Ponad 830 tys. zł unijnego dofinansowania trafiło właśnie do budżetu
gminy. Pieniądze zostaną przeznaczone na budowę Leśnego Zespołu
Rekreacyjno-Edukacyjnego „Amonit” w Klimkach.
Fotografia wykonana przez Monikę Wiraszkę zdobyła pierwsze miejsce
oraz nagrodę burmistrza i przewodniczącego rady miejskiej w konkursie
pn. „Dęblińskie zdjęcie roku 2018”.
Mówię do niego „mistrzu”. On zakłopotany tym określeniem
odpowiada, że jest tylko rzeźbiarzem ludowym. Krzysztof Osak -
artysta, członek Stowarzyszenia Twórców Ludowych, stypendysta
ministra kultury i dziedzictwa narodowego w dziedzinie „twórczość
ludowa”.
Gdy patrzy się na rzeźby Krzysztofa, uwagę zwraca przede wszystkim precyzja wykonania i dbałość o szczegóły. Każde pociągnięcie dłutem jest przemyślane i zasadne, nadając kawałkowi drewna swoiste życie. Krzysztof jest więc trochę takim współczesnym Pigmalionem. Jeśli rzeźba przedstawia sowę, to można policzyć niemal każde jej pióro i wręcz poczuć wzrok ptaszyska. Jeśli natomiast oglądamy ostatnią wieczerzę - to poza drobiazgowym oddaniem każdej postaci, odbiorca odczyta nastrój tajemnicy tego wydarzenia. Z kolei króla Władysława Jagiełłę K. Osak wyposażył nie tylko w insygnia władzy i akt lokacyjny miasta, ale także dał jego twarzy emocje. Perfekcyjny w każdym calu, co potwierdza żona Agnieszka. Tłumaczy, że Krzysztof rzadko bywa zadowolony z efektu swojej pracy, choć u odbiorców znajduje wielkie uznanie. Trochę nieśmiały, woli pracować niż o sobie mówić.
Gdy patrzy się na rzeźby Krzysztofa, uwagę zwraca przede wszystkim precyzja wykonania i dbałość o szczegóły. Każde pociągnięcie dłutem jest przemyślane i zasadne, nadając kawałkowi drewna swoiste życie. Krzysztof jest więc trochę takim współczesnym Pigmalionem. Jeśli rzeźba przedstawia sowę, to można policzyć niemal każde jej pióro i wręcz poczuć wzrok ptaszyska. Jeśli natomiast oglądamy ostatnią wieczerzę - to poza drobiazgowym oddaniem każdej postaci, odbiorca odczyta nastrój tajemnicy tego wydarzenia. Z kolei króla Władysława Jagiełłę K. Osak wyposażył nie tylko w insygnia władzy i akt lokacyjny miasta, ale także dał jego twarzy emocje. Perfekcyjny w każdym calu, co potwierdza żona Agnieszka. Tłumaczy, że Krzysztof rzadko bywa zadowolony z efektu swojej pracy, choć u odbiorców znajduje wielkie uznanie. Trochę nieśmiały, woli pracować niż o sobie mówić.
Policyjny mundur był dla niego dumą i zobowiązaniem. W latach
niemieckiego terroru ocalił życie dziesiątek mieszkańców Ryk.
Uczniowie Zespołu Szkół w Sobieszynie-Brzozowej przywrócili pamięć
o Wacławie Kundziczu.
Martyna Markiewicz, Natalia Wawer i Aleksandra Matraszek wzięły udział w ogólnopolskim projekcie „Policjanci w służbie historii”. Z pomocą nauczyciela Wojciecha Niedziółki postanowiły przybliżyć lokalnej społeczności postać granatowego policjanta - bohatera II wojny światowej. Pomocne w zbadaniu jego losów okazały się warsztaty zorganizowane przez lubelski oddział Instytutu Pamięci Narodowej, Komendę Wojewódzką Policji w Lublinie, wsparcie krewnych bohatera i pasjonatów historii. W efekcie powstał trzyminutowy film, którego premierę można było obejrzeć w siedzibie powiatowej policji w Rykach. Wacław Kundzicz urodził się 29 maja 1899 r. w Michałowie, nieopodal Białegostoku. Jego rodzicami byli Jan i Maria. Choć na ich temat niewiele wiadomo, to zdaniem potomków można mieć pewność, że Wacław już w domu chłonął patriotyczne wzorce. To prawdopodobnie wychowanie sprawiło, że jako ochotnik zgłosił się do nowo tworzonego Wojska Polskiego.
