25 września w kościele oo. kapucynów w Orchówku rusza nowenna przed
uroczystością św. Franciszka. Wspomnienie założyciela zakonu
franciszkanów przypada 4 października.
Aktualności
Rozmowa z dr. hab. Dariuszem Magierem, profesorem w Instytucie
Historii Uniwersytetu Przyrodniczo-Humanistycznego w Siedlcach.
W Archiwum Państwowym w Siedlcach można oglądać wystawę pt. „Rok 1920 w regionie siedleckim”, której jest Pan autorem. Jak 100 lat temu wyglądało życie w mieście i okolicach? Rok 1920, czyli jeden z trzech, które składają się na okres wojny polsko-bolszewickiej, był dla Siedlec oraz okolicznych miasteczek i wsi najbardziej brzemienny w skutki. Wiązało się to z tym, że w wyniku ofensywy sowieckiej region siedlecki znalazł się w bezpośrednim zagrożeniu, a potem również pod kilkudniową bolszewicką okupacją. Zatem w pierwszej połowie roku mamy jeszcze do czynienia ze względnie normalnym trybem życia mieszkańców. Oczywiście toczy się wojna z Rosją Sowiecką o przetrwanie nowo odzyskanego państwa. Jej oznaki są bardzo widoczne.
W Archiwum Państwowym w Siedlcach można oglądać wystawę pt. „Rok 1920 w regionie siedleckim”, której jest Pan autorem. Jak 100 lat temu wyglądało życie w mieście i okolicach? Rok 1920, czyli jeden z trzech, które składają się na okres wojny polsko-bolszewickiej, był dla Siedlec oraz okolicznych miasteczek i wsi najbardziej brzemienny w skutki. Wiązało się to z tym, że w wyniku ofensywy sowieckiej region siedlecki znalazł się w bezpośrednim zagrożeniu, a potem również pod kilkudniową bolszewicką okupacją. Zatem w pierwszej połowie roku mamy jeszcze do czynienia ze względnie normalnym trybem życia mieszkańców. Oczywiście toczy się wojna z Rosją Sowiecką o przetrwanie nowo odzyskanego państwa. Jej oznaki są bardzo widoczne.
W ramach Krucjaty Różańcowej za Ojczyznę w najbliższą niedzielę, 27
września, odbędzie się kolejny 47 Pokutny Marsz Różańcowy ulicami
Siedlec.
Od 18 do 20 września trwało muzyczne święto - Hosanna Festival.
Przez trzy dni na chwałę Boga śpiewali zarówno profesjonalni
muzycy,
jak i ci, którzy dopiero rozpoczynają przygodę z muzyką
chrześcijańską.
Tradycyjnie wydarzenie rozpoczęło się wieczorem uwielbienia. W Eucharystii, której przewodniczył o. Błażej Mielcarek, sprawowanej 18 września w kściele św. Teresy, wzięli udział uczestnicy i sympatycy XXVII Ogólnopolskiego Festiwalu Muzyki Chrześcijańskiej oraz młodzież przygotowująca się do sakramentu bierzmowania. Wieczór uwielbienia poprowadziła młodzież z Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży parafii św. Teresy. W sobotę 19 września w Centrum Kultury i Sztuki odbył się przegląd konkursowy. Każdy z uczestników zaprezentował po dwa utwory. Do koncertu laureatów zakwalifikowali się: Owoc uKORZENIA, Monika Giergiel, iGramy z Pokusą, Anna Maliszewska i Gabriela Pliszka-Kraska, Holy S. oraz Nieboskłonni. Chóry, duety i wykonania solowe z profesjonalnym akompaniamentem - tak prezentowali się uczestnicy festiwalu - zespoły z całej Polski grające muzykę z pozytywnym przekazem. Śpiewali utwory liryczne, spokojne, ale nie zabrakło też żywych, gospelowych brzmień. Było różnorodnie, ciekawie, a przede wszystkim na najwyższym poziomie. Po występach konkursowych odbył się koncert zespołu Luxtorpeda grającego szeroko pojętą muzykę rockową. Zespół powstał w 2010 r. z inicjatywy gitarzysty i wokalisty Roberta Friedricha.
