Komentarze
Zdolny do wszystkiego

Zdolny do wszystkiego

O zmarłych podobno tylko dobrze. Ale co o kimś, kto sam o sobie mówił: „Ja jestem złym człowiekiem”? Ludzie dobrego serca, którzy by go nie znali, mogliby o nim powiedzieć albo choćby pomyśleć, że bardzo samokrytyczny jest.

Albo że skromny bardzo. Tym jednak, którzy autora powyższej opinii znają nie tylko z twitterowyh memów ostatnich lat, ale i z jego wcześniejszych dokonań, choćby byli i najlepszego serca, taki osąd nie tylko przez gardło nie przejdzie, ale nawet w głowie nie powstanie. Toteż na pogrzebie autora powyższej opinii, czyli pochowanego w miniony wtorek na warszawskich Powązkach Jerzego Urbana (jak stwierdziła rzeczniczka warszawskiego ratusza - nikt nie mógł mu zabronić pochówku w grobie jego rodziców, w komunalnej części cmentarza), takie słowa nie padły nawet z ust jego przyjaciół. Za to skrzętnie wykorzystali oni okazję do walki politycznej z aktualnie sprawującymi władzę.

Eksprezydent Aleksander Kwaśniewski przywołał w pogrzebowej mowie premiera Morawieckiego, któremu zarzucił m.in. bardziej ostre wypowiedzi niż te, którymi posługiwał się Urban, oraz – w przeciwieństwie do nieboszczyka – brak talentu. Kto krasomówczych popisów Urbana mógł kiedykolwiek doświadczyć, ten wie, że były one po prostu wulgarne; a co do talentu, to trafnie podsumował go jeden z dziennikarzy, którego trudno posądzać o sympatyzowanie z prawą stroną politycznej sceny: „Jerzy Urban – człowiek zdolny. Do wszystkiego”. I tu można by długo, ale przywołajmy tylko kilka spośród jego rozlicznych zdolności: do zarzucania Maksymilianowi Kolbemu antysemityzmu, do mataczenia w śledztwie w sprawie zabójstwa Grzegorza Przemyka, do napastliwych, fałszywych tekstów o Jerzym Popiełuszce, do ordynarnego manipulowania faktami.

Nie bez powodu nazwany Goebbelsem stanu wojennego, rozpoznawalność zdobył Urban jako rzecznik ówczesnego rządu organizujący cotygodniowe propagandowe konferencje prasowe. Nigdy nie tylko nie żałował swojego zaangażowania w pracę dla generała Jaruzelskiego, ale był przekonany, że historia przyznała mu rację. A swoją wielce wątpliwą sławę wykorzystał, zakładając tygodnik „Nie”, dla niepoznaki dookreślany słowem: „satyryczny”. Prymitywnie, kloacznym językiem krytykował głównie Kościół katolicki, był też oskarżony o rozpowszechnianie pornografii. Obrońcy tezy o ponadprzeciętnej inteligencji Urbana podpierają się argumentem, że swoją gazetę wzorował on na francuskim „Charlie Hebdo”. A taki wzorzec, wiadomo, musi nobilitować.

Na miejsce ostatniego spoczynku odprowadziło przedstawiciela komunistycznego reżimu całkiem spore grono przyjaciół. Wypada dopowiedzieć, że obok prezydenta Kwaśniewskiego byli tam m.in. Adam Michnik czy Jan Hartman.

Smutne, ale dziś wiele osób chce postrzegać Urbana jako piewcę wolności słowa. Mało tego – jego ideowa koleżanka Joanna Senyszyn przekonuje, że był to… prawdziwy patriota.

A ja się zastanawiam, czy miłośnicy wolności słowa nie zechcą w te brednie uwierzyć.

Anna Wolańska