Z(a)męczony Bóg-Człowiek
Wędrował jeszcze przed narodzeniem, kiedy był pod sercem Miriam. Potem uciekał z rodzicami do Egiptu. W młodości chodził do Jerozolimy. Gdy miał około 30 lat, poszedł na pustynię, a potem przez trzy lata był się wędrownym Nauczycielem. Przechodził wtedy przez Galileę, zaglądał do Nazaretu, gościł w Betanii i nauczał w Kafarnaum. Pływał, a nawet chodził po jeziorze. Po zmartwychwstaniu ukazał się uczniom idącym do Emaus.
Dziś skupimy się jednak na innej drodze Jezusa; tej najtrudniejszej, najbardziej bolesnej, innej od pozostałych. Dystans nie był długi. Pałac Piłata od Golgoty dzieliło tylko około 700 m. Dla zdrowego, 33-letniego mężczyzny to niewiele. Taką odległość można pokonać w kilka minut, lecz Jezus był już wtedy tylko strzępem człowieka. Ewangelie o tym nie mówią, ale na pewno od momentu ostatniej wieczerzy nic nie jadł ani nie pił, więc musiał być bardzo głodny i spragniony. Nieustannie był też torturowany i przeganiany z miejsca na miejsce. Ciągle był na nogach. Stał przed Sanhedrynem, przed Piłatem, przed Herodem, w czasie biczowania… Jego ciało pokrywały dziesiątki ran i sińców. Stracił dużo krwi podczas nieludzkiej chłosty. Z pewnością bolały Go wszystkie mięśnie i poraniona głowa. Cierpiał także duchowo. Był Bogiem, ale i Człowiekiem. Czuł tak samo jak my. Nic nie mówił, nie osłaniał się, nie bronił, nie tłumaczył… Przez ostatnie trzy lata rozdawał siebie na prawo i lewo – uzdrawiał, wskrzeszał, karmił chlebem i uwalniał. A teraz sam był chory i głodny, pod eskortą żołnierzy szedł na pewną śmierć.
Cichy Baranek
Przed wyjściem na Golgotę oddali Mu Jego własne ubranie. ...
Agnieszka Wawryniuk