Tradycyjnie wydarzenie rozpoczęło się wieczorem uwielbienia. W Eucharystii, której przewodniczył o. Błażej Mielcarek, sprawowanej 18 września w kściele św. Teresy, wzięli udział uczestnicy i sympatycy XXVII Ogólnopolskiego Festiwalu Muzyki Chrześcijańskiej oraz młodzież przygotowująca się do sakramentu bierzmowania. Wieczór uwielbienia poprowadziła młodzież z Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży parafii św. Teresy. W sobotę 19 września w Centrum Kultury i Sztuki odbył się przegląd konkursowy. Każdy z uczestników zaprezentował po dwa utwory. Do koncertu laureatów zakwalifikowali się: Owoc uKORZENIA, Monika Giergiel, iGramy z Pokusą, Anna Maliszewska i Gabriela Pliszka-Kraska, Holy S. oraz Nieboskłonni. Chóry, duety i wykonania solowe z profesjonalnym akompaniamentem - tak prezentowali się uczestnicy festiwalu - zespoły z całej Polski grające muzykę z pozytywnym przekazem. Śpiewali utwory liryczne, spokojne, ale nie zabrakło też żywych, gospelowych brzmień. Było różnorodnie, ciekawie, a przede wszystkim na najwyższym poziomie. Po występach konkursowych odbył się koncert zespołu Luxtorpeda grającego szeroko pojętą muzykę rockową. Zespół powstał w 2010 r. z inicjatywy gitarzysty i wokalisty Roberta Friedricha.
W dniach od 13 do 17 września odbyły się rekolekcje dla księży
prowadzone w dynamice lectio divina. Ćwiczeniom duchowym przewodził
ks. Rafał Pietruczuk, wykładowca Pisma Świętego oraz moderator
Dzieła Biblijnego w naszej diecezji.
Uczestnicy rekolekcji mogli odkryć, że lectio divina jest czymś więcej niż jedną z metod medytacji nad Pismem Świętym. Jest raczej stylem życia. Papież Benedykt XVI, wielki promotor lectio divina, tłumaczy, że „polega ona na długim obcowaniu z tekstem biblijnym, wielokrotnym czytaniu go, niejako «przeżuwaniu», jak mówią Ojcowie, by wycisnąć z niego, jeśli można tak powiedzieć, wszystek «sok», aby stał się pożywką dla medytacji i kontemplacji i niczym limfa przenikał konkretne życie” (Rozważanie przed modlitwą Anioł Pański, 6 listopada 2005). Posługując się dynamiką lectio divina, rekolektanci pochylali się nad fragmentami Pisma Świętego, opisującymi historie powołania trzech wielkich postaci biblijnych: Abrahama, Mojżesza i św. Pawła. Program każdego dnia był zogniskowany wokół czterech podstawowych kroków: lectio, meditatio, oratioi contemplatio.
Uczestnicy rekolekcji mogli odkryć, że lectio divina jest czymś więcej niż jedną z metod medytacji nad Pismem Świętym. Jest raczej stylem życia. Papież Benedykt XVI, wielki promotor lectio divina, tłumaczy, że „polega ona na długim obcowaniu z tekstem biblijnym, wielokrotnym czytaniu go, niejako «przeżuwaniu», jak mówią Ojcowie, by wycisnąć z niego, jeśli można tak powiedzieć, wszystek «sok», aby stał się pożywką dla medytacji i kontemplacji i niczym limfa przenikał konkretne życie” (Rozważanie przed modlitwą Anioł Pański, 6 listopada 2005). Posługując się dynamiką lectio divina, rekolektanci pochylali się nad fragmentami Pisma Świętego, opisującymi historie powołania trzech wielkich postaci biblijnych: Abrahama, Mojżesza i św. Pawła. Program każdego dnia był zogniskowany wokół czterech podstawowych kroków: lectio, meditatio, oratioi contemplatio.
Długie godziny spędzone nad dokumentami i rozmowy ze świadkami
przeszłości przyniosły efekt. 2 września światło dzienne ujrzała
monografia Tadeusza Opieki „Konspiracja i ruch oporu na lotnisku w
Dęblinie 1939-1944”.
