Tradycji stało się zadość. Jak zawsze w obliczu tragicznych
wydarzeń rodzą się jakby na kamieniu wszelkiej maści prorocy, znawcy
tematu, specjaliści od teologii i geopolityki razem wzięci, piewcy
czarnej lub świetlanej przyszłości, wizjonerzy i wróżbici.
Posługują się emocjonalnymi argumentami naprędce skleconymi z elementów przeszłości, kawałków współczesności i marzeń o przyszłym. Zawsze mają rację i są przekonani o własnej mądrości. Jeden refren powtarza się w ich tekstach i przemowach: my wiemy najlepiej, co było i co będzie. Zadawanie im pytań jest cokolwiek płonnym zajęciem, gdyż nie można uzyskać odpowiedzi od przekonanych o własnej doskonałości. Zaś wskazywanie płynności ich poglądów i zmienianie ich pod wpływem takich czy innych doniesień i publikacji medialnych, których kopiowanie wręcz uwielbiają, jest komiczną i tragiczną wręcz procedurą.
Posługują się emocjonalnymi argumentami naprędce skleconymi z elementów przeszłości, kawałków współczesności i marzeń o przyszłym. Zawsze mają rację i są przekonani o własnej mądrości. Jeden refren powtarza się w ich tekstach i przemowach: my wiemy najlepiej, co było i co będzie. Zadawanie im pytań jest cokolwiek płonnym zajęciem, gdyż nie można uzyskać odpowiedzi od przekonanych o własnej doskonałości. Zaś wskazywanie płynności ich poglądów i zmienianie ich pod wpływem takich czy innych doniesień i publikacji medialnych, których kopiowanie wręcz uwielbiają, jest komiczną i tragiczną wręcz procedurą.