Drogi Czytelniku, szanse na to, że w Polsce zabije cię
koronawirus, póki co są bliskie zeru.
Szybciej - czego oczywiście ani sobie, ani nikomu innemu nie życzę - potrąci nas na przejściu dla pieszych rozpędzony samochód (za kierownicą, którego zasiada współczesny szofer z telefonem przy uchu), dopadnie zawał, wylew, nowotwór, udar albo zupełnie coś innego, co spowoduje, że bez żadnego piśnięcia będziemy musieli dołączyć do grona ludzi niezastąpionych, których i tak pełne są już cmentarne kwatery na całym globie. Śmierć (a jak dodawał jeden z ojców założycieli Stanów Zjednoczonych - Benjamin Franklin, także i podatki) są jedynymi pewnymi rzeczami na tym świecie. O ile jednak od płacenia podatków niektórym udaje się jakoś uciec, o tyle umrą wszyscy, co do jednego. Śmierć jest chyba najbardziej demokratyczną instytucją ze wszystkich dotychczas znanych ludzkości, bowiem wcześniej czy później tak samo upomni się o prezydenta, premiera, szefa partii, aktora, gwiazdę telewizyjną, murarza, inteligenta, biedaka, bogacza, kierowcę z telefonem przy głowie, a także i mnie, nieudolnego pismaka.
Szybciej - czego oczywiście ani sobie, ani nikomu innemu nie życzę - potrąci nas na przejściu dla pieszych rozpędzony samochód (za kierownicą, którego zasiada współczesny szofer z telefonem przy uchu), dopadnie zawał, wylew, nowotwór, udar albo zupełnie coś innego, co spowoduje, że bez żadnego piśnięcia będziemy musieli dołączyć do grona ludzi niezastąpionych, których i tak pełne są już cmentarne kwatery na całym globie. Śmierć (a jak dodawał jeden z ojców założycieli Stanów Zjednoczonych - Benjamin Franklin, także i podatki) są jedynymi pewnymi rzeczami na tym świecie. O ile jednak od płacenia podatków niektórym udaje się jakoś uciec, o tyle umrą wszyscy, co do jednego. Śmierć jest chyba najbardziej demokratyczną instytucją ze wszystkich dotychczas znanych ludzkości, bowiem wcześniej czy później tak samo upomni się o prezydenta, premiera, szefa partii, aktora, gwiazdę telewizyjną, murarza, inteligenta, biedaka, bogacza, kierowcę z telefonem przy głowie, a także i mnie, nieudolnego pismaka.