Najnowsza książka mieszkającego w Mieście Orląt pisarza nieprzypadkowo miała swoją premierę na początku września. To właśnie w tym czasie 81 lat temu dęblińskie lotnisko przeżyło pierwsze bombardowanie podczas II wojny światowej. Z racji na temat publikacji wielbiciele historii zgromadzili się w hangarze Muzeum Sił Powietrznych. Placówka wyłożyła także pieniądze na wydanie książki. Na 230 stronach czytelnicy mogą poznać dzieje lotniska oraz życie codzienne żołnierzy i pracowników. Zasadniczo autor skupił się na okresie od momentu wybuchu wojny, poprzez tworzenie się środowisk konspiracyjnych, po wkroczenie wojsk Armii Czerwonej i żołnierzy 1 Dywizji Kościuszkowskiej. Ale przytoczył także kilka faktów, jakie miały miejsce przed samym wybuchem wojny, a także związanych z odrodzeniem Szkoły Orląt po 1945 r. Publikacja powstawała przez kilka lat. Aby zgromadzić materiał, T. Opieka spędził setki godzin na przeglądaniu dokumentów Instytutu Pamięci Narodowej. W swoim posiadaniu ma tysiące kserokopii akt.
Najnowsza książka mieszkającego w Mieście Orląt pisarza nieprzypadkowo miała swoją premierę na początku września. To właśnie w tym czasie 81 lat temu dęblińskie lotnisko przeżyło pierwsze bombardowanie podczas II wojny światowej. Z racji na temat publikacji wielbiciele historii zgromadzili się w hangarze Muzeum Sił Powietrznych. Placówka wyłożyła także pieniądze na wydanie książki. Na 230 stronach czytelnicy mogą poznać dzieje lotniska oraz życie codzienne żołnierzy i pracowników. Zasadniczo autor skupił się na okresie od momentu wybuchu wojny, poprzez tworzenie się środowisk konspiracyjnych, po wkroczenie wojsk Armii Czerwonej i żołnierzy 1 Dywizji Kościuszkowskiej. Ale przytoczył także kilka faktów, jakie miały miejsce przed samym wybuchem wojny, a także związanych z odrodzeniem Szkoły Orląt po 1945 r. Publikacja powstawała przez kilka lat. Aby zgromadzić materiał, T. Opieka spędził setki godzin na przeglądaniu dokumentów Instytutu Pamięci Narodowej. W swoim posiadaniu ma tysiące kserokopii akt.
Bialskie obchody Dnia Sybiraka upłynęły pod znakiem modlitwy i
wspomnień. Pamięć o tych, którzy trafili na nieludzką ziemię jest
tu
ciągle bardzo żywa.
Uroczystości rozpoczęły się od Mszy św. w kościele Narodzenia NMP. Eucharystii przewodniczył ks. dziekan Marian Daniluk, homilię wygłosił ks. prałat Mieczysław Lipniacki, kapelan bialskich Sybiraków. Duchowy opiekun zesłańców przypominał, że przez długi czas nie wolno było o nich mówić. Na szczęście wielu z nich spisało swoje wspomnienia i dziś możemy je czytać. Kapelan opowiadał o spotkaniach z Sybirakami. Wspominał, jak jedna z kobiet mówiła ze łzami w oczach: Przed beznadzieją, załamaniem i bólem broniła nas modlitwa. Pamiętam, że najczęściej śpiewaliśmy pieśń Matko Najświętsza.... Ks. prałat podkreślał, że zesłańcy po powrocie do Polski nie mogli mówić o tym, czego doświadczyli na Syberii. - Wśród ludzi, którzy pomagali powracającym zesłańcom był sługa Boży ks. bp Ignacy Świrski. Biskup przyjmował kapłanów, wracających z wygnania. W tym gronie był m.in. ks. Jan Żuk.
Uroczystości rozpoczęły się od Mszy św. w kościele Narodzenia NMP. Eucharystii przewodniczył ks. dziekan Marian Daniluk, homilię wygłosił ks. prałat Mieczysław Lipniacki, kapelan bialskich Sybiraków. Duchowy opiekun zesłańców przypominał, że przez długi czas nie wolno było o nich mówić. Na szczęście wielu z nich spisało swoje wspomnienia i dziś możemy je czytać. Kapelan opowiadał o spotkaniach z Sybirakami. Wspominał, jak jedna z kobiet mówiła ze łzami w oczach: Przed beznadzieją, załamaniem i bólem broniła nas modlitwa. Pamiętam, że najczęściej śpiewaliśmy pieśń Matko Najświętsza.... Ks. prałat podkreślał, że zesłańcy po powrocie do Polski nie mogli mówić o tym, czego doświadczyli na Syberii. - Wśród ludzi, którzy pomagali powracającym zesłańcom był sługa Boży ks. bp Ignacy Świrski. Biskup przyjmował kapłanów, wracających z wygnania. W tym gronie był m.in. ks. Jan Żuk.
