Zimny ten tegoroczny maj, aż boli. Ledwie słońce wyjdzie, a już się zapada. Na wycieczkę się rowerową ze szwagrostwem Staśkami jednak w niedzielę, znalazłszy trochę słońca, wybraliśmy. Tak o! Nie wiadomo gdzie, przed siebie. Po drogach i bezdrożach.
Komentarze
Każdy dzień ma swoją magię. Niektórzy wiążą to z domniemanym układem gwiazd, chcąc za pomocą horoskopów ustanawiać dzieje ludzkości. Inni doszukują się w datach jakiejś stałości, która pozwala na odgadywanie stałych i niezmiennych praw dziejowych.
„On nic się nie nauczy, bo pokory mu brak”. Te słowa wypowiada w ostatnim odcinku serialu „Ranczo” gospodyni do swego proboszcza. Niby nic odkrywczego, „oczywista oczywistość” – a jednak jest to stwierdzenie głębokie, czego nie omieszkał podkreślić nawet serialowy proboszcz.
Majowy weekend kojarzy się w naszej pamięci raczej z 2 świętami: Świętem Pracy oraz Świętem Konstytucji 3 Maja. Wierzący potrafią jeszcze wskazać na uroczystość NMP Królowej Polski. W sondażowych wynikach wspomina się jeszcze o przygotowaniu do matur, zwiększonej ilości samochodów na drogach i związanej z tym liczbie wypadków, o wyjazdach rekreacyjnych do kurortów itd.
Z czym mi się kojarzy 1 maja 2004 r.? Po pierwsze - z wielką balangą na całe osiedle, jaką urządzili sobie moi już byli sąsiedzi, i bezradnością policjantów, którzy nie potrafili dostać się do ich mieszkania. Po drugie - z wejściem Polski do UE. Po trzecie...
Niespecjalnie zajmuję się śledzeniem seriali telewizyjnych, ponieważ uznaję za stratę czasu zajmowanie się dziejami Złotopolskich, Lubaczów albo innych rodzin. Nie widzę też zbytniego sensu w liczeniu kolejnych odcinków „Mody na sukces” czy szpitalnej sagi z Leśnej Góry.
Dowcipny białostocki samorządowiec na jednej z sesji rady miejskiej zaproponował utworzenie w Białymstoku muzeum bimbrownictwa. Podobno z przekory. Ale, jakby wbrew jego intencji, pomysł chwycił. I społeczeństwo, i magistrat zareagowały pozytywnie. Swoje wsparcie zadeklarował też dyrektor Muzeum Wsi Białostockiej.
Po raz kolejny na tapecie wszystkich mediów zagościła polska edukacja. Może jest to jakiś sposób na to, aby sprawy polskich nauczycieli i uczniów nie odchodziły do przysłowiowego lamusa.
Często powtarzanym powiedzeniem jest twierdzenie, że nie lubi się zbytnio chamstwa i góralskiej muzyki. O ile nie rozumiem do końca zastrzeżeń odnośnie do mieszkańców Podhala, zgrabnie wycinających swoiste dźwięki na strunach gęśli, o tyle podzielam opinię o nieznośnym charakterze braku kultury.
Traktat Lizboński to jednak dla nas, Polaków, musi być ważna sprawa. Tak ważna, że aż niepojęta. Wśród zapytanych przed jego ratyfikacją polityków, o co tak naprawdę w tym zapisie chodzi i jak zmieni się sytuacja Polski po jego ratyfikacji, ze świecą szukać, kto by merytorycznie odpowiedział.