Region
45/2018 (1217) 2018-11-07
28 października w centrum Wisznic odsłonięto kamień z tablicą upamiętniającą 30 Polaków rozstrzelanych przez hitlerowców. Była to największa egzekucja na terenie gminy.

Do zbiorowego mordu doszło 2 marca 1944 r. w samym środku miejscowości, przy domu Józefa Czyża. - Wśród zabitych nie było mieszkańców Wisznic. Wszyscy pochodzili z powiatu bialskiego. Większość mieszkała w pobliskim Opolu, Kalince i Piszczacu. Aż 29 pomordowanych udało mi się zidentyfikować z imienia i nazwiska. Wśród nich byli zarówno katolicy obrządku rzymskiego, jak i prawosławni. Ustaliłem, że w gronie rozstrzelanych znaleźli się m.in. członek Szarych Szeregów i żołnierz Wojska Polskiego. Ta egzekucja miała być odwetem za popieranie ruchu oporu i zarazem przestrogą dla mieszkańców. Wszystkich rozstrzelanych pochowano na tzw. Glinkach. To teren przy dzisiejszym wisznickim liceum. Kilka miesięcy później dokonano ekshumacji. Po cztery ciała nikt się nie zgłosił, reszta zabitych spoczęła w rodzinnych grobowcach - opowiada historyk dr Tadeusz Doroszuk, podkreślając, że egzekucja była odpowiedzią na spalenie urzędu gminy w Opolu. Okupanci oskarżyli o to Polaków, potem okazało się, iż stali za tym sowieccy partyzanci.
45/2018 (1217) 2018-11-07
Znane są już wszystkie nazwiska włodarzy miast i gmin, którzy będą sprawowali władzę przez najbliższą, pięcioletnią kadencję. W niedzielę 4 listopada do urn poszli mieszkańcy tych miejscowości, w których wyborów nie udało się rozstrzygnąć w pierwszej turze.

Nowym prezydentem Siedlec będzie Andrzej Sitnik. W drugiej turze wyborów kandydat stowarzyszenia Bezpartyjne Siedlce pokonał Karola Tchórzewskiego z Prawa i Sprawiedliwości, uzyskując 56,02% (17014) głosów. Na swojej stronie na facebooku K. Tchórzewski pogratulował zwycięzcy. Kandydat PiS podziękował wszystkim, którzy oddali na niego swój głos. „Pragnę podkreślić, że 44% to bardzo wysokie poparcie. To 13357 osób, które poparły program Karola Tchórzewskiego dla Siedlec i głosowały „za”, a nie „przeciw”. Od wyniku wyborczego ważniejsze jest, że powstał bardzo ważny program i jest ogromna grupa ludzi, która chce Siedlec przyszłości i spokojnego rozwoju miasta. Z mojej strony zapewniam, że radni opozycji będą wspierać, ale i rozliczać z pracy dla Siedlec nowego prezydenta” - napisał kandydat PiS. Z kolei A. Sitnik, komentując wyniki wyborów, stwierdził, że to „wspólny sukces mieszkańców”. - Jestem pełen optymizmu, że razem zmienimy Siedlce na lepsze, a kierunki, które określimy do realizacji w naszym mieście, to będą nasze wspólne decyzje - przyznał prezydent elekt.
45/2018 (1217) 2018-11-07
„Posłaniec św. Teresy” - wydawana w cyklu miesięcznym gazetka parafii św. Teresy od Dzieciątka Jezus w Siedlcach - świętuje 20 rocznicę istnienia! Jubileusz stał się okazją do wspomnień oraz podziękowań ludziom, którzy na przestrzeni dwóch minionych dziesięcioleci dbali o rozwój pisma łączącego informację z formacją.

