Komentarze
49/2018 (1221) 2018-12-05
Przez ostatnie dni karmieni byliśmy doniesieniami na temat „miejsc zapalnych” na mapie świata. Media przekazywały informacje na temat płonącej wręcz stolicy Francji i na równi z tym stawiały walkę Rosji z Ukrainą o Morze Azowskie.

Cokolwiek daleko od naszych granic znajdują się te miejsca, jednakże okazywało się, że ta odległość w myśleniu o niebezpieczeństwie jest dość nikła. Czy rzeczywiście można porównać obie te sytuacje i zestawiać je na równi ze sobą? Na pierwszy rzut oka nie wydaje się to możliwe. A jednak po przyjrzeniu się im odnaleźć można jedną nić wspólną: działanie władzy zgodne z planem własnym bez oglądania się na zdanie podwładnych, przy równoczesnym podkreśleniu przez rządzących, iż czynią to w imię dobra społecznego. Prezydent Francji ostatecznie wycofał się z planów drastycznych podwyżek, gdyż nawet zrównoważenie budżetu nie jest w stanie powstrzymać polityka zachodniego, gdy sondażowe słupki zaczynają pikować w dół. Jednak nawet w przypadku wycofania się ze wcześniejszych planów nie spowodowało refleksji nad metodą rządzenia.
48/2018 (1220) 2018-11-28
Ostatnie dwa tygodnie naznaczone były przejmowaniem władzy w samorządach przez nowych włodarzy (tam, gdzie taka zmiana nastąpiła) i potwierdzaniem dotychczasowego trendu (tam, gdzie władza poprzednia się utrzymała).

Były zaprzysiężenia, ślubowania, konferencje prasowe i inne tego typu eventy, a niejednokrotnie zostały one poprzedzone bądź zakończone Mszą św. (chyba tylko w Gdańsku zorganizowano nabożeństwo ekumeniczne z udziałem nawet imama). W Warszawie, gdzie władza przechodziła z ojca na syna, a raczej z matki na syna, Mszę św. w kościele wizytek celebrował sam kard. Kazimierz Nycz. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyż jest on ordynariuszem diecezji, na której terenie znajduje się ratusz warszawski. Problem pojawił się wówczas, gdy hierarcha postanowił przemówić. Słowa kardynała były istnym panegirykiem nad poczynaniami ustępującej prezydent stolicy. Żeby nie być gołosłownym, przytoczę mały cytat: „Myślę, że stać nas na takie szersze spojrzenie, które pozwoli sprawiedliwie, prawdziwie i serdecznie popatrzeć na lata minione. Tylko człowiek, który widzi dalej, potrafi ocenić to, co się dokonuje czasem dzięki życiu i pracy jednego człowieka, który potrafi już tu na ziemi budować Królestwo Boże, do czego zostaje powołany. Dziękujemy Panu Bogu za lata prezydentury Hanny Gronkiewicz Waltz”.
47/2018 (1219) 2018-11-21
Czego nigdy i pod żadnym pozorem dziennikarz lub komentator życia społecznego nie powie swoim odbiorcom? Że są nierozumni (czytaj - głupi).

Spoglądając na rozliczne teksty przez ostatnie kilkadziesiąt lat krążące w sieci internetowej lub zapełniające łamy prasowe i fale eteru, nie sposób nie zauważyć, iż przed takim określeniem odbiorców własnych informacji broni się każda redakcja. A że myśli zupełnie inaczej, to widać po sposobach przekazu i rozlicznych manipulacjach, nawet jeśli chodzi o czysty interes handlowy, a nie o ideową robotę. Przyjęcie za dogmat zasady, że lud (demos) jest całkowitym i jedynym gwarantem prawdziwości oraz słuszności podejmowanych decyzji politycznych, przeniosło się na całość naszego życia społecznego, czego wyrazem jest uznawanie za miarodajne jedynie sondażowych informacji, bez żadnego odniesienia nie tylko do faktów, ale przede wszystkim do logiki.
46/2018 (1218) 2018-11-14
Nie przebierałem w słowach, gdy dowiedziałem się na kilka dni przed świętem 100 rocznicy odzyskania niepodległości przez nasz kraj, że działacze tzw. opozycji postanowili zniszczyć uroczysty dzień wszystkich Polaków.