Nie jestem pewien, czy to sprawa geniuszu politycznego, czy też
po prostu wypadek przy pracy, ale jedno jest pewne: niezależnie od
preferowanej opcji politycznej ponownie dzisiaj w naszej ojczyźnie
wszyscy tańczą do muzyki skomponowanej przez Jarosława Kaczyńskiego.
Zamieszanie wokół przesilenia w koalicji rządzącej znajduje się na pierwszych stronach gazet, paskach informacyjnych stacji telewizyjnych oraz we wszystkich „politycznych” rozmowach Polaków. Zasada: „Nieważne jak, byle głośno o nas” zdaje się wygrywać nawet ze zdrowym rozsądkiem. We wszystkich bowiem społeczeństwach zasada stagnacji sceny politycznej wydaje się najbardziej pożądaną i to nie przez polityków, ale przez samą społeczność. Po prostu każdy woli znane, choć może mało akceptowane reguły gry społecznej od zmienności i płynności w każdej sytuacji. Widać to było chociażby w przypadku Polski po stanie wojennym. Gros społeczeństwa, choć miała w tyle głowy marzenia o wolności, to jednak kojarzyła ją nie z wolnościami politycznymi, lecz z zachodnim dobrobytem. Dlatego wolało kombinować gospodarczo, a wychodzenie na ulicę zostawiało nielicznym. Fakt, że ideały wolnościowe przetrwały, zawdzięczamy tylko i wyłącznie tragicznym wydarzeniom, jak chociażby śmierć bł. ks. Jerzego Popiełuszki, a nie wyrobieniu świadomości politycznej czy też marzeniom milionów Polaków.
Zamieszanie wokół przesilenia w koalicji rządzącej znajduje się na pierwszych stronach gazet, paskach informacyjnych stacji telewizyjnych oraz we wszystkich „politycznych” rozmowach Polaków. Zasada: „Nieważne jak, byle głośno o nas” zdaje się wygrywać nawet ze zdrowym rozsądkiem. We wszystkich bowiem społeczeństwach zasada stagnacji sceny politycznej wydaje się najbardziej pożądaną i to nie przez polityków, ale przez samą społeczność. Po prostu każdy woli znane, choć może mało akceptowane reguły gry społecznej od zmienności i płynności w każdej sytuacji. Widać to było chociażby w przypadku Polski po stanie wojennym. Gros społeczeństwa, choć miała w tyle głowy marzenia o wolności, to jednak kojarzyła ją nie z wolnościami politycznymi, lecz z zachodnim dobrobytem. Dlatego wolało kombinować gospodarczo, a wychodzenie na ulicę zostawiało nielicznym. Fakt, że ideały wolnościowe przetrwały, zawdzięczamy tylko i wyłącznie tragicznym wydarzeniom, jak chociażby śmierć bł. ks. Jerzego Popiełuszki, a nie wyrobieniu świadomości politycznej czy też marzeniom milionów Polaków.
W niedzielne popołudnie najlepszy z mężów znów postanowił
nawiedzić krainę swojego dzieciństwa. Jako że kocha zarówno szmer
drzew liściastych, jak i skrzypienie iglaków, zahaczył o las.
A tam wrzosy prezentują swoje kobierce, ptaszki-świergolaszki do ucha się wkradają, grzyby się same popod nogi ścielą. I taki tam był raj, że ani najlepszy spostrzegł, jak słońce się przed nim ukryło. „Już mrok zapada, nigdzie drogi ni kurhanu” - pomyślał za poetą. I w tej samej chwili uświadomił sobie, że jednak jakaś droga niedaleko jest, a i kurhan, owszem, może by się znalazł. Rozejrzał się po lesie. Tak, to niedaleko stąd zatopił się w bagnie kościółek. Przynajmniej wszyscy tak mówią. Teraz stoi tam krzyż. Już miał się najlepszy do wspomnianej drogi kierować, kiedy usłyszał rozdzierający krzyk. A w zasadzie krzyk-nie-krzyk. Nie rozpoznasz, przez kogo wydawany. Ma rację ten, kto pomyślał, że pierwszym odruchem najlepszego była chęć ucieczki. Ale - po pierwsze, nie wiadomo, gdzie w takiej sytuacji uciekać, a po drugie: tak utytłałby zarówno męski honor, jak i męską odwagę. Co zatem wojownikowi pozostało?