Martyna Markiewicz, Natalia Wawer i Aleksandra Matraszek wzięły udział w ogólnopolskim projekcie „Policjanci w służbie historii”. Z pomocą nauczyciela Wojciecha Niedziółki postanowiły przybliżyć lokalnej społeczności postać granatowego policjanta - bohatera II wojny światowej. Pomocne w zbadaniu jego losów okazały się warsztaty zorganizowane przez lubelski oddział Instytutu Pamięci Narodowej, Komendę Wojewódzką Policji w Lublinie, wsparcie krewnych bohatera i pasjonatów historii. W efekcie powstał trzyminutowy film, którego premierę można było obejrzeć w siedzibie powiatowej policji w Rykach. Wacław Kundzicz urodził się 29 maja 1899 r. w Michałowie, nieopodal Białegostoku. Jego rodzicami byli Jan i Maria. Choć na ich temat niewiele wiadomo, to zdaniem potomków można mieć pewność, że Wacław już w domu chłonął patriotyczne wzorce. To prawdopodobnie wychowanie sprawiło, że jako ochotnik zgłosił się do nowo tworzonego Wojska Polskiego.
Tzw. salon grozi już nie tylko oponentom politycznym, ale
również Kościołowi. Pomruki są coraz głośniejsze. Nienawiść - coraz
konkretniej się materializuje. A to już nawiązanie do najgorszych
praktyk z naszej tragicznej historii.
Kilka dni temu Tomasz Lis w tweecie zapowiadającym najnowszy numer tygodnika „Newsweek” napisał: „W TVN24 debata o tym, czy Kościół wspiera naszą demokrację. Odpowiadam na to w najnowszym Newsweeku. Kościół zerwał umowę z demokratycznym państwem prawa. Był jego największym beneficjentem, a stanął po stronie jego niszczycieli. Kontrakt zerwany. Nadchodzi rachunek!”. Nie pierwsza to groźba, która wychodzi ze środowisk tzw. salonu. Grożenie palcem przyjmuje postać groźnych pomruków (albo też wymachiwania zaciśniętą pięścią) zazwyczaj w okresie kampanii wyborczych, także wtedy, gdy Kościół po raz kolejny zajmuje jasne stanowisko wobec proponowanych rozwiązań niszczących tradycję, rodzinę, porządek społeczny. Nie wiadomo, co autor wpisu miał na myśli, sugerując zerwanie przez Kościół „umowy z demokratycznym państwem prawa” ani jak uzasadnić tezę, iż był jego „największym beneficjentem”. W jakim sensie? Kościół rządzi się autonomicznym prawem, zaś jego rolę w polskim porządku prawnym precyzują Konstytucja RP i konkordat.
Kilka dni temu Tomasz Lis w tweecie zapowiadającym najnowszy numer tygodnika „Newsweek” napisał: „W TVN24 debata o tym, czy Kościół wspiera naszą demokrację. Odpowiadam na to w najnowszym Newsweeku. Kościół zerwał umowę z demokratycznym państwem prawa. Był jego największym beneficjentem, a stanął po stronie jego niszczycieli. Kontrakt zerwany. Nadchodzi rachunek!”. Nie pierwsza to groźba, która wychodzi ze środowisk tzw. salonu. Grożenie palcem przyjmuje postać groźnych pomruków (albo też wymachiwania zaciśniętą pięścią) zazwyczaj w okresie kampanii wyborczych, także wtedy, gdy Kościół po raz kolejny zajmuje jasne stanowisko wobec proponowanych rozwiązań niszczących tradycję, rodzinę, porządek społeczny. Nie wiadomo, co autor wpisu miał na myśli, sugerując zerwanie przez Kościół „umowy z demokratycznym państwem prawa” ani jak uzasadnić tezę, iż był jego „największym beneficjentem”. W jakim sensie? Kościół rządzi się autonomicznym prawem, zaś jego rolę w polskim porządku prawnym precyzują Konstytucja RP i konkordat.
Być może żyję dzięki komuś, kto - w chwili, gdy moja mama
otwierała drzwi gabinetu lekarskiego z zamiarem, by mnie zabić -
prosił w mojej intencji. Jedno wiem na pewno: ta modlitwa jest
niezwykła i porusza serce Boga - mówi o Duchowej Adopcji Dziecka
Poczętego ks. Maciej Bagdziński.