Na czele zespołu redakcyjnego od 11 lat stoi Elżbieta Ługowska. Pytana o okoliczności zaangażowania się we współtworzenie „Posłańca”, nawiązuje do wyjazdu pielgrzymkowego do Rzymu w 2000 r. - Osobiście był to dla mnie bardzo trudny rok - wspomina, wskazując na szereg okoliczności stojących na przeszkodzie wyjazdowi. Obawy - co podkreśla - pozwoliły jej jednak przezwyciężyć usłyszane podczas pielgrzymki słowa Pisma Świętego o Bogu zatroskanym o lilie polne i ptaki na niebie. - Mimo że byłam w Kościele, wtedy po raz pierwszy tak naprawdę zrozumiałam Ewangelię - wyznaje z zaznaczeniem, iż zaufanie Bożej opatrzności stało się momentem jej osobistego nawrócenia. Relacja z owocnego wyjazdu była też pierwszym artykułem E. Ługowskiej zamieszczonym na łamach gazety parafialnej. - Pismo istniało już od dwóch lat, a jego opiekunem był uczestniczący w naszej pielgrzymce o. Mariusz Legieżyński OMI. W drodze powrotnej zachęcał nas, byśmy podzielili się na łamach „Posłańca” wrażeniami z wyjazdu. To był mój debiut - komentuje.
45/2018 (1217) 2018-11-07
Z Polską ciągle jest kłopot. Historycy mówią: złe położenie geopolityczne. Nasze ziemie od wieków deptały ordy tatarskie, najeżdżały - przekonane o swojej cywilizacyjnej wyższości - oddziały germańskie, paliły i rabowały chciwe łupu armie ruskie, szwedzkie, kozackie. Polski „kłopot” próbowali „rozwiązać” zaborcy, rozszarpując Rzeczypospolitą na trzy części. Skazana na polityczny niebyt miała nigdy nie powstać do życia.

Przypisano jej rolę „pawia narodów i papugi”. Albo „panny bez posagu”, która musi czynić nieustanne umizgi, aby ktokolwiek chciał się nią zajmować. Paradoksalnie, jedynym krajem, który nigdy nie uznał rozbiorów, była Turcja. Ponoć istniał nawet szczególny rytuał na dworze sułtana: władca osmański podczas prezentacji dyplomatów zadawał pytanie: „A gdzież to jest poseł z Lechistanu?”. Dworzanie odpowiadali: „Poseł Lechistanu jeszcze nie przybył”. Na polskiego ambasadora czekało puste krzesło. Sułtan nie pozwolił zburzyć budynku polskiej ambasady, zamykając go na klucz, który przechowywał w skarbcu - ostatni władca turecki oddał go przybyłym ambasadorom Polski po odzyskaniu przez naszą ojczyznę niepodległości. Gdy przyszedł ów długo wyczekiwany, wyśniony dzień, okazało się, że na wschodnich rubieżach kontynentu zbierają się chmury zapowiadające kolejną groźną burzę. Bolszewicy postanowili „uszczęśliwić” Europę „wyzwalając” lud pracujący spod panowania „panów”, a przy okazji rozdeptać jej narody butami półdzikich hord krasnoarmiejców.
45/2018 (1217) 2018-11-07
Przez wszystkie soboty i niedziele listopada w siedmiu miastach Polski prezentowane są filmy z chrześcijańskim przesłaniem. W ramach ogólnopolskiego Festiwalu Filmów Chrześcijańskich ARKA 2018 w NovymKinie Siedlce zostanie wyświetlonych siedem nowości.

