dowódcy reduty na warszawskiej Woli podczas powstania 1830 r. Jej pogrzeb zamienił się w wielką manifestację patriotyczną, co dało Polakom impuls do jawnego okazywania miłości do ojczyzny. – Manifestacje rozpoczęły się w Warszawie, a następnie rozlały na całe Królestwo Polskie, miały miejsce także m.in. w Siedlcach. Pierwsze odbywały się pokojowo, jednak 25 lutego 1861 r. w Warszawie wojsko carskie zaczęło strzelać do tłumu, w efekcie czego śmierć poniosło pięć osób – przypomina K. Woźnica, wskazując na eksponaty nawiązujące do tego okresu. Fotografie Karola Beyera z podobiznami zabitych były rozpowszechniane jako pamiątka patriotyczna – jedną z nich, na której zdjęcia zamordowanych wpisano w krzyż, obejrzeć można na wystawie. Podobną rolę przypisywano reprodukcjom i fotografiom obrazu Aleksandra Lessera „Pogrzeb pięciu poległych w 1861 r. w Warszawie”, której przykład również umieszczono na ekspozycji. Grafika Grottgera z cyklu „Warszawa 1” przypomina natomiast o formie protestu przeciwko Rosjanom rozganiającym uczestników Mszy św., jaką było zamykanie warszawskich kościołów, a nawet – w duchu solidarności z prześladowanymi – synagog.

 

Żałobne stroje i biżuteria

– Wyrazem protestu była żałoba narodowa, której nikt z góry nie nakazywał. Było dobrze widziane, żeby ubierać się w żałobne ubrania. Bogate kobiety, na co dzień noszące się elegancko i kolorowo, nagle zrezygnowały z drogiej biżuterii i barwnych strojów na rzecz czerni, granatu, szarości – mówi K. Woźnica, wskazując na zamieszczony na ekspozycji portret kobiety w czerni – kolorze, który miał oddawać nastrój całego narodu. – Rosjanie szybko zorientowali się, że nie chodzi o żałobę po bliskiej osobie, tylko o pewnego rodzaju manifestację, i zakazali ubierania się w ten sposób. Noszenie czerni groziło aresztowaniem. Żeby go uniknąć, trzeba było okazać się specjalnym, wystawionym przez urzędnika zezwoleniem na strój żałobny, czego uzasadnieniem była śmierć bliskiej osoby. Żeby zmylić czujność zaborcy, Polki wymyśliły więc białe dodatki, jak kołnierzyk czy chustka. Ale wkrótce zakazano też i tego. Kobiety zmagały się więc z dylematem, co na siebie włożyć: wyjście w stroju żałobnym groziło aresztowaniem przez Rosjan, z kolei założenie stroju kolorowego można było przypłacić np. zniszczeniem przez patriotycznie nastawioną młodzież. Naszyjniki, bransolety czy pierścionki z cennych kruszców panie również odłożyły na bok, zakładając biżuterię żeliwną albo żelazną.

Przyglądając się ozdobom umieszczonym w gablocie, przy jednej z bransoletek można zauważyć doczepiony łańcuszek z wyobrażeniem katorżniczej kuli. Pięć krzyżyków na obrączce obok to symbol pięciu zabitych. – Powtarzającymi się na biżuterii motywami były krzyż, serce i kotwica. Krzyż oznaczał wiarę, serce miłość, kotwica to nadzieja. A ponieważ od stycznia 1863 r. władze powstańcze używały trójpolowej tarczy, na której obok Orła i Pogoni widnieje Archanioł Michał, co odpowiadało trzem narodom walczącym z Rosją: Polsce, Litwie i Rusi, tj. Ukrainie, ten symbol znajdujemy również na portfeliku z tego okresu – dopowiada K. Woźnica.