Dziś popularyzator tej inicjatywy, bo - jak podkreśla - dla Stwórcy każde dziecko jest cenne, ponieważ powierzono mu indywidualną misję do spełnienia na ziemi: życiowe powołanie. Na świadectwo Zofii Bagdzińskiej trafiłam wiele lat temu. To jedna z tych historii, które nie dają o sobie zapomnieć. Wydarzyła się w czasach, kiedy aborcja była wręcz powszechną usługą dostępną na życzenie w każdym szpitalu… „Będąc młodą matką rocznej Uli, dowiedziałam się, że znów zaszłam w ciążę. Praca kelnerki nie pozwalała mi dobrze zająć się jednym dzieckiem. Złe warunki materialne sprawiły, że za namową sąsiadek zdecydowałam się usunąć ciążę. Poszłam do ginekologa. W Szczecinie aborcji dokonywał wojskowy lekarz. Zbadał mnie i zdecydowanym głosem powiedział: „Nie usunę tej ciąży!”. Nie mogłam pojąć dlaczego. Odkryłam w tym interwencję Boga. Nie wróciłam do domu, ale poszłam do kościoła oo. jezuitów. Szlochając, przeszłam głęboką duchową przemianę. Oddałam Matce Najświętszej to nienarodzone dziecię. Uwierzyłam, że Ona najlepiej zna trudy ziemskiego macierzyństwa.
Dziś popularyzator tej inicjatywy, bo - jak podkreśla - dla Stwórcy każde dziecko jest cenne, ponieważ powierzono mu indywidualną misję do spełnienia na ziemi: życiowe powołanie. Na świadectwo Zofii Bagdzińskiej trafiłam wiele lat temu. To jedna z tych historii, które nie dają o sobie zapomnieć. Wydarzyła się w czasach, kiedy aborcja była wręcz powszechną usługą dostępną na życzenie w każdym szpitalu… „Będąc młodą matką rocznej Uli, dowiedziałam się, że znów zaszłam w ciążę. Praca kelnerki nie pozwalała mi dobrze zająć się jednym dzieckiem. Złe warunki materialne sprawiły, że za namową sąsiadek zdecydowałam się usunąć ciążę. Poszłam do ginekologa. W Szczecinie aborcji dokonywał wojskowy lekarz. Zbadał mnie i zdecydowanym głosem powiedział: „Nie usunę tej ciąży!”. Nie mogłam pojąć dlaczego. Odkryłam w tym interwencję Boga. Nie wróciłam do domu, ale poszłam do kościoła oo. jezuitów. Szlochając, przeszłam głęboką duchową przemianę. Oddałam Matce Najświętszej to nienarodzone dziecię. Uwierzyłam, że Ona najlepiej zna trudy ziemskiego macierzyństwa.
Pracownicy oświaty głośno mówią o swoich obawach i planują
strajk. Czy do niego dojdzie, przekonamy się już wkrótce.
Wyniki referendum, jakie jest prowadzone w skali całego kraju, poznamy zapewne pod koniec marca. Strajk nauczycieli, czyli całkowite odstąpienie od pracy, miałby rozpocząć się 8 kwietnia i trwać do odwołania. Jeśli nie doszłoby do porozumienia na linii pracownicy oświaty - rząd, może on zbiec się z egzaminami gimnazjalnymi (10-12 kwietnia), ósmoklasistów (15-17 kwietnia) czy maturalnymi (od 6 maja). Pytanie, na jakie odpowiadają biorący w referendum pracownicy oświaty, brzmi: „Czy wobec niespełnienia żądania dotyczącego podwyższenia wynagrodzeń zasadniczych nauczycieli, wychowawców, innych pracowników pedagogicznych i pracowników niebędących nauczycielami o 1000 zł z wyrównaniem od 1 stycznia 2019 r., jesteś za przeprowadzeniem w szkole strajku począwszy od 8 kwietnia br.?”.
Wyniki referendum, jakie jest prowadzone w skali całego kraju, poznamy zapewne pod koniec marca. Strajk nauczycieli, czyli całkowite odstąpienie od pracy, miałby rozpocząć się 8 kwietnia i trwać do odwołania. Jeśli nie doszłoby do porozumienia na linii pracownicy oświaty - rząd, może on zbiec się z egzaminami gimnazjalnymi (10-12 kwietnia), ósmoklasistów (15-17 kwietnia) czy maturalnymi (od 6 maja). Pytanie, na jakie odpowiadają biorący w referendum pracownicy oświaty, brzmi: „Czy wobec niespełnienia żądania dotyczącego podwyższenia wynagrodzeń zasadniczych nauczycieli, wychowawców, innych pracowników pedagogicznych i pracowników niebędących nauczycielami o 1000 zł z wyrównaniem od 1 stycznia 2019 r., jesteś za przeprowadzeniem w szkole strajku począwszy od 8 kwietnia br.?”.
W przyszłym roku w gminie Tuczna powstanie spółdzielnia
socjalna. Przedsiębiorstwo będzie świadczyło usługi mechaniczne i
cateringowe.