Działania zarówno prezydent Warszawy, jak i prezydenta Wrocławia wykazywały początkowo zwykłą złośliwość wobec obchodów stulecia powrotu Polski na mapy świata. Potem pojawiła się myśl, że jest to tylko nieudolna próba wyeksponowania Igrzysk Wolności, które działaczka Platformy, wybrana na prezydent miasta, organizowała ze swoją partią i jej przystawkami w Łodzi. Dopiero pojawienie się Donalda Tuska i jego wypowiedzi w mojej pamięci obudziły pewne wspomnienia, całkiem niedawne. Warto przypomnieć sobie wydarzenia z grudnia 2016 r. W opozycję wstąpiła wówczas nadzieja na możliwość przedterminowych wyborów, gdyby parlament nie uchwalił budżetu w konstytucyjnym terminie. Jeśli sięgniemy pamięcią wstecz, łatwo odszukamy w pamięci tamte wydarzenia.
45/2018 (1217) 2018-11-07
W tych dniach słowo „niepodległość” będzie odmieniane przez wszystkie przypadki. Nic w tym dziwnego, bo w świecie naznaczonym nieustannym PR-em wszelaki sposób zdobycia punktów w popularności publicznej jest pożądany.

Od lewa do prawa i z góry w dół wypychać będziemy sobie usta niepodległością, która wybuchła w listopadowe dni 1918 r. Gwar rozbrzmiewający wokół tej rocznicy, wielkie i puszyste słowa, okrzyki gniewu i uwielbienia, swary jak najbardziej pospolite i codzienne potrafią jednak dość dokładnie zabić właściwą refleksję. A mianowicie proste pytanie: czym jest niepodległość? Na pierwszy rzut oka pytanie cokolwiek trywialne. Każdy z nas dzisiaj powiedziałby, iż niepodległość oznacza posiadanie własnego kraju, państwowości, z którą się identyfikuje, mającego możność samostanowienia, tzn. ustanawiania praw, którymi się rządzi, bez konieczności zewnętrznej względem niego innej władzy. W gruncie rzeczy odpowiedź ta sprowadza się do prostej konstatacji, iż niepodległość jest zakresem wolności w ramach własnych państwowych granic. Tylko czy jest to definicja adekwatna?
44/2018 (1216) 2018-10-31
Czasu, w którym się żyje, nie można wybrać. Po prostu żyjemy w takim, a nie innym momencie historii i basta. Marzenia o tym, że gdyby przyszło nam egzystować w innym czasie, w innych warunkach, pomiędzy innymi ludźmi i w innym momencie dziejów, są tylko żałosnym oszukiwaniem siebie, że wówczas życie nasze byłoby całkiem inne.

Moment, w którym dane nam jest żyć, nie może być również traktowany jako wyrok Boski lub czysty przypadek. Determinizm czy indeterminizm w tym przypadku nie odgrywają zbyt wielkiej roli. Inną natomiast sprawą jest to, co z istnieniem w takim a nie innym momencie dziejów zrobimy. Człowiek, mając do dyspozycji siły własnej natury oraz to, co otrzymał w spadku cywilizacyjnym od przeszłych pokoleń, może i powinien kształtować swój los. Aby jednak móc przekształcać zastaną rzeczywistość, trzeba wpierw rozpoznać czas dany nam jako nasze miejsce życia. Racjonalny namysł nad rzeczywistością i tym, co w niej się dzieje, stanowi jedyny możliwy punkt wyjścia dla przekształcających rzeczywistość działań. Niestety, zbyt często z tego właśnie rezygnujemy, pogrążając się całkowicie w płynącym strumieniu zdarzeń i wypadków.
43/2018 (1215) 2018-10-24
Opadł kurz bitewny, a z nim maski, nadzieje i kalkulacje. Tak najkrócej można opisać stan po niedzielnych wyborach samorządowych.