- Dzięki zaproszeniu Fundacji Węzeł trzeci rok z rzędu możemy pokazać państwu wartościowe filmy na wysokim poziomie artystycznym - podkreśliła, rozpoczynając pierwszy seans, koordynator siedleckiej odsłony festiwalu Agnieszka Pasztor. 3 listopada widzowie obejrzeli fenomenalny dokument „Z miłości do Joey”, opowiadający historię zmagającej się z nowotworem Joey Feek. Gwiazda muzyki country pokazała, jak cieszyć się życiem, gdy pozostało go tak niewiele. - Ten film powstał po to, żeby obudzić w człowieku radość właśnie wtedy, kiedy jest ciężko - zauważyła A. Pasztor. Gościem sobotniego spotkania był ks. Paweł Siedlanowski, opiekun wspólnoty Dzieci Światła skupiającej rodziców, którzy przeżyli śmierć swojego dziecka. Kapłan podkreślił, że brakuje nam obrazów, które opowiadają o wierze, o Panu Bogu w sposób prawdziwy i realistyczny. Często filmy, które dotykają spraw życia z perspektywy chrześcijańskiej, są lukrowane, nieprawdziwe.
45/2018 (1217) 2018-11-07
Młodzież z Zespołu Szkół Zawodowych nr 1 i II Liceum Ogólnokształcącego miała okazję poznać realia życia wsi sprzed 100 lat. Jak to możliwe? Dzięki udziałowi w dwóch projektach: „Len i wełna - chata krasy pełna” i „Nad Bugiem - życie, sztuka i pranuka”.

O uprawie lnu można posłuchać w wiosce tematycznej Kraina Rumianku w Hołownie. Pani Marianna, u której w ogrodzie rośnie ta cenna roślina, z pasją przekazuje młodym wiedzę na ten temat. - To niezastąpione źródło informacji - podkreśla nauczycielka ZSZ Nr 1 i II LO we Włodawie Małgorzata Kostka, która wraz z uczennicami zrealizowała projekt „Len i wełna - chata krasy pełna”. - To przedsięwzięcie od serca. Powstało, aby więź między pokoleniami zacieśniała się jeszcze mocniej. To, co zostało w trudzie wypracowane w dawnych czasach, m.in. przez nasze babcie i mamy, jest dla nas bardzo cenne - zapewnia M. Kostka. Dziewczyny przez kilka miesięcy obserwowały len - od siewu, pielenia, zbioru, roszenia, międlenia, czesania do przędzenia, a następnie tkania. Dowiedziały się, że uprawą tej rośliny zajmowały się przede wszystkim kobiety, które siały ją w okresie od końca marca do początku czerwca. Pielić można było tyko ręcznie. Kiedy len dojrzał, wyrywano go z ziemi.
45/2018 (1217) 2018-11-07
Był unickim biskupem i bazylianinem. Jego historia nadaje się na scenariusz dobrego filmu. Dziś jest nieco zapomniany i odsunięty w cień.

Odważny, bezkompromisowy, zatroskany o Kościół, duchowieństwo i wiernych, pełen żaru i wiary. Taki był św. Jozafat Kuncewicz. Urodził się ok. 1580 r. we Włodzimierzu Wołyńskim. Pochodził z rodziny prawosławnej. W młodości wysłano go do Wilna, by tam uczył się kupiectwa. Przyszły biskup gorliwie uczęszczał na nabożeństwa do cerkwi i poszerzał swoją wiedzę o wierze. W stolicy dzisiejszej Litwy dowiedział się o Unii Brzeskiej. W mieście spotkał też światłych jezuitów. Do tego stopnia zafascynował się unią, że jako 24-letni mężczyzna wstąpił do zakonu bazylianów (zgromadzenie męskie obrządku greckiego). Duchowość prawosławnych, a więc i pierwszych unitów była bardzo słaba. Problem dotyczył zarówno duchownych, jak i świeckich. Ludzie nie znali nauki Kościoła, rzadko uczestniczyli w nabożeństwach, okazyjnie przystępowali do spowiedzi i Komunii św. Tylko nieliczni widzieli potrzebę ożywienia wiary i pobożności.
45/2018 (1217) 2018-11-07
Jedna z listopadowych niedziel. Kwadrans przed Mszą św. ksiądz czyta wypominki. „Za duszę Jana i Zofii, za duszę Stanisława i Karoliny, za duszę Franciszka...”. Dwóch dziesięciolatków popatrzyło na siebie, w oczach zapali się niepokój graniczący z przerażeniem. W końcu jeden mówi do drugiego: „Spadamy stąd, bo zaraz nas zadusi!”.