Pomysłodawcą przedsięwzięcia jest wójt gminy Zygmunt Litwiniuk. W rozmowie wspomina, że o utworzeniu spółdzielni w Tucznej myślał od kilku lat. - Zapoznałem się z regulacjami i stwierdziłem, że byłoby to dla nas bardzo dobre rozwiązanie. Brakowało nam tylko środków na uruchomienie takiej inicjatywy. Spółdzielnia miałaby profil mechaniczny i cateringowy. Mamy odpowiednich ludzi, ale nie posiadaliśmy funduszy na wyposażenie obu przedsiębiorstw. Oglądałem podobne spółdzielnie w Józefowie (w woj. lubelskim), zorganizowane przez miejscowego burmistrza - mówi wójt gminy Tuczna. Środki udało się pozyskać z Programu Rewitalizacji Obszarów Wiejskich. Samorząd otrzymał na ten cel 1,2 mln zł. Siedzibą przedsiębiorstwa być baza po dawnej spółdzielni kółek rolniczych. - Obiekt został przejęty przez gminę kilkanaście lat temu, częściowo za nieuregulowane należności podatkowe. Do tej pory służył do garażowania gminnego sprzętu, m.in. koparki - dodaje włodarz.
Pomysłodawcą przedsięwzięcia jest wójt gminy Zygmunt Litwiniuk. W rozmowie wspomina, że o utworzeniu spółdzielni w Tucznej myślał od kilku lat. - Zapoznałem się z regulacjami i stwierdziłem, że byłoby to dla nas bardzo dobre rozwiązanie. Brakowało nam tylko środków na uruchomienie takiej inicjatywy. Spółdzielnia miałaby profil mechaniczny i cateringowy. Mamy odpowiednich ludzi, ale nie posiadaliśmy funduszy na wyposażenie obu przedsiębiorstw. Oglądałem podobne spółdzielnie w Józefowie (w woj. lubelskim), zorganizowane przez miejscowego burmistrza - mówi wójt gminy Tuczna. Środki udało się pozyskać z Programu Rewitalizacji Obszarów Wiejskich. Samorząd otrzymał na ten cel 1,2 mln zł. Siedzibą przedsiębiorstwa być baza po dawnej spółdzielni kółek rolniczych. - Obiekt został przejęty przez gminę kilkanaście lat temu, częściowo za nieuregulowane należności podatkowe. Do tej pory służył do garażowania gminnego sprzętu, m.in. koparki - dodaje włodarz.
Jaskra jest - po zaćmie - drugą najczęstszą przyczyną utraty
wzroku na świecie. Uważana jest za znacznie groźniejszą od zaćmy,
ponieważ utrata wzroku w przebiegu jaskry jest nieodwracalna.
W Polsce choroba ta dotyka ok. 800 tys. osób. Niestety, tylko połowa z nich zostaje zdiagnozowana. W 90% przypadków jaskra przebiega bez żadnych objawów. Dlatego tak ważne są badania profilaktyczne, a wczesna diagnoza może pomóc ocalić wzrok. - Jaskra to grupa chorób oczu, które prowadzą do uszkodzenia nerwu wzrokowego, czyli nerwu przekazującego informacje do mózgu, dzięki czemu widzimy - tłumaczy dr n. med. Anna Maria Ambroziak, specjalista chorób oczu. - Nieleczona prowadzi do ubytków w polu widzenia, a w konsekwencji do nieodwracalnej ślepoty - wyjaśnia, dodając, że - niestety - panuje ogólne przekonanie, iż jaskra dotyka tylko osób starszych. - W grupie podwyższonego ryzyka znajdują się osoby po 35 r.ż., szczególnie te, u których w rodzinach występuje jaskra (np. u rodziców bądź dziadków), mające kłopoty z ciśnieniem tętniczym (u młodych osób czynnikiem ryzyka jest niskie ciśnienie tętnicze, u osób starszych zaś z zaburzoną autoregulacją wysokie).
W Polsce choroba ta dotyka ok. 800 tys. osób. Niestety, tylko połowa z nich zostaje zdiagnozowana. W 90% przypadków jaskra przebiega bez żadnych objawów. Dlatego tak ważne są badania profilaktyczne, a wczesna diagnoza może pomóc ocalić wzrok. - Jaskra to grupa chorób oczu, które prowadzą do uszkodzenia nerwu wzrokowego, czyli nerwu przekazującego informacje do mózgu, dzięki czemu widzimy - tłumaczy dr n. med. Anna Maria Ambroziak, specjalista chorób oczu. - Nieleczona prowadzi do ubytków w polu widzenia, a w konsekwencji do nieodwracalnej ślepoty - wyjaśnia, dodając, że - niestety - panuje ogólne przekonanie, iż jaskra dotyka tylko osób starszych. - W grupie podwyższonego ryzyka znajdują się osoby po 35 r.ż., szczególnie te, u których w rodzinach występuje jaskra (np. u rodziców bądź dziadków), mające kłopoty z ciśnieniem tętniczym (u młodych osób czynnikiem ryzyka jest niskie ciśnienie tętnicze, u osób starszych zaś z zaburzoną autoregulacją wysokie).