Spsiała nam rzeczywistość. Zubożała. Śmieciowe jedzenie,
śmieciowa elita, śmieciowy język. Nikt nie jest święty, każdemu
kiedyś wypsnęło się to i owo. Problem w tym, że dziś bluzgi trafiły
na salony. I stanowią normalny sposób komunikacji.
Kto miał okazję uczestniczyć w dobrym kursie językowym, ten wie, że nie może na nim zabraknąć lekcji, której zazwyczaj nie ma w oficjalnym programie. Rzecz w tym, że praktycznie każda nacja posiada w swoim zasobie leksykalnym przekleństwa, wulgaryzmy. Chodzi o to, aby nie uśmiechać się jak łysy do grzebienia, gdy ktoś nam „zasadza” bluzgi, a my w tym czasie gorączkowo będziemy zastanawiali się, dlaczego owych barwnych zbitek sylab nie było w ugrzecznionych podręcznikowych czytankach. Albo żeby uniknąć sytuacji, której osobiście doświadczyłem swego czasu, przedstawiając się rodowitym Włochom, z uśmiechem (i dumą) tłumacząc, że studiuję na KUL. W swojej naiwności (jak też przy ówczesnej marnej znajomości mowy Dantego) nie wiedziałem, dlaczego oczy moich rozmówców powiększają się ze zdziwienia. Dopiero ktoś litościwy wyjaśnił, że „culo” znaczy „dupa”. Cóż, podróże kształcą.
Kto miał okazję uczestniczyć w dobrym kursie językowym, ten wie, że nie może na nim zabraknąć lekcji, której zazwyczaj nie ma w oficjalnym programie. Rzecz w tym, że praktycznie każda nacja posiada w swoim zasobie leksykalnym przekleństwa, wulgaryzmy. Chodzi o to, aby nie uśmiechać się jak łysy do grzebienia, gdy ktoś nam „zasadza” bluzgi, a my w tym czasie gorączkowo będziemy zastanawiali się, dlaczego owych barwnych zbitek sylab nie było w ugrzecznionych podręcznikowych czytankach. Albo żeby uniknąć sytuacji, której osobiście doświadczyłem swego czasu, przedstawiając się rodowitym Włochom, z uśmiechem (i dumą) tłumacząc, że studiuję na KUL. W swojej naiwności (jak też przy ówczesnej marnej znajomości mowy Dantego) nie wiedziałem, dlaczego oczy moich rozmówców powiększają się ze zdziwienia. Dopiero ktoś litościwy wyjaśnił, że „culo” znaczy „dupa”. Cóż, podróże kształcą.