Anegdotka stara jak świat, nieodmiennie wywołująca uśmiech na twarzy. Listopad w naszej tradycji to miesiąc modlitwy za zmarłych. Zatrzymujemy się nad ich grobami, ukwiecamy je, rozświetlamy płomykami zniczy i świec. Wizyta na cmentarzu, głęboko przeżyta, wyprowadza nas z iluzji. Pozbawia złudzeń, wedle których życiu doczesnemu nadaje się wartość absolutną. Chłód kamiennych nagrobków obala mit o ludzkiej potędze i panowaniu. Pokazuje, że „bez Boga ani do proga”. Uczy pokory wobec Tego, który jest Dawcą Życia, Sprawiedliwym Sędzią, ale nade wszystko Miłosiernym Ojcem. Intuicja podpowiada, że życie ludzkie nie może kończyć się złożeniem ciała do grobu. A skoro tak, zmusza do spojrzenia na nie w zupełnie innym spektrum.
45/2018 (1217) 2018-11-07
Kilka dni temu na dnie jednej z szuflad biurka natknąłem się na starą płytę z utworami Krzysztofa Daukszewicza. A że dawno nie słuchałem twórczości znanego satyryka, postanowiłem włożyć krążek do odtwarzacza.

Obok „Ballady dziadowskiej”, „Tyle mi zostało” czy „Prośby” w pewnym momencie z głośnika popłynęły słowa: „Zbyt często mnie pytają ludzie, co śpiewam im i gram, jaki naprawdę, jaki jest mój kraj?”. Tekst piosenki pt. „I to jest mój kraj” oraz dobiegająca ze stojącego w sąsiednim pokoju telewizora jałowa dyskusja na temat tego, czy 12 listopada powinien być dniem wolnym od pracy, zrodziły w mojej głowie kilka pytań. Otóż wciąż zastanawiam się, co pokolenie moje i moich wchodzących w dorosłość dzieci zapamięta z obchodów 100 rocznicy odzyskania przez Polskę niepodległości? Czy 11 listopada 2018 r. mieszkańcy kraju nad Wisłą, podobnie jak ich przodkowie przed wiekiem, poczują się wyjątkowo dumni, silni i zjednoczeni? Czy będzie to dzień chwały, triumfu i narodowego sukcesu? Czy będziemy w stanie stanąć razem, z podniesionymi czołami i bez kompleksów wykrzyczeć całemu światu, że jesteśmy ambitnym, pewnym siebie wolnym narodem?
45/2018 (1217) 2018-11-07
W tych dniach słowo „niepodległość” będzie odmieniane przez wszystkie przypadki. Nic w tym dziwnego, bo w świecie naznaczonym nieustannym PR-em wszelaki sposób zdobycia punktów w popularności publicznej jest pożądany.

Od lewa do prawa i z góry w dół wypychać będziemy sobie usta niepodległością, która wybuchła w listopadowe dni 1918 r. Gwar rozbrzmiewający wokół tej rocznicy, wielkie i puszyste słowa, okrzyki gniewu i uwielbienia, swary jak najbardziej pospolite i codzienne potrafią jednak dość dokładnie zabić właściwą refleksję. A mianowicie proste pytanie: czym jest niepodległość? Na pierwszy rzut oka pytanie cokolwiek trywialne. Każdy z nas dzisiaj powiedziałby, iż niepodległość oznacza posiadanie własnego kraju, państwowości, z którą się identyfikuje, mającego możność samostanowienia, tzn. ustanawiania praw, którymi się rządzi, bez konieczności zewnętrznej względem niego innej władzy. W gruncie rzeczy odpowiedź ta sprowadza się do prostej konstatacji, iż niepodległość jest zakresem wolności w ramach własnych państwowych granic. Tylko czy jest to definicja adekwatna?