A tam wrzosy prezentują swoje kobierce, ptaszki-świergolaszki do ucha się wkradają, grzyby się same popod nogi ścielą. I taki tam był raj, że ani najlepszy spostrzegł, jak słońce się przed nim ukryło. „Już mrok zapada, nigdzie drogi ni kurhanu” - pomyślał za poetą. I w tej samej chwili uświadomił sobie, że jednak jakaś droga niedaleko jest, a i kurhan, owszem, może by się znalazł. Rozejrzał się po lesie. Tak, to niedaleko stąd zatopił się w bagnie kościółek. Przynajmniej wszyscy tak mówią. Teraz stoi tam krzyż. Już miał się najlepszy do wspomnianej drogi kierować, kiedy usłyszał rozdzierający krzyk. A w zasadzie krzyk-nie-krzyk. Nie rozpoznasz, przez kogo wydawany. Ma rację ten, kto pomyślał, że pierwszym odruchem najlepszego była chęć ucieczki. Ale - po pierwsze, nie wiadomo, gdzie w takiej sytuacji uciekać, a po drugie: tak utytłałby zarówno męski honor, jak i męską odwagę. Co zatem wojownikowi pozostało?
„Osobiście spotkałem się z pacjentami, przeprowadziłem wywiady
oraz zebrałem dokumentację medyczną. Czy świadkowie życia po
śmierci
mówią prawdę?” - zastanawia się ks. Wiktor Szponar, autor książki
„Życie po śmierci”.
Dzięki badaniom prenatalnym sporo już wiemy o życiu przed narodzinami. To, co dzieje się z człowiekiem po śmierci, ciągle owiane jest tajemnicą. A może… Co pamiętają ludzie, którzy przeszli przez doświadczenie śmierci klinicznej? Rozległe złamanie kości podstawy czaszki i kości pokrywy czaszki, obrzęk prawej półkuli mózgu, drobny krwiak przymózgowy, ogniska krwotocznych wybroczyn w płacie czołowym, złamana miednica i ramię - brzmiała szpitalna diagnoza. Halina Kobiela życia po śmierci - jak to określa, „równolegle obecnego” świata - doświadczyła po wypadku. Na niebezpiecznym skrzyżowaniu samochód, który prowadziła, zderzył się z innym. Ostatni obraz, jaki pamięta sprzed zderzenia, to pędzące z dużą szybkością i uderzające w nią auto. Kolejny - to cała okolica miejsca wypadku, ale widziana już z góry. Tego, co zobaczyła, Halina Kobiela nie potrafi opisać słowami. Pamięta jednak, że wszystko było niesamowicie wyraźne, bardzo jasne - przy czym padające światło w żaden sposób nie oślepiało - a percepcja rzeczywistości i umiejętność zapamiętania informacji bardzo wysokie.
Dzięki badaniom prenatalnym sporo już wiemy o życiu przed narodzinami. To, co dzieje się z człowiekiem po śmierci, ciągle owiane jest tajemnicą. A może… Co pamiętają ludzie, którzy przeszli przez doświadczenie śmierci klinicznej? Rozległe złamanie kości podstawy czaszki i kości pokrywy czaszki, obrzęk prawej półkuli mózgu, drobny krwiak przymózgowy, ogniska krwotocznych wybroczyn w płacie czołowym, złamana miednica i ramię - brzmiała szpitalna diagnoza. Halina Kobiela życia po śmierci - jak to określa, „równolegle obecnego” świata - doświadczyła po wypadku. Na niebezpiecznym skrzyżowaniu samochód, który prowadziła, zderzył się z innym. Ostatni obraz, jaki pamięta sprzed zderzenia, to pędzące z dużą szybkością i uderzające w nią auto. Kolejny - to cała okolica miejsca wypadku, ale widziana już z góry. Tego, co zobaczyła, Halina Kobiela nie potrafi opisać słowami. Pamięta jednak, że wszystko było niesamowicie wyraźne, bardzo jasne - przy czym padające światło w żaden sposób nie oślepiało - a percepcja rzeczywistości i umiejętność zapamiętania informacji bardzo wysokie.