Opis ten pasuje jak ulał do prawie wszystkich ugrupowań i partii, jakie stanęły w szranki niedzielnej elekcji. Co prawda w niektórych samorządach szał bitewny jeszcze potrwa do niedzieli po Wszystkich Świętych (mam nadzieję, że nie będę musiał doświadczać kampanii wyborczej na cmentarzach), lecz ogólny stan postkampanijny został ustalony. Oczywiście już kilka sekund po ogłoszeniu wyborczych kalkulacji sondażowych zaczęto podejmować się analiz stanu gry politycznej, ale jeszcze przez kilka ładnych dni, jeśli nie tygodni, będziemy karmieni wynurzeniami publicystów i komentatorów, zarówno tych, którzy mają coś do powiedzenia, jak i tych, którym do chwały „bycia znawcą tematu” wystarcza skopiowanie fragmentów artykułów z mediów ogólnopolskich lub portali internetowych. Osobiście nie pretenduję do miana „eksperta wyborczego”, a to z dwóch powodów: po pierwsze brak mi czasu na dogłębne i przenikliwe analizy, z drugiej zaś strony stwierdzić należy, iż ktoś w Polsce bierze grube pieniądze, by tę funkcję pełnić.
42/2018 (1214) 2018-10-17
Truizmem jest stwierdzenie, iż dzisiejszy świat krąży wokół słów. Człowiek i jego wartość oceniania nie opierają się na podstawie czynów, ale wypowiedzianych wyrazów.

Walka polityczna stanowi pole słownych potyczek. Nawet w łonie Kościoła wypowiadane słowa zaczynają zastępować realny świat. Nie byłoby w tym nic dziwnego, ponieważ od zarania dziejów to właśnie ludzkie słowa i budowane na nich porozumienie pomiędzy ludźmi stanowiły realną podstawę do wszelakich działań politycznych, społecznych czy ekonomicznych. Nie byłoby więc nic dziwnego, gdyby nie fakt, że dzisiaj nie mamy do czynienia z dialogiem czy rozmową, ile raczej z memlaniem lub bełkotem. Przy czym nie idzie o braki w wykształceniu gramatycznym pozwalającym w miarę spójnie łączyć poszczególne wyrazy, ile raczej o logikę i rzetelność w wypowiadaniu swoich poglądów czy ocenianiu innych. Kampania wyborcza jest doskonałą egzemplifikacją powyższego stwierdzenia. Ale nie tylko.
41/2018 (1213) 2018-10-10
Stosowanie odpowiedzialności zbiorowej nie jest niczym nowym w historii świata. Wszak w czasie prowadzenia jakichkolwiek działań zbrojnych od niepamiętnych czasów, w celu ochrony tyłów postępującej armii lub też w celu oczyszczenia terenów zajętych, by przygotować je pod kolonizację, zwycięska armia wycinała w pień całe wioski i miasta.
40/2018 (1212) 2018-10-03
Wyobraźcie sobie Państwo sytuację, w której jakiś polski aktor- celebryta, stojąc naprzeciwko weteranów np. II wojny światowej, zdobywców Berlina lub czegoś podobnego, zadaje im pytanie: czy nie wstydzicie się, że zabijaliście niemieckie dzieci?

Lub inna sytuacja: stojąc przy niemieckim samolocie i mając za plecami obóz koncentracyjny, oskarża polskie podziemie wojenne o zbrodnie przeciw ludzkości, bo wykonywali wyroki na niemieckim okupancie. Absurd, powiedzą niektórzy. Nie, to nie idiotyzm. Podobnym schematem posługiwała się gwiazda Hollywood Jane Fonda wobec amerykańskich weteranów w burzliwych latach 60 i 70. Jak wynika z dzisiejszej wypowiedzi aktorki, nie wstydzi się swojego zachowania w tamtych czasach, bo nosiły one znamiona artystycznej wypowiedzi i tzw. autentycznego zaangażowania „po jasnej stronie mocy”. Spoglądając na dzisiejszą polską scenę polityczną, a szczególnie na „szczenięta Aurory”, które na internetowych forach i w czasie demonstracji w realu nie mają żadnych zahamowań, odnoszę wrażenie, iż nic się nie zmieniło od czasów rewolucji 68. Kształtowany wówczas typ człowieka przetrwał i ma się całkiem dobrze, jeśli nie uznać, że dokonał się w nim pewien „rozwój”.