 

Kosy na sztorc

Zwiedzający wystawę mogą przyjrzeć się także uzbrojeniu powstańców. Obok karabinów i pistoletów były to też tasaki, szable i – oczywiście – przekute na sztorc kosy. – Powstanie wybuchło z 22 na 23 stycznia 1863 r. Przyczyniła się do tego polityka Aleksandra Wielopolskiego, który chciał stłumić dążenia niepodległościowe, wysyłając młodzież do wojska. Zarządził więc brankę. W obawie przed wojskiem, które reprezentowało interesy zaborcy i w którym żołnierze umierali nie tyle wskutek walk, co przez niedożywienie, złe warunki życiowe oraz łatwo rozprzestrzeniające się choroby, młodzi ludzie poszli do lasu. Było to impulsem do wybuchu powstania – opowiada K. Woźnica. Pokazując karabin uzbrojony w bagnet, dodaje, że w walce wręcz ta broń nie miała szans w starciu z kosą … Obok składanego pistoletu podróżnego umieszczono też rewolwer colt navy, ponieważ – jak wyjaśnia historyk – polscy żołnierze nie gardzili żadną bronią. Pewne wyobrażenie o uzbrojeniu „leśnych” i o tym, ile czasu musieli mu poświęcić, dają też szczypce do odcinania nadlewów na kulach karabinowych odlewanych z ołowiu w specjalnych formach.

 

Stuła kapelana?

W gablocie z bronią zamieszczono stułę, która – według ofiarodawcy – należała do ks. S. Brzóski. Jej wierzchnią stronę pokryto haftem krzyżykowym umieszczonym na płóciennym podbiciu. – Historyk sztuki na podstawie sposobu wykonania stuły, rodzaju tkaniny, haftu i użytych nici jest w stanie określić czas jej powstania. Rzeczywiście jest to stuła XIX-wieczna. Być może należała do kapelana i dowódcy najdłużej walczącego powstańczego oddziału, jednak pewności nie mamy – stwierdza K. Woźnica.

Do ks. Brzóski wracamy, przyglądając się zdjęciom powstańców walczących w regionie siedleckim. Wokół najbardziej rozpoznawalnej fotografii ks. Brzóski – z wychudłą twarzą, długimi włosami i ręką na temblaku, wykonanego po uwięzieniu księdza na Pawiaku, narosło wiele legend. – Według jednej z nich do zdjęcia pozował aktor okresu międzywojennego, co jest kompletną nieprawdą. To zdjęcie z albumu, który generalny policmajster warszawski przygotował tuż po powstaniu styczniowym. Rosyjski urzędnik umieścił w nim m.in. zdjęcia powstańców i zesłańców syberyjskich, grafiki bitew. Zdjęcie ks. Brzóski wykonane zostało najprawdopodobniej z rozkazu Rosjan tuż po schwytaniu. Widać, że ksiądz jest bardzo wyniszczony i osłabiony. Z Pawiaka trafił do siedleckiego więzienia, skąd przewieziony został do Sokołowa, gdzie na nim i jego adiutancie Franciszku Wilczyńskim wykonano egzekucję – przypomina K. Woźnica.

 

Powstaniec i malarz

Tematów, które porusza wystawa, jest mnóstwo. To m.in. złożona kwestia uwolnienia od pańszczyzny chłopów i rodzącego się w okresie powstania poczucia przynależności narodowej. Innym ciekawym zagadnieniem jest czynny udział kobiet w powstaniu. Za każdym, nawet na pozór drobnym elementem wystawy stoi jakaś historia albo pytanie. Np. czym był medal za zgniecenie buntu polskiego i komu te odznaczenia przyznawano? Kiedy zrodził się mit powstańca styczniowego i jak nagradzano weteranów? Dlaczego fotograf Adam Gancwol-Ganiewski wystąpił jako statysta na zainscenizowanym zdjęciu obrazującym wywóz powstańców z siedleckiego więzienia?

Bez wątpienia jedną z ciekawszych postaci, które przypomina wystawa, jest Ludomir Benedyktowicz pochodzący ze Świniar koło Mokobód. Tak jak losy ks. S. Brzóski stały się kanwą filmu „Powstaniec 1863”, tak samo inspirująca wydaje się historia człowieka, który w powstaniu stracił obydwie dłonie, a mimo – albo dzięki temu – został wybitnym artystą. Ale o tym więcej na wystawie.

Monika Lipińska